Dlaczego młodzi nie chodzą do kościoła
Dlaczego młodzi nie chodzą do kościoła archiwa prywatne / Agencja Gazeta
Reklama.
Bo Kościół kłamie? Bo chodzi im tylko o pieniądze? Bo księża wtrącają się w politykę/gwałcą/piją? Powodów mogłoby być sporo, jednak okazuje się, że nie do końca o to chodzi.
Z jakiego powodu?
Decyzja o zrezygnowaniu z Mszy Świętej w większości przypadków wcale nie jest determinowana konkretnymi skandalami, wstrząsającymi Kościołem. Z reguły zapada ona w chwili, kiedy do świątyni już nie trzeba chodzić, bo nikt nie zmusza i nikt nie prowadzi na mszę za rączkę. Wtedy z barków większości nastolatków oraz młodych dorosłych spada pewien obowiązek i kościół zaczynają oglądać głównie z zewnątrz. Za to ci, którzy w nim zostają, z reguły trwają już do końca, czegokolwiek nie zrobiliby i nie powiedzieliby zakonnicy, biskupi, albo kardynałowie.
Ja sama nie wykazuję antyklerykalnych zapędów, bo nie mam w zwyczaju nienawidzenia ludzi, rzeczy lub instytucji, które nie wyrządziły mi żadnej bezpośredniej krzywdy. Jednak odkąd zaczęłam powoli wkraczać w dorosłość, jak większość moich znajomych, przestałam przychodzić do kościoła, mimo że kiedyś przeżywałam dość długi okres obsesyjnej religijności.
Lecz gdy z niego wyszłam, zaczęłam traktować uczestnictwo w mszy jako nudny obowiązek, z którym pożegnałam się w okolicach osiemnastki. Zgodnie z ulubionym cytatem wierzących-niepraktykujących uznałam, że chodzenie do kościoła nie czyni mnie katolikiem, tak jak stanie w garażu nie robi ze mnie samochodu, więc lepiej zostać w domu.
logo
Sara Brzezińska archiwum prywatne

Sensy i bezsensy
Tak samo uważa moja rozmówczyni, Sara Brzezińska. Przestała chodzić do kościoła w momencie, kiedy zamieniła w szkole religię na etykę i jej, jak to określa, jeszcze mały rozum zaczął rozważać, czy to wszystko istnieje. – Zdarzało mi się analizować te wszystkie sensy i bezsensy. Zawsze kiedy masz kilkanaście lat, zaczynasz to robić – twierdzi Sara.
– Teraz nie chodzę do kościoła, bo msze niczym się między sobą nie różnią. W tych samych momentach klęczysz, składasz ręce, siadasz, wstajesz, znowu klęczysz. I w tych samych momentach ziewasz. To takie rytualne obrządki bez żadnej puenty. Zawsze jedyną rozrywką w kościołach jest obserwowanie ludzi. Kiedy jeszcze chodziłam z rodzicami, to na balkonie kościoła wychylałam się i liczyłam, ile babć ma chustki na dolnym piętrze, a w momencie kiedy babcie przestały je nosić, sprawdzałam, czy moja mama idzie po komunię. Kiedy nie szła, zastanawiałam się, co złego zrobiła – opowiada dwudziestolatka.
Czy zdarza jej się jeszcze chodzić do kościoła? – Czasem wpadam, żeby pooglądać sobie twarze ludzi, sprawdzić ilu ich jest i jak się zachowują – mówi Sara – a później znowu znikam. Przede wszystkim już nie identyfikuję niedzieli z kościołem.
logo
Aleksander Grzybek archiwum prywatne

Nudy
Podobną opinię na temat kościoła ma starszy od Sary o dwa lata Aleksander Grzybek, student ASP. – Przestałem chodzić do kościoła bo tam było nudno – mówi z rozbrajającą szczerością. – Nie przekonywało mnie to, o czym mówił ksiądz. Po bierzmowaniu przestałem przychodzić, mimo że kiedyś byłem w to mocno wkręcony, bo spodobała mi się jedna bardzo religijna dziewczyna, która chodziła na oazę – śmieje się Alek. – Po czasie zacząłem sobie jednak uświadamiać pewne rzeczy. Uznałem, że nasza religia nie jest logiczna, zaczęli mnie denerwować księża i sztuczna atmosfera kościoła.
Dlaczego coraz mniej młodych osób chodzi do kościoła? Czy naprawdę powodem jest nuda? – To naturalny proces nowoczesności, zablokowany wcześniej w Polsce przez okoliczności historyczne – twierdzi Maciej Gontar, który chodzi do kościoła trochę z powodu konserwatywnego buntu, trochę z pragnienia wiary, bo zawsze chciał wierzyć i być wierzącym. – W PRL-u Kościół był zawsze po stronie społeczeństwa, a przeciwko władzy. W demokratycznym społeczeństwie nie ma opozycji władza-społeczeństwo, a Kościół (instytucja w założeniach i fundamentach konserwatywna) oczywiście nie potrafi się przystosować.
logo
Michał Wróbel archiwum prywatne

"Nie tak to zapamiętałem"
Michał Wróbel, który niedawno skończył dwadzieścia osiem lat, zupełnie inaczej zapamiętał wizyty na Mszy Świętej z czasów, kiedy był dzieckiem i potwierdza słowa Maćka. Gdy zauważył, że Kościół się zmienił, przestał do niego przychodzić. – W latach dziewięćdziesiątych Kościół w Polsce był pełen pewnego optymizmu, co nie było w żaden sposób dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że dopiero co wyszliśmy spod restrykcji z czasów PRL-u – twierdzi mój rozmówca.
– Później wyjechałem za granicę, do Francji, gdzie nie udało mi się tego odnaleźć i między innymi dlatego straciłem motywację. Po moim powrocie, Kościół w Polsce, szczególnie w mniejszych miastach i wsiach, diametralnie się zmienił. Według mnie po to, aby schlebić tym, którzy są dla Kościoła źródłem „datków”, ale których bardzo konserwatywne, wręcz nierealne poglądy, w żaden sposób nie przystają do rzeczywistości – wyjaśnia.
Podobnie jak w moim przypadku, większość znajomych starszego właściwie o pół pokolenia Michała, odwiedza kościół tylko przy specjalnej okazji, gdy włącza im się w głowie lampka pod tytułem „co powie rodzina”. Mimo tego, że czasem przekraczają próg swiątyni, niejednokrotnie wypowiadają się o Kościele niepochlebnie, choć niewielu z nich ma na tyle odwagi, aby odejść.
logo
Agnieszka Ziółkowska fot. Agencja Gazeta

Katolicy wyklęci
– Decyzja dorosłego człowieka o wystąpieniu ze wspólnoty, której nie chce być częścią, a której został członkiem w dzieciństwie bez własnej woli i wiedzy, nie powinna budzić zbyt wiele kontrowersji. A jednak budzi – mówi Agnieszka Ziółkowska, działaczka "Krytyki Politycznej" i pierwsze polskie dziecko urodzone z in vitro, która niedawno dokonała aktu apostazji.
Wychowała się w katolickiej rodzinie i uniwersalne wartości chrześcijańskie są jej bliskie, ale bardzo szybko przestały być jej bliskie działania Kościoła jako instytucji: począwszy od skandalu z molestowaniem kleryków przez arcybiskupa Paetza, poprzez kwestie ukrywanej pedofilii w polskim Kościele, aż do krzywdzącej wiele osób i piętnującej postawy w kwestii związków partnerskich, czy leczenia niepłodności za pomocą in vitro.
Wiele osób niewierzących, a ochrzczonych nie ma według Agnieszki potrzeby formalnego zerwania z Kościołem, bo załatwiają tę sprawę w swoim sumieniu – po prostu nie wierzą i to im wystarcza. Jednak ona poszła o krok dalej. – Podjęłam decyzję o apostazji nie kiedy przestałam wierzyć, ale kiedy związki formalnej przynależności do Kościoła zaczęły mi ciążyć i doskwierać. Choć według prawa kanonicznego nie można się po prostu „wypisać” z Kościoła, apostazja zaś nie sprawia, że przestaje się być katolikiem – opisuje.
– Można jedynie złożyć oświadczenie woli, że nie chce się być w Kościele katolickim, za co Kościół karze taką osobę ekskomuniką. Pozostaje się wyklętym katolikiem, a adnotacja o apostazji jest wpisywana w księgi chrzcielne, w których niestety dane osobowe zostają. Ja mam jednak nadzieję, że kiedyś te zapisy zostaną dobrze odczytane, a moje prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania, w tym wolność zmiany wyznania i przekonań, zostanie uszanowane – twierdzi Agnieszka.


I tu miałam już kończyć powyższy tekst, kiedy Maciej Gontar, w przypadku którego z góry założyłam, że zapewne nie chodzi do kościoła i zadałam mu podobne pytania, jak poprzednim rozmówcom, wreszcie odpisał: „Nie tak ogromna liczba ludzi w naszym wieku nie chodzi do kościoła. Żyjesz pod kloszem wykształconej, liberalnej młodzieży z największego miasta w Polsce”. I miał absolutną rację.
logo
Maciej Gontar archiwum prywatne

Niestety, nie udało mi się znaleźć odpowiednich statystyk, które mówiłyby o tym, ilu ochrzczonych dwudziestolatków chodzi na Mszę Świętą. Pozostaje mi zatem obserwacja mojego "klosza", którego zasięg z reguły nie obejmuje kościołów, chyba że w kontekście historyczno-artystycznym.