W kawiarniach należących do dużych sieci kawy są nawet o połowę droższe niż w „nie-sieciówkach”. Mimo to, te pierwsze wybiera coraz więcej klientów. Sprawdzamy skąd się biorą różnice w cenach i dlaczego nadal z uśmiechem na ustach będziemy przepłacać.
Kawiarnia na warszawskim Mokotowie. W niedzielne południe dwie studentki weterynarii popijają latte i gadają o perspektywach, pracy i zajęciach. Stolik obok trzy emerytki delektują się herbatami prosto z Indii, obrabiając cztery litery czyjejś (dla mnie tajemniczej) teściowej. Wszyscy ci ludzie, łącznie ze mną, mocno przepłacili. Ceny americano, czyli popularnej „zwykłej” czarnej kawy w sieciowych kawiarniach typu Starbucks, Coffee Heaven, Green Coffee, czy W Biegu Cafe zaczynają się od około 8 złotych. Za małą kawę! Jeszcze droższe są latte - kawy na mleku. Pół litra takiej przyjemności (naprawdę wielki kubas!) to wydatek nawet 13 złotych. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że, umówmy się, to tylko kawa, która w kawiarniach nie związanych z żadną siecią będzie nas kosztować przynajmiej jedną trzecią mniej.
Według raportu Top3 Kawiarnie, przeprowadzanego przez firmę Dive zajmującą się regularnymi badaniami rynku, najlepszą siecią kawiarni w Polsce jest iCoffee. Czemu? Dive brało pod uwagę jakość obsługi klientów, wyposażenie i czystość lokalu. Na drugim miejscu uplasowała się Costa Coffee, ostatni na podium jest amerykański Starbucks. Sieciowe kawiarnie wyglądają prawie tak samo - w każdym Starbucksie są identyczne krzesła, stoliki, lada i menu. W każdym Coffee Heaven jest taka sama toaleta, takie same napoje i identyczne poduchy. Te miejsca mają duszę, ale jest to dusza dosyć płytka, łatwa, bezkonfliktowa. W ich wnętrzach nie ma historii, indywidualności, nie są jedyne w swoim rodzaju. Każdą siecią kieruje duża korporacja, a korporacje mają to do siebie, że w każdym miejscu na świecie wyglądają tak samo.
W kawiarni mózg się resetuje
Dlaczego więc tak nas ciągnie to znanych nam, sieciowych kawiarni? Dzwonię do naszej blogerki, dr Magdy Łuźniak-Piechy. Jej zdaniem sieciowe kawiarnie są tak skonstruowane, żeby nasz mózg nie musiał podejmować decyzji. Po trzech wizytach w Starbucks, czy Coffee Heaven możemy czuć się tak samo w każdej kawiarni tych sieci. - Istnieje takie zjawisko jak habituacja (nie od stroju duchownych, a od nawyku) przyzwyczajamy sie do pewnych bodźców. Dzięki temu wyjście do kawiarni przestaje być wielką sprawą, znamy te miejsca i czujemy się tam bezpiecznie.
A jakie to ma przełożenie na picie kawy? - Zasadniczne. Człowiek jest zwierzęciem doskonałym, bo leniwym. Po pierwsze, w kawiarni działamy na automatycznym pilocie. Wystarczy, że rzucimy do barmana „soja, średnia latte, wzmocniona” - on już wszystko wie. Nie musimy niczego tłumaczyć, nie musimy się zastanawiać i podejmować decyzji. Po drugie, po kilku wizytach w sieciówce uznajemy, że to nasze bezpieczne, domowe środowisko. Mamy same pozytywne bodźce, nie musimy myśleć i kombinować. W każdej kawiarni jest nam tak samo. Nasz mózg tak działa, bo codziennie dociera do nas milion kilobajtów informacji, więc chcemy czasem zrobić sobie reset i włączyć tego automatycznego pilota. Nie tracić energii.
- U nas jest drożej, bo klienci muszą zapłacić za markę, wszędzie tak jest - powiedział mi pracownik jednej z kawiarni. Starbucks na przykład wszystkie produkty bierze od konkretnych, tych samych na całym świecie dostawców. Do Polski ściąga je z magazynów w Holandii. - Każda kawiarnia sama odpowiada za swoje finanse. Dlatego i ceny są wyższe. Właściciel małej kawiarni może sam pojechać do hurtowni, wybrać kawę jaką chce. My mamy wyższe koszty prowadzenia biznesu.
Sieciowo obojętni
- Sieciówki i nie-sieciówki wybiera konkretny rodzaj ludzi. Do nie-sieciówek chodzą nieprzypadkowi ludzie. Wiedzą, że chcą napić się dobrej kawy i będą chodzili po różnych kawiarniach, aż wybiorę tę, która im odpowiada. Dla tych ludzi cena kawy prawie nie ma znaczenia. Sieciówki są natomiast „bezpiecznym” rozwiązaniem spotkasz w nich ludzi, którzy na przykład nie wiedzieli, gdzie się umówić, więc wybrali taką kawiarnię lub tych, którzy podążają za trendami - Starbucks jest modny na świecie, więc i u nas trzeba do niego chodzić - bo właśnie jest modny na świecie. Bardziej lokalnie - Coffee Heaven. Moim zdaniem wcale nie jest rewelacyjny, ale w Warszawie stał się modny, głównie przez marketing szeptany - powiedział mi kolega dziennikarz. Za sieciówkami może przemawiać fakt, że gdziekolwiek się nie znajdują, będą trzymać swój poziom. - Nawet jak będziesz na końcu świata, to wiesz, jak będzie smakowała kawa w sieciówce. To pewnik, bezpieczny wybór - dodaje mój znajomy. A jego ideał kawiarni? - Francuskie. Tam jest klimat, dusza. Sami ludzie zresztą wytworzyli jakąś kulturę życia kawiarnianego, ale nie w kawiarniach sieciowych.
W międzyczasie stolik obok opuściły starsze panie, usiadło przy nim małżeństwo w średnim wieku. - Ja często pijam kawę w kawiarni przy Nowym Świecie, tu trafiłem trochę przez przypadek. We wszystkich sieciówkach siedzą młodzi ludzie i coś piszą na komputerach. Najchętniej sprowadziłbym do Polski kawiarnie z Wiednia. Są piękne, jest tam spokojnie, można poczytać prasę i odpocząć - powiedział. W Austrii, czy Francji niemal każda sieciówka ma w swojej ofercie produkty regionalne, na przykład macarons - francuskie ciasteczka z kremem. Podobnie działa też Mc Donald’s, który pokazuje swoim klientom, z którego konkretnie francuskiego pola pochodzą ziemniaki na frytki, a w Argentynie do zestawów serwuje lokalne wino. Kawiarnie korporacyjne w Polsce wydają się tym nie przejmować. Na razie.
Kawiarnie połączone w wielkie sieci są najczęściej przewidywalne i szybkie. Godzimy się na droższą kawę w dużej mierze z lenistwa. W dzisiejszym świecie wszystko bowiem musi być szybko. Kończę kawę, przypomina mi się, co powiedziała Magda Piecha - Wszystko, co pan zapłacił powyżej 4 złotych, to opłata za pański komfort psychiczny, wyłączenie jakiejś części mózgu i możliwość skupienia się na artykule, zamiast na zamawianiu kawy.