Książka "Kapuściński non-fiction" ponownie trafiła na czołówki mediów. Kontrowersji tym razem nie budzi już sam bohater, ale działania wydawcy. Po tym, jak córka i wdowa po słynnym reportażyście wytoczyły o publikację procesy, Świat Książki zawarł z nimi ugodę i zobowiązał się do przeprosin. Za co? Tego nie rozumie sam autor. W rozmowie z naTemat Artur Domosławski przyznaje, że czuje się oszukany i tłumaczy, o co chodzi w całej sprawie.
Wokół pańskiej książki znów rozpętała się prawdziwa burza. Media elektroniczne piszą, że ma być wycofywana z księgarń...
Artur Domosławski: To nie do końca tak. Problem polega na tym, że stanu faktycznego nikt nie potrafi w tej chwili określić.
To znaczy?
Równolegle toczą się w sądach dwa procesy, ktore pani Alicja Kapuścińska, wdowa po dziennikarzu i pani Rene Maisner, jego córka wytoczyły przeciwko wydawnictwu Świat Książki i przeciwko mnie. Wydawnictwo podjęło jednak negocjacje o ugodzie.
Wiedział pan o tym?
Dowiedziałem się o nich, kiedy już były od pewnego czasu prowadzone bez konsultacji ze mną. Próbowałem tłumaczyć, że nie ma żadnych podstaw do zawierania ugody, ale odniosłem wrażenie, że decyzja była już de facto podjęta. Ugoda została już zawarta w jednym procesie, a w drugim ma się to stać 8 października.
Do czego wydawnictwo się w niej zobowiązało?
Do wyrażenia na łamach prasy ubolewań z powodu między innymi naruszenia dóbr osobistych. Z mojego punktu widzenia najbardziej skandaliczne jest jednak to, że oświadczenie ma zawierać też przeprosiny z powodu nieprawdziwych informacji zawartych w książce.
Otóż w książce wszystkie informacje są prawdziwe, podtrzymuję wszystko to, co napisałem.
Jak to się stało, że wydawca zmienił zdanie? Przecież nie było zastrzeżeń, kiedy książkę wprowadzał na rynek.
Wydawca nie ma żadnej wiedzy na ten temat, żadnych podstaw do takich stwierdzeń. Niczego nie badał, nie rozumiem więc, jak może coś takiego stwierdzać. O tym, czy książka narusza czyjeś dobra, dopiero wypowie się sad. Ja uważam, że nie i mam argumenty. Zastanawiam się, czy - jeśli wydawnictwo w takiej formie wyrazi ubolewanie - nie podjąć kroków prawnych.
Jeszcze w połowie wakacji wydawnictwo chwaliło się wynikami pańskiej książki.
Tak, mam tu nawet obszerny wywiad, którego dla branżowego pisma "Biblioteka Analiz" udzielili Zbigniew Czerwiński, prezes zarządu i Daria Kielan, redaktor naczelna Świata Ksiązki, którzy chwalą się tą książką, jej tłumaczeniami zagranicznymi.
Spójrzmy tutaj. Mówi Daria Kielan: „Pojawiło się wiele głosów, że dzięki tej książce [„Kapuścinski non-fiction”] coś się nagle przełamało w polskiej biografistyce. Od tego czasu pojawiły sie biografie nie pisane w formie pochwalnej i „na kolanach”, ale po prostu rzetelne książki...”. Zbigniew Czerwinski dopowiada: „Dodajmy jeszcze, że „Kapuscinski non-fiction” Artura Domosławskiego ukaże sie wkrótce po niemiecku, zresztą prawa do tej książki zostały już sprzedane na wiele języków”.
Warto zapytać: czy poznaliśmy jakieś nowe fakty, które unieważniają te pochwały, ten entuzjazm ludzi zarządzających wydawnictwem?
Poznaliśmy?
Odpowie jest krótka: nie. O co więc chodzi?
Co, poza przeprosinami, obiecuje wydawca w ugodzie?
Inna jej część mówi o tym, że jeśli będą jakieś kolejne wydania mojej książki, to będą usunięte z niej cztery rozdziały, łącznie około 30 stron.
Ugoda mnie jednak nie wiąże w żaden sposób, nikt ze mną o niej nie rozmawiał. Rozumiem, że powódki nie wycofują roszczeń wobec mnie, więc ja dalej zamierzam się bronić przed sadem. Mam ku temu wszelkie podstawy i postaram się przed sądem dowieść, że prawda i prawo do opowiadania o wielkim pisarzu w sposób nieskrępowany przez życzenia rodziny, leży po mojej stronie.
Żebym dobrze zrozumiała - wydawca wycofał się ze swoich dwóch procesów, zawierając ugody...
A ja z procesami zostaję. Jest to dość przykre dla człowieka piszącego, że wydawca, który obiecał solidarność i opiekę prawną wycofuje się z tych zapewnień.
Oczywiście Świat Książki dzisiaj to nie jest to samo wydawnictwo, co trzy lata temu. W tym czasie dwukrotnie zmienił się właściciel. Nowy po prostu uznał, że ma w nosie solidarność z autorem.
A jak wygląda pańska umowa z wydawnictwem?
Świat Książki ma licencję na "Kapuściński non-fiction" na pięć lat, ten kontrakt wygasa w listopadzie przyszłego roku.
Do tego czasu książka będzie uwięziona?
Nie, to nie tak. Moim zdaniem, książka nie zostanie wycofana z księgarń, choćby dlatego, że to jest po prostu szalenie trudne, jeśli nie niemożliwe. Co więcej słyszę na rozmaitych forach społecznościowych, ze prezes zarządu Świata Książki informuje, że książka będzie dalej do nabycia w integralnej postaci. Zupełnie nic z tego nie rozumiem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Podpisują ugodę i jednocześnie mówią, że książka dalej będzie dostępna w całości.
No, ale jak inaczej? Powinni wyciąć strony?
Nie mogą tego zrobić bez mojej zgody. To byłoby naruszenie praw autorskich i integralności dzieła.
To już druga taka awantura przy tej książce...
Wtedy, przy wydaniu, była większa. Szkoda, że ginie w niej sam Kapuściński.
Myślał pan, że tak będzie, kiedy porywał się pan na jego legendę?
Miałem świadomość, że standard jaki wyznaczyłem sobie w tej biografii, który obowiązuje na przykład w świecie anglosaskim, może wywołać pewne zamieszanie. Natomiast skala oburzenia części czytelników, recenzentów przekroczyła moje oczekiwania. A nie spodziewałem się tego choćby z tego powodu, że w bardzo wielu kontrowersyjnych sprawach rozwikłuję motywacje i zagadki Ryszarda Kapuścińskiego z empatią. Mogę zrozumieć, że rodzinie się pewne fragmenty nie podobają, ale chyba nie chcemy, żeby standardem pisania książek o znanych postaciach była przede wszystkim wola najbliższej rodziny...
Pamiętam, jak po wydaniu mojej książki Jerzy Pilch napisał, że ponieważ obowiązują u nas takie standardy, mamy tyle biografii, ile mamy. Ile biografii znanych postaci polityki czy kultury potrafi pani wymienić?
Standardem ilościowym są wywiady rzeki pisane przez przychylnych dziennikarzy.
Albo autobiografie pisane przez ghostwriterów.
Zrobiłby pan jeszcze raz wiedząc to, co wie teraz?