Czy kultura może uratować europejską gospodarkę? - Kultura nie musi niczego ratować. Kultura jest nieokiełznana i nieprzewidywalna - odpowiadał prof. Zygmunt Bauman na pytanie o przyszłość biznesu i kultury postawione w czwartkowy wieczór przez organizatorów trwającego w Sopocie Europejskiego Forum Nowych Idei. W ocenie ojca postmodernizmu, biznes wciąż patrzy na sztukę przez pryzmat łatwego interesu, a tylko ona może pozwolić Europie utrzymać dotychczasową pozycję na świecie.
Partnerem debaty o finansowaniu kultury jest Totalizator Sportowy
Gdy jedni próbują być mecenasami, inni na twórcach chcą tylko zarabiać. Świetnie odczuła to na własnej skórze inna uczestniczka sopockiej dyskusji Fruzsina Szép, która od lat w Budapeszcie organizuje Sziget Festival - największy festiwal muzyczny w Europie. I władze miasta wreszcie uznały, że skoro impreza dysponuje budżetem rzędu kilkudziesięciu milionów euro, to im należy się co najmniej kilkanaście milionów. Dotąd tego typu wydarzenia nie musiały płacić za wynajęcie terenu, bo generują przecież milionowe zyski dla przedsiębiorców płacących miastu podatki. Budapeszt zrozumiał swój biznesowy błąd dopiero, gdy Sziget Festival chciało przygarnąć kilkadziesiąt innych europejskich miast. I tak zmuszono jednak organizatorów do zapłacenia kilkuset tysięcy euro.
Debata na EFNI o tym, co łączy kulturę i biznes
Organizator: Totalizator Sportowy
Egzystencjalna bitwa o wartości i... pieniądze
Podobnych problemów nie ma już jednak Jonathan Mills. Kompozytor i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Edynburskiego przekonywał w Sopocie, że w ostatnich latach coś bardzo mocno w mentalności biznesu się zmieniło. Kiedyś sponsorzy żądali tylko zwiększających się dochodów z biletów i nigdy nie byli zadowoleni. Nawet, gdy festiwal dla melomanów bił kolejne rekordy popularności. Dziś Mills nie musi jednak walczyć o mecenat samymi słupkami popularności. Kiedy sponsorzy pytają, co da im w zamian, on opowiada o zadowolonych, mądrzejszych i lepiej zmotywowanych pracownikach ich firm i potencjalnych klientach. - To ważne, by zwrócić dziś uwagę, jakiego języka używa się mówiąc o pieniądzach i kulturze - wyjaśniał Australijczyk.
W ocenie artysty, w czasach kryzysu powróciliśmy w Europie na front "egzystencjalnej bitwy". - Znowu mówi się o innych wartościach. Znowu pytamy w ogóle o wartości, kulturę czy etykę - przekonuje Mills. Nie dziwi to prof. Zygmunta Baumana. - Kryzys to upadek orgii konsumpcyjnej ostatnich dekad opartej na pożyczonych pieniądzach i bezsensownych wydatkach - oceniał filozof. Podkreślając, że do rzadkości wciąż należy jednak, by wielkie korporacje wykładały miliardy na mecenat kultury i nie oczekiwały łatwego zwrotu takiej inwestycji.
Im to Lotto
Do nielicznych wyjątków należy Totalizator Sportowy S.A., którego prezes Wojciech Szpil również uczestniczył w sopockiej dyskusji o mariażu kultury z wielkim biznesem. - Biznes cały czas próbuje dogonić sztukę, coś wykreować. Osobno będą one bowiem kreować jedynie tanie popkultury - tłumaczył biznesmen. Totalizator rzeczywiście ma się czym pochwalić. Przez ostatnie dziesięć lat firma wydała na różnego rodzaju inicjatywy kulturalne ponad 1,3 mld zł. Tylko w pierwszej połowie tego roku wydano 73 mln zł. W tym na projekty, których finansować nie chciało nawet Ministerstw Kultury, ponieważ były zbyt... mało dochodowe. Wojciech Szpil przekonuje, że inwestycje te się zwracają, tylko nieco inaczej.
- Totalizator Sportowy jest specyficzną firmą. W ramach naszych produktów oferujemy rozrywkę i emocje. Jednak niezależnie, czy ktoś wygrywa czy nie, na koniec dnia i tak jest wygrany. Bo pieniądze wydane na los trafiają na organizację koncertów, wystaw, realizację filmów. Nie wchodząc w te projekt popełnialibyśmy w pewien sposób przestępstwo. Powinniśmy myśleć o innych pokoleniach i nie zostawiać im dziury w ciągłości dorobku kultury - przekonywał podczas EFNI 2013.
Kultura ratunkiem dla Europy?
- Bardzo się ciesze, że Lotto aż miliard przekazało na kulturę, bo bez tego stan kultury byłby w Polsce opłakany. Jeszcze gorszy niż i tak jest - stwierdził prof. Zygmunt Bauman. Zdaniem filozofa, pieniądze pompowane w kulturę to inwestycja znacznie ważniejsza, niż wielu się wydaje. To właśnie silna, kwitnąca kultura może bowiem pomóc Europie zachować dotychczasową pozycję na świecie. Niewielu ma przecież jeszcze złudzenia, że możemy wygrać globalną konkurencję na polu gospodarczym, czy militarnym. - Kultura to kreatywność, która rodzi nowe szanse - tłumaczył profesor.
Czy to przekona innych przedsiębiorców, by pójść w ślady Totalizatora Sportowego? Bo to rzeczywiście dość wyjątkowa instytucja biznesowa. Milion złotych na Festiwal Malta, kilkaset tysięcy na PLUS CAMERIMAGE w Toruniu, czy Festiwal Filmowy Planete Doc to tylko wycinek z mecenatu Totalizatora. Pieniądze, które firma zarabia na pasji Polaków do gier liczbowych w ostatnich latach wspierały też Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, czy remont Pałacu Czartoryskich w Krakowie.
Dlaczego więc inni w świecie wielkiego biznesu stronią od podobnych inwestycji, a ludzie kultury często nawet nie chcą szukać ich mecenatu? - Jedno funkcjonuje czasem obok drugiego i się nie mogą dogadać. Brakuje dialogu i języka jakim moglibyśmy mówić, że sztuka komunikuje się z biznesem, a biznes popiera sztukę - oceniał Wojciech Szpil. Podkreślając, że wiele racji ma prof. Bauman przekonując, iż "kultura nie jest częścią ekonomii, ani ekonomia częścią kultury". - Obie są jednak ważnym elementem człowieczeństwa - przypominał filozof.