Ponad sto fałszywych adresów e-mailowych i kilka sztucznych profili na Facebooku. W taki sposób nasz rozmówca dzień w dzień oszukuje mnóstwo osób na forach internetowych. Podając się za kogoś innego, przekonuje do usług danej firmy. Mimo że jest marketingowcem, podaje się za klienta. Tak – to pracownik marketingu szeptanego, który sam przyznaje, że firmy, które w internecie "chwali", sam omijałby szerokim łukiem.
Właśnie dlatego chciałem o tym porozmawiać. W pewien sposób oczyścić swoje sumienie związane z tym mało nieuczciwym procederem. Chcę, żeby ludzie się dowiedzieli jak często są oszukiwani.
Gdzie?
Na różnych forach internetowych, serwisach. Wszędzie w sieci.
Przez kogo?
Przez pracowników firm marketingowych. Moja praca polega na tym, że dzień w dzień piszę dziesiątki pozytywnych postów dotyczących firm, które są moimi klientami.
Wciska pan ludziom kit?
Tak jest. Wszystkie informacje, które piszę są zmyślone. Nawet na własne oczy nie widziałem swojego klienta, ale piszę o nim same pozytywne rzeczy. Zdarza się, że nawet go bronię. Tymczasem, kiedy czytam o nim posty prawdziwych klientów danej firmy, to widzę, że nie powinienem tego robić, bo naprawdę nie jest godny polecenia.
Może podać pan jakiś przykład?
Podpisaliśmy umowę z pewnym chirurgiem plastycznym, który powiększał piersi. Forumowiczki wystawiały mu bardzo negatywne opinie i były bardzo niezadowolone z efektów jego pracy. Każdy mógł zauważyć, że nie jest to najlepszy lekarz i pacjentki powinny się od niego trzymać z daleka.
A pan?
Założyłem na tamtym portalu medycznym kilka sztucznych profili. Podawałem się za pacjentki. Wystawiałem mu same pozytywne recenzje.
Tak po prostu? Przecież łatwo wyłapać fałszywe komentarze
Nie do końca. Każdą „postać” musimy uwiarygodnić. Dlatego od razu nie ruszamy do ofensywy. Zanim wystawię ocenę końcową to kilka razy wezmę udział w dyskusjach o innej tematyce np.: „Budzę się rano z uśmiechem na twarzy”. Dzięki temu inni forumowicze dochodzą do wniosku, że jestem autentyczną osobą. Później, tak jak zrobiłem to w przypadku tego chirurga, napiszę pod dyskusją o tym, że byłem (jako pacjentka) u niego na konsultacji i było wszystko w porządku. Po jakimś czasie wrócę i powiem, że jestem umówiony na operację. Znowu poczekam i na koniec powiem, że operacja się udała i jestem zadowolony z efektów.
I pacjentki w to wierzą?
Część na pewno. Klienci nie skarżą się na efekty naszej pracy. Mówią, że są zadowoleni.
Pozwoliłby pan swojej partnerce skorzystać z usług tego lekarza?
Nigdy w życiu. Widziałem wiele negatywnych opinii na jego temat. Takie, które wyglądały na naprawdę wiarygodne. Nikt nie mógł ich wymyślić po to, by go oczernić. Po prostu był to słaby lekarz, który za pomocą naszej firmy chciał sobie napędzić nowe, nieświadome niczego klientki. Ja niestety przyłożyłem do tego rękę i część kobiet mu pewnie zaufa.
Mówi pan, że ma pan wyrzuty sumienia, ale cały czas w tej branży pracuje. Spora hipokryzja.
Dzięki niej zarabiam w miarę dobre pieniądze, a wymiar pracy pozwala mi na to, by móc studiować. Tak naprawdę ciężko studentowi znaleźć dobrze płatną pracę, która zapewni spokojne utrzymanie. Choć nie zgadzam się z tym, co robię i chciałbym odejść, to muszę mieć z czego żyć.
Koledzy z pracy myślą podobnie?
Część, choć nie wszyscy. Jeśli chodzi o zatrudnienie to mamy bardzo duży obroty. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. Spotykałem takie osoby, które po jednym dniu rezygnowały. Mówiły, że ta praca jest sprzeczna z ich przekonaniami. Nie chciały okłamywać ludzi.
A pan okłamuje...
Jak mówiłem, muszę z czegoś żyć. Jednak ciągle szukam innej pracy.
A co pan powie podczas rozmowy o pracę? „W poprzedniej firmie zajmowałem się wymyślaniem komentarzy”?
Mniej więcej tak. Nie sądzę, by to był aż tak wyklęty zawód, który zapewni mi wilczy bilet do końca życia.
A co w CV ma pan napisane?
Że jestem copywriterem. W sumie w takiej roli zostałem w obecnej firmie zatrudniony. Dopiero później, w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej okazało się, że moja praca copywriterska ma polegać na czymś zupełnie innym. Zamiast tworzyć teksty reklamowe, zajmuję się oszukiwaniem ludzi na forach internetowych.
Pana znajomi wiedzą czym się pan zajmuje?
Nie i nie chciałbym by się dowiedzieli. Podczas rozmowy o pracę mogę opowiedzieć o swoim doświadczeniu zawodowym. Jednak nie chciałbym, aby znajomi o tym wiedzieli. Mimo wszystko jest to wstydliwa praca. Dlatego kiedy się pytają, mówię, że pracuję w agencji marketingowej i na tym się kończy nasza rozmowa.
A gdyby ktoś z nich chciał skorzystać z usług jednego z pana klientów?
Postarałbym się znaleźć sposób, by ich od tego odwieść. Problem w tym, że sam jeszcze nie natrafiłem na swoich klientów, bo zazwyczaj działają oni w innym regionie.
Uprawia pan czarny PR, atakuje pan konkurencyjne firmy?
Nie. W swoich postach nie atakujemy konkurencji. Jedynie bronimy swoich klientów, lub ich chwalimy. Tak więc, jeśli ktoś powie, że był niezadowolony z usługi, ja napiszę, że miałem zupełnie inne doświadczenie. Powiem, że zostałem fachowo obsłużony i nie mam co narzekać. Staram się w swojej pracy nie naskakiwać na tych, którzy atakują klienta, bo wtedy pomyślą, że działam na czyjeś zlecenie. Staram się stworzyć wizerunek rzetelnej firmy, którą warto polecić. Szefowie pilnują, żeby za bardzo nie słodzić, bo wszyscy się połapią, że coś jest nie tak.
Kim są pana klienci?
Lekarze, firmy budowlane, warsztaty samochodowe, obsługuję też dużego producenta okien.
Zdarza się, że nikt nie pisze o pańskich klientach?
Tak. W takich przypadkach sami zakładamy takie wątki, rozpoczynamy w nich dyskusje. Jeśli nikt się na to nie złapie, to specjalnie, by zrobić wrażenie, że to jakaś znana firma, rozmawiamy o kliencie między sobą.
Pan z kolegami?
Tak. Zdarza się, że na jednym forum reprezentujemy interesy dwóch innych klientów. Wtedy każdy poleca swojego. Zdarzało się nawet, że sam ze sobą prowadziłem dyskusje.
Musi mieć pan sporo profili, by tak robić...
Mam pozakładanych ponad 100 sztucznych kont e-mailowych. Wszystkie informacje mam zapisane w bazie danych, dzięki temu nie zapominam loginów i haseł. Każdego dnia muszę korzystać z kilkudziesięciu z nich. Codziennie część z tych postaci musi odnotować aktywność na forum, co nie znaczy, że codziennie działamy na rzecz klienta. Po prostu udajemy, że prowadzimy normalne życia. Mamy specjalne modemy, które zmieniają nasze adresy IP. Dzięki temu administratorzy forów na których jesteśmy aktywni nie mogą wpaść na to, że jesteśmy pracownikami firmy marketingowej.
Na Facebooku też jest pan aktywny?
Mam tam sześć profili. Hoduję je od dłuższego czasu. Jedna z moich postaci ma nawet 600 znajomych. Na tym polega marketing szeptany, by jako osoba prywatna rekomendować czyjeś usługi.
Zna pan któregoś z tych facebookowych znajomych w prawdziwym życiu?
Nie. Czasami wrzucam coś na swoją ścianę, by ktoś uwierzył, że jestem autentyczną postacią. Zdarzają się także propozycje matrymonialne. Jeden z moich profili, kobiety rzecz jasna, otrzymuje ich mnóstwo. Przeważnie są to oferty od Turków czy Greków. Zdarzały się także wiadomości od Amerykanów.
Skąd bierze pan zdjęcia do tych profili? Macie w firmie jakąś bazę?
Nie. Sami wyszukujemy rzeczywiste osoby z zagranicy. Staram się brać zdjęcia osób z dalekich krajów, które w życiu nie pomyślałyby o tym, że ktoś może się za nie podszywać. Część profili ma twarze Amerykanów lub Kanadyjczyków. Mam też kogoś z Rosji.
Nikt się nie połapał?
Raz. Nie wiem w jaki sposób. Pewna Amerykanka odkryła, że używam jej zdjęć. Napisała do mnie wiadomość z pytaniem, dlaczego się pod nią podszywam. Nie odpisałem jej, ale po cichu usunąłem zdjęcia i znalazłem inne.
Czy zdarzyło się, że zaczął pan się utożsamiać z jedną z tych osób, którą pan udawał?
Może tylko z jedną. Poza tym, życie każdej z tych osób kończy się z momentem wylogowania.
Kim jest ten "wybraniec"?
Jest to młody facet, który prowadzi własną firmę. Jest pasjonatem motoryzacyjnym, do tego jest zdeklarowanym singlem. Często wypowiada się na forach motoryzacyjnych. Jego zdążyłem polubić, ale tylko w pracy. W życiu prywatnym nie myślę o osobach, których udaję. Kończę pracę o 16, zamykam komputer i zajmuję się własnym życiem.