Tak, naprawdę, mamy też są kobietami. Mamy też lubią pornografię. Tak, nie tylko taką, gdzie "on spowijał jej ciało delikatnymi pocałunkami w miłosnym uniesieniu", ale taką, gdzie "on kazał jej chodzić w czarnym lateksie na kolanach z kneblem w ustach".
Z okazji zamieszania spowodowanego hiperpopularnością romansu erotycznego "50 shades of Grey" ukuto nowe pojęcie – "mommy porn", pornografia "dla mamusiek". Jest jednak wiele mamusiek i nie tylko, które uważają to promocyjnie nośne określenie za obraźliwe.
"Mommy porn" wydaje mi się wyrażeniem równie seksistowskim, co nietrafnym. Mamuśki to też kobiety. Nie sądzę, by trzeba było wydzielać je jako erotyczną grupę specjalnej troski – jedyne, czym różnią się od innych kobiet czytających i piszących pornografię, to tym, że mogą robić to lulając do snu słodkiego niemowlaczka. Kobiety w każdym wieku i w każdym stanie cywilnym pornografii potrzebują jednakowo.
Zaszła pozytywna zmiana – kobiety wreszcie zaczęły się przyznawać, że pornografię lubią, czytają i piszą. I to nie tylko pornografię wysokich lotów, literacką. Tymi kategoriami broniły się do tej pory, jeśli już przyznawały się do czytania takiej prozy. I nie mówiły, że w hipernudnych romansach Danielle Steel oraz harlequinach wszelkiego autoramentu najciekawsze nie są dzieje zmagających się z przeciwnościami losu kochanków, ale sceny miłosne "kiedy on włożył we mnie swoją magiczną różdżkę". Mimo okropnego języka, straszliwego kiczu tych wyobrażeń były one dla kobiet podniecające. Szczególnie w czasach, kiedy pornografia filmow-telewizyjna oferowała tylko meat shoty i money shoty specjalnie dla panów i nie troszczyła się o kobiece fantazje.
"50 Shades of Grey" to miks świetnej popkulturowej erotyki BDSM takiej jak filmy "9 i pół tygodnia", "Gorzkie gody", a przede wszystkim film i książka "Historia O." Deprawacja niewinności, sado-masochistyczne fantazje to fundamenty kobiecej seksualności – żadne tam tabu. Mam wrażenie, że zawsze, jeśli mówi się o fetyszach, to tylko o męskich, jakby kobiety potrzebowały, aby się podniecić, tylko samego męskiego zainteresowania, ewentualnie tego, że ukochany ci wyszoruje podłogę w kuchni ( jeśli będzie ją szorował w samych slipach na zgrabnej pupie, to co innego).
Pornografia dla mężczyzn może być po prostu pornografią, ale pornografia dla kobiet zawsze musi mieć jeszcze jakiś przymiotnik.
Daddy porn nie istnieje. Faceci dziwnym trafem pozostają facetami, nawet po prokreacji. Dlaczego nikt nie dziwi się, że ojcowie też mają fantazje seksualne? Zaś mamy siedzące w domu i opiekujące się dziećmi zostały skreślone jako istoty seksualne, a już na pewno,fuuuuujka, perwersyjnie seksualne. I jeszcze na dodatek tak jakoś infantylnie - jakieś wampiry, jakieś książęta z Indii, jacyś zimni sadystyczni biznesmeni.
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że jeśli chodzi o fantazje seksualne wszyscy jesteśmy perwersyjni i infantylni. Taki jest ten seksualny teatr.
Jeśli jest inny – nie działa. Wystarczy przeczytać kilka scenariuszy filmów i książek erotycznych – obrażają inteligencję. Ale za to jaką przyjemnosć sprawiają zmysłom. Może jest to guilty pleasure, ale jak już ustaliliśmy – masochizm jest zjawiskiem rozpowszechnionym.
Kobiety wreszcie zaczęły być dumne z tego, że pornografię czytają i piszą. Wciąż jeszcze tłumaczy się, że to na pewno z dojmującej samotności i pragnienia wiecznej miłości, ale przynajmniej ich to nie powstrzymuje, a inne kobiety zachęca, żeby też spróbowały. I daje im mnóstwo kasy.
Sasha Grey pokazała, że przemysł porno nie jest tak oczywisty, jakby nam się wydawało.
E. L James i jej podobne pisarki pokazały z kolei, że harlequinów nie czytają tylko sfrustrowane stare panny i smutne mamy, które zdradza mąż, ale czytają je wszyscy. Jak można nazywać mommy porn coś, o czym piszą portale i magazyny na całym świecie, dla odbiorców w każdym wieku.
"50 Shades Of Grey" ma prawo być tak źle napisane jak jest – jak widać po ilości sprzedanych egzemplarzy – właśnie tak budujemy nasze fantazje. Możemy się tego wstydzić, możemy to wypierać, ale literackie analizy nie zdyskredytują tej książki. Nie o to w niej chodzi. A czy Anne Rice pisała dobrze? – była taką E L James, tylko dekadę wcześniej. Pisała koszmarnie pretensjonalnie, budowała grafomańsko barokowe zdania, ale współczesną modę na wampiry zawdzięczamy właśnie jej. Bez oporów traktowała je tylko i wyłącznie jak nośnik treści erotycznych – znów spod znaku sadomasochizmu.
Jeśli spojrzysz na niego z boku – seks wydaje się absurdalny, komiczny i absolutnie zbędny poważnemu człowiekowi, który ma pracę, rodzinę i sprawy do załatwienia. Jeśli jednak patrzysz na niego z boku – współczuję. W erotyce i pornografii nie ma dobrego i złego smaku, są tylko rzeczy podniecające albo nie – tak długo oczywiście, jak nikt nie zostaje skrzywdzony.
Pornografia przynależy do krainy fantazji, nie do zwykłego życia. Nikt też tego od niej nie wymaga. Kobiety mogą marzyć o przystojnym wampirze czy seksownym psychopacie, ale niekoniecznie dlatego, że są do cna sfrustrowane erotycznie na co dzień, czy naprawdę chcą chodzić z zębatym trupem czy psycholem. Mogą także żyć w szczęśliwym, spełnionym seksualnie związku z super facetem, ale i tak potrzebować tego seksownego wampira, wilkołaka, czy innego batmana. Aktualnie wydają się potrzebować Greya.