W internetowym wydaniu polskiej wersji magazynu Vice, pojawił się artykuł o tym, jak Władimir Putin rozdawał swoje zegarki rosyjskim chłopom. W kontekście mojego niedawnego artykułu o dosłownym rozrzucaniu pieniędzy, nie mogłam przejść obok tej sprawy obojętnie, bo od jakiegoś czasu tego typu „rytualne marnowanie” stanowi przedmiot moich fascynacji. Od dziś jego mistrzyniami wcale nie są opisywane w poprzednim tekście siostry Ecclestone, wydające codziennie 3mln złotych, a Władimir Putin, który wrzucając swój zegarek w krzepnący beton był nie tylko bogaczem, ale i Wszechwładnym Królem Rosji.
Zegarek i buty – pierwsza rzecz na którą patrzą partnerzy biznesowi podczas spotkania. To one są wyznacznikiem bogactwa. Wielki fan zegarków powiedział mi kiedyś, że samochód można wziąć w leasing, dom wybudować dzięki kredytowi hipotecznemu, więc to zegarek pokazuje prawdziwe bogactwo.
Putin kolekcjoner
Kolekcja czasomierzy Władimira Putina, który oficjalnie zarabia 595 tysięcy złotych rocznie, jest warta prawie tyle samo, tylko że... dolarów. Poza tym, często występują w niej rotacje, bo Putin lubi je rozdawać i wymieniać się nimi z podobnie zamożnymi kolegami. Zachowuje się, jakby zainspirowany indiańskimi plemionami z Ameryki Południowej uprawiał rytuał potlaczu, czyli zniszczenia lub oddania innym dóbr materialnych, w celu podniesienia swojego statusu społecznego.
Lep na opozycję Mikołaj Kozak, który przez wiele lat mieszkał w Rosji i jest żywo zainteresowany polityką tego kraju, uważa, że „rozdawaniem zegarków” Putina zajmują się tam głównie źródła „pudelkowe”, a informacje rozdmuchuje opozycja, chcąc skonfrontować rosyjską biedę z sytuacją materialną obecnego prezydenta.
- Nie jest tajemnicą, że Putin ma pokaźną kolekcję zegarków i wiadomo, że jest to negatywnie odbierane przez społeczeństwo – mówi Mikołaj Kozak. - Kwestia zegarków za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, lub jachtów sprezentowanych prezydentowi Rosji przez Romana Abramowicza raczej nie przyjmuje się dobrze w świadomości społeczeństwa. Jednak te wszystkie afery nie były rozdmuchane w Rosji tak mocno, jak zegarkowe perypetie ministra Nowaka, ale faktycznie, wciąż jest to przypominane i utożsamiane z tym, że Putin podlega wpływom strefy biznesowej. Jeżeli ten wątek się pojawia w mediach, to raczej jako przytyk lub szpila wbijana Putinowi – kończy Mikołaj Kozak. Tylko dlaczego, skoro kogoś swoim nieco dziwacznym, carskim gestem Putin uszczęśliwił i raczej trudno to potępiać?
Władimir rozdaje nie tylko karty
Zaczęło się w 2009 roku, kiedy obecny prezydent Rosji postanowił obdarować swoimi zegarkami dwóch „prostych ludzi”. Zegarek za około 10 tysięcy dolarów w geście miłosierdzia otrzymał syn pasterza, a później to samo szczęście przytrafiło się ślusarzowi, który po prostu poprosił Putina o jego zegarek, ponieważ ma dwóch synów w wojsku. Prezydent bez mrugnięcia okiem zdjął go ze swojej ręki i oddał robotnikowi. Innym razem natomiast rzucił jeden ze swoich zegarków w zalewany betonem fundament elektrowni wodnej.
Czy w tych momentach zegarek miał jakieś szczególne znaczenie? Czy gdyby to były banknoty, cała sprawa wyglądałaby inaczej? Skąd ten chronograficzny fetysz? - Wrzucenie przez Putina zegarka do betonu oraz rozdawanie ich pośród przypadkowych ludzi, to powtarzanie gestów królewskich – twierdzi nasz bloger, antropolog kultury, Marcel Kwaśniak. - W trakcie zakładzin, czyli rytuałów towarzyszących stawianiu nowego domu w fundamenty wrzucano złoto m.in. jako życzenie pomyślności dla mieszkańców czy użytkowników. Królowie uczestniczyli w podobnych rytuałach, szczególnie znaczniejszych budowli i na przykład wrzucali w fundamenty złoty pierścień – mówi Marcel Kwaśniak.
- Drogi zegarek zastępuje nieco rolę cennego pierścienia, sygnetu, równie mocno podkreślając status posiadacza. Zegarek jest też w zbiorze podarunków cennych acz szeroko akceptowalnych, w przeciwieństwie na przykład do równie cennych złotych monet, które byłyby odbierane jako jałmużna – kończy antropolog kultury.
Dobry car
Putin swoimi gestami stara się grać króla, a właściwie miłościwego cara, z czym zgadza się antropolog Tadeusz Baraniuk. Twierdzi on, że tego typu „akcje” powinny być raczej postrzegane jako happening, mający na celu wytworzenie splendoru. Mikołaj Kozak twierdzi za to, że chodzi głównie o wizerunek dobrego cara, który zedrze przy błyskach fleszy ostatnią koszulę, aby zbratać się ze społeczeństwem.
Władimir Putin znany jest ze swoich ekscentrycznych zagrywek, pozowania na samca alfa i władcę wszechrzeczy. Jego latanie na paralotni, aby wytyczyć tor młodym żurawiom, rzucanie zegarkami w świeży beton, wyławianie antycznych waz, albo walki z niedźwiedziami, mają pokazać podwładnym jego wszechmoc, czyniąc Putina bardziej królewskim od króla i bardziej carskim od cara. A co na to sami Rosjanie? - Nabijają się z niego podobnie jak my, choć nieco bardziej delikatnie i traktują to wszystko jako dobre żarty – odpowiada Mikołaj Kozak. Okazuje się zatem, że jego pompatyczne działania mocno mijają się z celem. Jaki będzie kolejny akt w Teatrzyku Putina?