Paweł Oleszczuk poruszył już chyba niebo i ziemię, by ktoś pomógł mu odzyskać prawo do wojskowej emerytury, które stracił, gdy niespodziewanie zwolniono go z armii na dwa tygodnie przed wymaganym do tego terminem. Wojsko twierdzi, że nie mogli dłużej tolerować jego błędów, alkoholizmu i maltretowania rodziny. Weteran, który wielokrotnie służył w Iraku i Afganistanie, ani jego rodzina nie mają jednak pojęcia, o co chodzi – Wszystko dlatego, że potrafiłem więcej od dowódcy i nie bałem się piętnować niekompetencji – mówi załamany w rozmowie z naTemat.
Trzy razy służył na misji w Iraku, tyle samo razy wylatywał do Afganistanu. Paweł Oleszczuk miał wieloletnie doświadczenie, cenne umiejętności i chętnie się uczył. Specjalistycznego angielskiego, którym posługują się spece wspierający z ziemi akcje helikopterów medycznych, czy naprowadzający ostrzał artyleryjski nauczył się samemu. Gdy wrócił z ostatniej misji, postanowił więc sprawdzić się podczas selekcji do elitarnej jednostki GROM. Kilka miesięcy później nie miał już jednak czego szukać nawet w macierzystej jednostce w Lidzbarku Warmińskim. Wyrzucono go zarzucając mu alkoholizm i maltretowanie rodziny.
W rozmowie z naTemat Paweł Olszczuk i jego rodzina nie potrafią zrozumieć, skąd wzięły się te oskarżenia. Weteran podkreśla, że zawsze otrzymywał tylko bardzo dobre oceny służbowe, a jego żona przysięga, iż przemoc w ich domu nigdy nie była obecna. Oleszczukowie podkreślają, że opinia psychologiczna na ten temat została wystawiona prze ludzi, którzy nigdy nie byli w ich domu, ani z nimi nie rozmawiali. Żalą się, że ktoś z premedytacją chciał ich zniszczyć.
Dlaczego na dwa tygodnie przed uzyskaniem prawa do emerytury wyrzucono pana z wojska?
Paweł Oleszczuk: Myślę, że głównie dlatego, że zawyżałem poziom. Mam relatywnie dużą wiedzę. Jestem instruktorem Krav Magi i instruktorem podoodziałów bojowych wyjeżdżających na misje. Znam się także na naprowadzaniu pomocy medycznej, czy ognia artyleryjskiego. Wiele z tego nauczyłem się samemu. Postanowiłem więc spróbować dostać się do GROM-u. To chyba do końca rozeźliło mojego dowódcę.
Zainteresowanie GROM-em było źle widziane?
To przeszkadzało dowódcy kompanii, który chciał być jedynym liderem. A w oczach innych żołnierzy większym autorytetem bywałem ja. Poza tym był także inny przypadek przede mną, gdy żołnierz z Lidzbarka Warmińskiego spróbował przenieść się do GROM-u. Dowódcy robili mu strasznie pod górkę, a na koniec również próbowali go zwolnić. Jemu udało się jednak szybciej znaleźć się w GROM-ie.
Uzasadnieniem pańskiego zwolnienia było jednak co innego.
Wojskowa psycholog napisała w mojej opinii, że jestem alkoholikiem i biję żonę. Zarzucano mi także konflikty z prawem. Dodatkowo bardzo negatywną opinię napisał mi także mój 23-letni dowódca plutonu. Nie twierdzę bynajmniej, że młody wiek jest przeszkodą w dobrym dowodzeniu. Jednak on miał dużo mniejszą wiedzę i doświadczenie zawodowe ode mnie. Te wszystkie opinie sprawiły, że trafiłem na komisję lekarską, która miała orzec u mnie ten alkoholizm.
I orzekła...
Psychiatra rozmawiał ze mną zaledwie kilkanaście minut. Nie zlecono żadnych innych badań. Na przykład krwi, moczu, czy badania zmian organów wewnętrznych. Wśród mojej rodziny nigdy nie zrobiono też żadnego wywiadu środowiskowego. Właściwie tylko na podstawie rozmowy, ten psychiatra napisał, że jestem alkoholikiem. Tymczasem zwykle proces orzekania o uzależnieniu wygląda zupełnie inaczej. A ja zawsze chodziłem do pracy trzeźwy. Nigdy nie badano mnie więc nawet alkotestem. Gdyby było inaczej, przecież bym się dziś nie kłócił.
Właściwie o co się Pan kłóci?
Wyrzucono mnie z armii dwa tygodnie przed tym, gdy otrzymałbym prawo do 150 tys. zł tzw. "mieszkaniówki" i 1800 zł emerytury, które dla mnie stanowią naprawdę bardzo dużo pieniędzy.
Teraz nie jest łatwo utrzymać rodzinę?
Dostaję teraz 1300 zł, ale 400 zł zabiera mi komornik. Coś dostaję z MOPS-u, ale to jest w mojej sytuacji kropla w morzu potrzeb. Większość cennych rzeczy mam już w lombardzie. W tym komunijne prezenty syna, które już straciliśmy.
A może to nie skutki zwolnienia, a tego pańskiego alkoholizmu i kłopotów rodzinnych? Nie wierzę, że po powrocie z misji ich w waszym domu nie było.
Oczywiście, że były. W każdej rodzinie żołnierza, który wraca po "bojówce" problemy są. Zwykle są jednak ukrywane. A mnie się wydaje, że im zdrowszy związek, tym mniej ludzie to ukrywają.
Przyznaje Pan więc, że coś jest na rzeczy...
Nie! Nie mam żadnych niebieskich kart, czy kartoteki policyjnej, bo nigdy żony nie biłem. Szczerze mogę przyznać, że moje największe problemy rodzinne zaczęły się pojawiać, gdy zwolniono mnie z wojska. Wtedy, gdy tego wszystkiego nie wytrzymywaliśmy. Na przykład, że trzeba było sprzedać mieszkanie i załatwić dużo tańsze, a syn zaczął się gorzej uczyć i mieć problemy w szkole. Wcześniej nic takiego nie przeżywaliśmy.
Kiedy wrócił Pan z ostatniej misji?
W październiku 2010 roku.
I kilkanaście miesięcy później armia Pawłowi Oleszczukowi podziękowała? Może te misje zbyt mocno Pana zmieniły?
Ja nigdy nie miałem syndromu stresu pola walki, żadnych problemów. Nigdy nie chodziłem do psychiatry nawet. Aż po powrocie zaczęło się to nękanie w Lidzbarku Warmińskim.
Na czym to nękanie miało polegać?
Oni chcieli bym zwolnił się sam. W Lidzbarku to nie byłby bowiem pierwszy taki przypadek, że ktoś im podziękował samemu, bo nie wytrzymał dokuczania. Dowódca kompanii potrafił mnie notorycznie krytykować przy podwładnych i wyśmiewać moje udziały w misjach. To było obelżywe zachowanie ze strony dowódcy, który jest nie tylko młodszy wiekiem, ale i nie ma takiego doświadczenia bojowego, jak ja.
Wtedy zacząłem brać leki uspokajające codziennie w końskich dawkach. Niestety posunąłem się też do próby samobójczej. Na przełożonych nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Mimo że w czasie pokoju najważniejszym obowiązkiem dowódcy jest troska o zdrowi i życie podwładnych. Mną nikt się nie interesował. Psycholog, która doprowadziła mnie do zwolnienia ze służby nigdy wtedy nawet nie dzwoniła do mojej żony. Rozmawiały tylko, gdy po zwolnieniu żona zadzwoniła do niej zapytać, dlaczego nam to zrobiła...
Na misjach było Panu łatwiej?
Dużo łatwiej. To były warunki pracy bez żadnego porównania do tych w jednostce. Przez te wszystkie miesiące na misjach było mi dużo lżej, niż przez te trzy miesiące w kraju, szczególnie po selekcji do GROM-u.
Cały czas nie mogę uwierzyć, że wojsku przeszkadzało, iż jest Pan bardziej doświadczony od bezpośredniego dowódcy.
Bo tak na pewno nie jest. Ja zawsze ambitnie starałem się podchodzić do powierzanych mi zadań. Dlatego wcześniej we wszystkich opiniach służbowych miałem same piątki. Od zawsze miałem jednak jedną wadę. Mówiłem otwarcie, co myślę. I zdarzyło się, że rozmawiałem tak nie raz z ludźmi w stopniu pułkownika, a nawet generała. Teraz myślę też o tym, że na misji jeżdżąc na patrole z oficerami naraziłem się naprawdę różnym, wysoko postawionym osobom. Bo kiedy spotykałem się z niekompetencją, starałem się ją zawsze napiętnować. I podejrzewam, że problemy w Lidzbarku Warmińskim rozpoczęły się właśnie w Afganistanie...
"Polska to nie Stany..."
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy także mjr Sylwestra Tabakę, rzecznika prasowego 9. Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego w Lidzbarku Warmińskim. W ocenie oficera, żal Pawła Oleszczuka do dowództwa jego byłej jednostki jest nieuzasadniony, gdyż to Terenowa Wojskowa Komisja Lekarska zdecydowała, iż musi opuścić armię. Rzecznik nie chciał też wypowiadać się szerzej na temat okoliczności w jakich miało dojść do ustalenia, iż Paweł Oleszczuk maltretuje rodzinę.
Oficer tłumaczy jednak, że Paweł Oleszczuk przed zwolnieniem ze służby miewał spore problemy w pracy i sugeruje, że jego pogarszająca się kondycja psychiczna mogła stanowić zagrożenie dla innych. – Dlatego musieliśmy sprawdzić, czy nadal może nosić mundur. Wyobraża pan sobie, by na przykład policjant, który chodzi po ulicach z bronią, a okazuje się, że ma jakieś tam problemy? – pyta retorycznie.
I nietrudno w to uwierzyć. Weterani na całym świecie miewają problemy i w większości krajów wówczas oferuje im się pomoc i wsparcie, a nie szybko eliminuje ze służby. Weterani misji antyterrorystycznych są otoczeni szczególną opieką w armii amerykańskiej, z której Wojsko Polskie czerpie podobno najlepsze wzorce. Niestety nie w tym wypadku. – Żyjemy w Rzeczpospolitej Polskiej. Jeżeli będziemy żyć w USA, to będzie inaczej – stwierdza mjr Tabaka.
żona Pawła Oleszczuka zaprzecza, by jej mąż był agresywny w domu
Gdy mąż przyjeżdżał z tych misji od czasu do czasu sobie wypił, owszem. Jednak nigdy nie przekładało się to na jakieś problemy w rodzinie. Gdy go zwolnili na takiej podstawie, była to ostatnia rzecz jakiej się spodziewałam. Nawet na misjach się tak o niego nie bałam, jak teraz. To wszystko, co twierdzi wojsko jest nieprawdą. Przyrzekam na moje dzieci, że mówię prawdę.