W bostońskim The Griffin Museum of Photography ruszyła wystawa zdjęć fotoreporterów Agencji VII zrobionych... komórką. Aplikacja Hipstamatic, z którą wszyscy wielbiciele retro-fotografii są za pan brat, święci triumfy także w rękach profesjonalistów.
O
Hipstamaticu zrobiło się głośno poza środowiskiem wielbicieli technologicznych nowinek, kiedy w 2010 r. dziennikarz “New York Timesa” Damon Winter zilustrował artykuł na jedynce gazety zdjęciem zrobionym przy pomocy tej aplikacji. Wraz z pokrewnym
Instagramem Hipstamatic ukształtował stylistykę zdjęć robionych i “obrobionych” smart phonem. Oba fotograficzne “narzędzia” to bowiem wbudowane w aplikację lub dostępne w App Storze filtry, które umożliwiają poddanie zrobionego zdjęcia podstawowej obróbce, np. kolorystycznej, czy zmianie faktury, a potem podzielenie się nim ze znajomymi za pośrednictwem social media. Nazwa Hipstamatic odwołuje się do analogowych aparatów, których 157 egzemplarzy miało zostać stworzonych przez dwóch amerykańskich braci na bazie innego aparatu wyprodukowanego w Rosji.
Dziennikarze “The Telegraph” powątpiewają jednak, jakoby aparaty Hipstamatic kiedykolwiek naprawdę istniały.
Od debiutu na łamach “New York Timesa” aplikacja na iPhone'a doczekała się wystawy w londyńskiej Orange Dot Gallery, w ramach której pokazano 157 najlepszych zdjęć amatorskich zgłoszonych przez stronę Hipstamatics.com. Swoich prezentacji w
Londynie,
Berlinie czy
Hong Kongu doczekały się też zdjęcia robione Instagramem.
Wystawa “iSee” w bostońskim Griffin Museum of Photography by Digital Silver Imaging to bodaj pierwszy pokaz zdjęć wykonanych tą techniką przez profesjonalistów. 19 członków Agencji VII, grupującej międzynarodowych fotoreporterów, dokumentujących najważniejsze globalne wydarzenia, zdecydowało się upublicznić zasoby swoich smart phone'ów.
Wśród nich znalazły się zdjęcia z Etiopii, Polski, Ukrainy, Burmy, Turcji, Norwegii czy Tanzanii: czarno-białe, kolorowe, portretowe, pozowane, spontaniczne i bajkowe. Organizatorzy podkreślają, jak bardzo skrócił się dystans między fotografującym i odbiorcą jego zdjęcia. “W jednej chwili John Stanmeyer wysyła SMS-a do żony z lotniska w Tajpej, w następnej pstryka telefonem zdjęcie, które pokazujemy na tej wystawie”, czytamy w materiałach prasowych. “Ta fotografia, wzięta z 'pokazu slajdów w jego umyśle' teraz wkracza do publicznego dialogu. Fotografowanie z pomocą smart phone'a umożliwia to w niespotykanym dotąd stopniu. Bezpośredniość, kontakt, intymność i zredukowany interfejs między tematem a fotografem otwierają nowy świat”. Zobaczymy tam zdjęcia Rona Haviva, Venetii Dearden, Seamusa Murphy'ego, Petera DiCampo, Gary'ego Knighta, Maćka Nabradalika, Christophera Morrisa, Donalda Webera, Stefano de Luigi, Giovanniego Cocco, Eda Kashiego, Erin Trieb, Tomasa Van Houtryve, wspomnianego Johna Stanmeyera, Lynsey Addario, Davide Monteleone, Mikołaja Nowackiego, Marcusa Bleasdale'a i Joachim Ladefogeda.
Ciekawe, czy robienie zdjęć z pomocą aplikacji telefonowych pozostanie środowiskową zajawką, jak lomografia, czy rozwinie się w pełnoprawną gałąź fotografii. Póki co w Warszawie ruszyła pierwsza
galeria fotografii komórkowej Fotokmórka, a
Teru Kuwayama, fotoreporter cytowany przez “The Telegraph”, zauważa jedną zmianę zachodzącą na naszych oczach: coraz trudniej będzie ocenić po zdjęciu, z jakiego okresu pochodzi...