Gdyby ktoś spotkał naszą rozmówczynię na ulicy to raczej nie podejrzewałby ją o to, że jest jedną z tych, które dyktują trendy w literaturze erotycznej. Jednak Laura, matka dwójki dzieci zawodowo zajmuje się recenzowaniem tej literatury. To od jej zdania zależy, czy dana książka trafi do księgarń czy nie. Kiedy umawiałem się z nią na wywiad sama przyznała żartem, że to dość podniecająca praca. Jak bardzo? Sami się przekonajcie...
Erotyki mają podniecać czytelniczkę. Dlatego, kiedy czytam te książki, to muszę zadać sobie pytanie: „Czy to jest podniecające?”. Podobnie jest przecież z kryminałami. Kiedy je czytasz to zastanawiasz się, czy historia jest intrygująca, czy nie. Jak miałam jakieś zastrzeżenia to pytałam się przyjaciółek o to, co one uważają. Podobnie było w pracy. Sama przyznam, że bywało wesoło, kiedy czytałam na głos różne opisy.
Ile takich książek musiałaś przeczytać?
Pewnie z kilkadziesiąt. Nigdy dokładnie tego nie policzyłam. Ale było tego naprawdę sporo.
Czytasz te książki od deski do deski?
Większość tak. Jednak czasami zdarza się taka książka, której pierwszy rozdział tak zachwyca, że od razu decyduję się na to, by ją zarekomendować. Innym razem po kilku stronach dochodzę do wniosku, że to co czytam jest nudne, więc przestaję czytać. Jednak ogólnie staram się przeczytać książki od początku do końca.
Byłaś jakimś guru erotycznym, że tobie się taka praca przytrafiła?
Absolutnie nie. Byłam zwykłą mężatką z dwójką dzieci, która zaczynała pracę w wydawnictwie. Jednak wszystko zmieniło się przez „50 shades of Grey”. Na samym początku pracy w Czarnej Owcy mój szef Paweł Książkiewicz zapytał mnie, czy słyszałam o takiej książce i czy wiem, co to BDSM. Byłam w tej sferze zupełnie zielona.. Tak samo sądzę, że przed „Greyem” większość kobiet nie wiedziała nic o BDSM. Jednak przyszło polecenie od szefa, bym znalazła coś podobnego, co wydawnictwo mogło wydać.
Czyli „Grey” cię wciągnął...
Można tak powiedzieć. Tu bardzo mi pomogła moja młodsza siostra, która wróciła z Anglii i znała tę książkę. Czytała „Greya” po angielsku i bardzo jej się podobał. Zadawałam jej mnóstwo pytań. Była naprawdę pomocna. Po rozmowach z nią już miałam obraz tego, czego mam szukać.
Czyli musiałaś szukać książek, które podniecają kobiety...
W rzeczy samej.
Jak to robiłaś?
Przeglądałam różne listy zagranicznych bestsellerów w poszukiwaniu potencjalnych hitów. Dochodzi też rewelacyjna strona Good Reads, gdzie masz opinie wielu czytelników Zazwyczaj patrzyłam na te książki, które były popularne w kilku krajach. To dlatego, by mieć pewność, że różne społeczeństwa mogą się utożsamiać z tym, co autor napisał. W końcu jeśli książka jest osadzona w realiach jakiegoś kraju, to mieszkańcy drugiego nie zawsze mogą to zrozumieć. Dlatego także starałam się patrzeć na te książki pod tym kątem.
I co udało Ci się znaleźć?
Na początku wygrzebałam Sylvię Day. Przyznam, że to znakomita autorka i byłam pewna, że i u nas jej dzieła okażą się hitem. Niestety o prawa do jej książek biło się wielu polskich wydawców. Na szczęście odkryłam Indigo Bloom, która zawojowała świat książką „Przeznaczona do gry” oraz Megan Hart i jej „Nieczystą”. To od „Przeznaczonej do gry” zaczęła się nasza „Czerwona seria”.
Rozumiem, że pod wpływem popularności erotyków wywołaną przez „Greya” postanowiliście pójść za ciosem?
Wiedzieliśmy, że „Grey” wyjdzie na rynek i narobi szumu. Dlatego byliśmy na niego gotowi. Mieliśmy swoją odpowiedź w postaci powieści na przykład Megan Hart. Moim zdaniem to bardzo fajny romans. Autorka nie ma dystansu do seksu, który opisuje w swojej książce. Mówi to, co czuje. To książka od kobiety dla kobiet. Taka która ma pobudzać zmysły.
Czytając te książki podniecałaś się?
Starałam się najlepiej wykonywać swoją pracę. Powiem, że niektóre książki naprawdę pobudzały wszystkie moje zmysły. Potrafiłam siedzieć w pracy natchniona i z wielkimi oczami czytać te książki. Natomiast mój mąż śmiał się z faktu, że jego żona jest dziwnie pobudzona.
Nie miał nic przeciwko twojej pracy?
Mąż jest powściągliwy. Nic nie komentował. Natomiast w pracy szef z przejęciem się pytał, czy mąż na pewno nie ma nic przeciwko temu, że „wykonuję” taką pracę.
Czytasz także w domu?
Zdarza się. Na szczęście czytam na czytniku. Gdybym miała taszczyć te wszystkie książki ze sobą, to byłoby znacznie ciężej. Zazwyczaj książki otrzymuję w formie PDF. To o wiele wygodniejsze. Zagraniczni wydawcy, agenci, czy nawet sami autorzy wysyłają nam pliki. Proces wybierania książki trwa bardzo szybko.
A jak jest z polskimi autorami?
Dziennie nasze wydawnictwo otrzymuje od 10 do 20 propozycji. Czasami propozycje pochodzą od znanych autorów, czasami od debiutantów. Jednak sprawdzamy tylko te, które spełniają wytyczne, które są na naszej stronie internetowej.
Czytałaś książkę Ilony Felicjańskiej?
Tak. Wysłała nam. Jednak to, co napisała, nie pasowało do naszej serii. Po prostu nie podniecało. To co opisywała było opowiadane z góry, z dystansem. Ten język był zbyt metaforyczny. Te opisy często budziły we mnie uśmieszki, bo używała przedziwnych metafor. Aż włączał się we mnie krytyk literacki. Myślałam sobie „zła metafora, kolejna zła metafora, jeszcze jedna zła metafora”. Po prostu nie pasowała do naszej „Czerwonej serii”.
Widzę, że masz krytyczne oko...
Trzeba mieć. Książki muszą się sprzedawać. Jednak kiedy jest np. debiut literacki, to nie tylko ja je recenzuję. Książkę czyta kilka osób. Musimy mieć pewność, że „inwestycja” się zwróci.
Dużo macie debiutów?
Zaledwie kilka na rok. Teraz właśnie debiutuje Anna Kropelka z książką „Odkrywając siebie”. Jest to naprawdę intrygująca książka. Do tego dodam, że dzięki niej dowiedzieliśmy się w wydawnictwie, co to były godmisze...
Czyli co?
Jak się okazuje, my Słowianie, to znaczy kobiety słowiańskie, od dawien dawna jesteśmy wyzwolone. Od czasów Mieszka I kobiety wyszywały sobie owe godmisze, czyli woreczki o kształcie członka. Wypełniały je czymkolwiek chciały – kaszą, czy grochem – a następnie siebie zadowalały. To było dla nas całkiem ciekawe odkrycie.
Pewnie wkrótce się pojawi książka o nich?
Możliwe. Nasze wydawnictwo lubuje się w tych tematach. Seks nie jest dla nas tematem tabu. Mamy wiele różnych poradników, czy książek, które otwarcie poruszają tamaty powszechnie uważane za wstydliwe, a z pewnością za niszowe. Nasza „Czerwona seria” po prostu pasuje do polityki naszego wydawnictwa. Erotyki w pewien sposób, tak jak i poradniki edukują nas w sferze seksualnej. Teraz planujemy wydać książkę o tantrze seksualnej dla kobiet.
Erotyki też nas edukują?
W sferze seksualnej rzecz jasna. Choć przyznam, że na niejednej z książek miałabym ochotę przykleić nalepkę: „Pamiętaj o bezpiecznym seksie, załóż prezerwatywę!”. Bezpieczny seks nie jest kluczowym wątkiem tych powieści.
Tak z ciekawości się zapytam, czy masz swoją ulubioną książkę?
Ze wszystkich lubię najbardziej „Życie Carrie”. Choć opowiada ona o relacji opartej na związku BDSM to jednak koniec końców jest to książka o miłości i potrzebie bliskości. Przez całą książkę Carrie jest „niewolnicą”, którą szkoli w BDSM kochanek. Na samym końcu, kiedy uznaje że jest już gotowa pójść w świat, sprzedaje ją na targu. Nie opowiem dalej, bo zrujnuję zakończenie, ale mocno mnie ona zaskoczyła.