Przemek Skokowski to podróżnik, autor bloga „Autostopem przez życie”. 23 letni student z Gdańska na swoim koncie ma dziesiątki tysięcy przejechanych kilometrów. Jego podróże to przykład dla tych, którym wydaje się, że żeby zwiedzić świat, trzeba mieć pieniądze. Wystarczy trochę odwagi. Udało mi się zadać mu kilka pytań.
Maja Święcicka: O autostopie piszesz „hobby". A ja Ci nie wierzę! Jeździsz od 2009, prowadzisz bloga i realizujesz projekty... Wygląda mi to bardziej na sposób na życie. Mam rację?
Przemek Skokowski: I tak i nie. Na początku to było hobby, bo stopem zacząłem jeździć z tego samego powodu co każdy, czyli z braku kasy i chęci zobaczenia świata. Pierwsze trzy podróże były po prostu sposobem na spędzenie wakacji. Rok 2009 Bałkany, 2010 Europa Zachodnia, aż w końcu, w 2011 piękna Północ.
Dopiero w ubiegłym roku dotarło do mnie, że chce więcej i dalej. Jedynym sensownym kierunkiem był Wschód. I wtedy miałem ten etap, przez który przechodzi chyba każdy, kto trochę pojeździ autostopem, czyli tak zwany sponsoring. Marzenie, żeby ktoś tak naprawdę zapłacił za wakacje. Oczywiście tutaj też nie mogę uogólniać, bo część stopowiczów czerpie przyjemność ze zwykłego jeżdżenia z plecakiem, gitarą i przysłowiowym groszem w kieszeni. To tez jest super, ale po prostu ja chciałem więcej. Wtedy zaczęło się kombinowanie.
W maju 2012 narodził się blog „Autostopem przez życie” oraz mój pierwszy projekt podróżniczy „Miłość, szczęście i marzenia”, czyli podróż przez Ukrainę, wspinaczka na Elbrus, Kaukaz oraz Iran autostopem. Jakoś tak to się wszystko potoczyło, że zostałem nominowany do najważniejszej nagrody podróżniczej Kolosy 2012 i ludzie coraz chętniej czytali mojego bloga.
Wtedy zacząłem trochę poważniej myśleć o podróżowaniu i pisaniu, ale nie w kategoriach sposobu na życie. Stworzyłem następny projekt „Postcards from Europe” i ruszyłem w kolejną, ponad trzy miesięczną podróż do Azji, ale wciąż jest to raczej sposób na rozwijanie się, zobaczenie świata i cieszenie się tym co życie ma nam do zaoferowania. Nie jestem w stanie się z tego utrzymać, a do interesu oczywiście muszę dokładać.
Owszem marzy mi się praca, która pozwoli mi podróżować i pisać, przy czym czuję, że wciąż czeka mnie jeszcze dużo pracy, czasu i doskonalenia warsztatu dziennikarskiego. Łatwo nie jest, bo całe życie jechałem na "dwójach" z języka polskiego. Dopiero gdy będę mógł otrzymać siebie i rodzinę z pisania, czy opowiadania o podróżowaniu, będę mógł stwierdzić, że to nie hobby, a sposób na życie.
MŚ: Na blogu piszesz też, że niespecjalnie lubisz się opisywać, pisać o sobie. Jednak podróże wymuszają wielokrotne przedstawianie się, prawda? Kim jesteś dla kierowcy, który oferuje Ci miejsce w samochodzie?
PS: Nigdy o tym nie myślałem. Jeśli chodzi o przedstawianie się kierowcom, to dużo zależy od kraju po którym podróżuję. Prawda jest taka, że przynajmniej w połowie przypadków, komunikacja jest utrudniona przez barierę językową. Często kierowcy nawet specjalnie nie interesują się tym kim jesteś, zapytają tylko ile masz lat i jak masz na imię, a później po prostu będą starali Ci się pomóc.
Jeżeli chodzi o opisywanie się, to sprawa wygląda nieco inaczej. Nie lubię wymuszonych opisów na zasadzie „co lubię”. Często w tekstach na blogu dodaję komentarz od siebie i w ten sposób się uzewnętrzniam. Chcę się podzielić z czytelnikami tym co czuję, co widzę i w jaki sposób dane doświadczenie na mnie wpływa.
Natomiast dla kierowcy nazywam się „Pasha”, bo imię Przemek jest dla obcokrajowca bardzo trudne do zapamiętania i wymówienia. 23 letni chłopak, stojący z plecakiem i tabliczką przy drodze. Jestem autostopowiczem, czyli kimś kto nie szuka tylko darmowej podwózki, ale łapie kolejne przygody i wierzy w to, że każdy człowiek wie coś, czego ja sam nie wiem. Rozmowa z nim, może sprawić, że stanę się mądrzejszy i być może wydarzy się coś, co będę długo potem wspominał.
MŚ: „Kim jesteś?" to w ogóle moje ulubione pytanie. Prawie każdy mój rozmówca dostaje nim między oczy. Powiedz mi Przemku, kim jesteś?
PS: To pytanie już raz usłyszałem podczas swojej podróży. Próbując na nie odpowiedzieć uświadomiłem sobie, że to praktycznie niemożliwe. Nie jestem już tym kim byłem. Wielu uważa, że ludzie się nie zmieniają. Może Ci, którzy nie podróżują. Nie jestem już tym Przemkiem, którym byłem wyjeżdżając w swoją pierwszą podróż. Ani tym, który wyjechał w drugą.
Każde kolejne doświadczenie, osoba, miejsce i przeżycie miały na mnie większy lub mniejszy wpływ oraz kształtowały mnie.
Gdybym miał jednak spróbować dać Ci szczerą odpowiedź, na to pytanie, to pierwsze słowa która pojawiają mi się w głowie to: Polak, Chrześcijanin, przyjaciel. Dużo podróżuję, ale wiem na pewno, że nie wyjadę z Polski na stałe, zawsze wracam i będę wracał do mojego ukochanego Gdańska.
Tutaj jest moja rodzina, moi bliscy, przyjaciele i znajomi. Choćbym miał nie wiem jak cudowne perspektywy zagranicą, to po prostu chyba zostałem stworzony, żeby w Polsce zostać. Nie ma opcji, żebym wyjechał stąd jednorazowo na dłużej niż kilka miesięcy.
Drugie słowo, to Chrześcijanin. Jestem wierzący, dlatego we wszystkim co robię staram się być po prostu dobrym człowiekiem.
I na koniec „przyjaciel”, chociaż moim zdaniem brzmi trochę nieskromnie i zuchwale, chciałbym i staram się, żeby to określenie pasowało do mnie. Zawsze staram się pomagać i wspierać zarówno najbliższe mi osoby, jak i te zupełnie obce.
Ale prawda jest taka, że jeśli kiedyś uda mi się odpowiedzieć w pełni na to pytanie, to będę najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.
MŚ: Sposób który wybrałeś na podróżowanie wymaga częstego podejmowania ryzyka, odwagi i zaufania zarówno do siebie, jak i do ludzi z którymi podróżujesz. Założę się, że nieraz miałeś z tym problemy. Słuchasz się swojego instynktu? Czy po prostu jesteś racjonalny?
PS: Żeby podróżować po prostu trzeba mieć trochę kasy. Żeby podróżować autostopem, trzeba mieć tak zwane jaja. Typowy autostopowicz, to zwykle taki miks: pozytywny wariat, ryzykant, ale jednocześnie osoba świadoma swoich ograniczeń. Czasami słychać informacje o przypadkach autostopowiczów, którzy zginęli, bo położyli się na ulicy albo przepadli w nie do końca jasnych okolicznościach, ale to są przypadki skrajne, które zdarzają się wyjątkowo rzadko. Każdy ma instynkt przetrwania, który ujawnia się w sytuacjach zagrażających życiu, ale wątpię, że przy łapaniu stopa on się objawia. Tutaj zdecydowanie bardziej liczy się doświadczenie.
Jeździłem naprawdę w setkach aut, w kilkudziesięciu krajach, więc wiem ja ludzie zachowują się w konkretnych przypadkach i potrafię ocenić ewentualne ryzyko . W sytuacjach naprawdę ryzykownych, typu napad, groźby, czy ucieczki, to autostopowe doświadczenie nie ma nic do rzeczy. Liczy się postura, kondycja i zdolność do szybkiego brania nóg za pas. Jednak takie przygody naprawdę nie zdarzają się często i szanse na coś takiego oszacowałbym na mniej więcej 1 przypadek na około 500 złapanych stopów.
MŚ: Czy w którymś z odwiedzanych miejsc miałeś jakieś duchowe przeżycia, konkretne momenty w których czułeś, że coś się zmienia, albo zaczynasz coś bardziej rozumieć?
PS: Są miejsca, których się nie zapomina. Pierwsze, które przychodzą mi do głowy to Lourdes, lasy Finlandii, zachód słońca z widokiem na Dubrownik, Emitarz w Sankt Petersburgu, noc na pustyni w Iranie, wspinaczka na Elbrus i wizyta u zwykłej rodziny w Kirgistanie. Spotkania w domach dziecka, w ramach projektu „Postcards from Europe”, wodospady w Laosie, Złota Pagoda w Yangonie i świątynie w Bagan. Każde z tych miejsc zapadło mi w pamięć. To jednak nie jest tak, że coś się zmieniło nagle.
Zmiany mają to do siebie, że przychodzą powoli. Najpierw się coś zobaczy lub czegoś doświadczy, a dopiero później zaczyna się myśleć, analizować, żeby w końcu zrozumieć. Podróżuje sam, więc czasu na myślenie mam czasem aż zbyt wiele. Dodatkowo, do refleksji nad wieloma tematami jestem zachęcany przez czytelników mojego bloga.
Historie, które zdarza mi się usłyszeć, informacje, które zbieram i którymi dzielę się na nim dzielę, sprawiają, że sam zaczynam inaczej patrzeć na swoje życie i na to, co powinienem w nim zmieniać, do czego dążyć. Wtedy ludzie piszą do mnie i dziękują za to, że opisałem daną historię czy refleksję, przez którą także oni także coś zrozumieli.
MŚ: Czy odkryłeś jakieś miejsce, do którego zdecydowanie chcesz wrócić? Czy przeszło Ci przed myśl kiedyś, żeby jednak nie wracać do Polskiej codzienności i np. zostać na południu Europy i pracować w gaju oliwnym?
PS: Na to pytanie częściowo odpowiedziałem już wcześniej. Chętnie bym wrócił, praktycznie do każdego miejsca. To nie jest prawda, że jeżeli się przejechałem przez jakiś kraj, to znaczy, że go zobaczyłem. Trasy moich podróży, to tylko cienkie linie na mapie. W każdym kraju jest jeszcze mnóstwo rzeczy do zobaczenia i odkrycia. Chętnie bym wrócił do praktycznie każdego z nich. Jeżeli jednak miałbym wybrać jedno, to byłaby to Finlandia. Bliżej mi charakterem do pracującego na północy drwala, niż Hiszpana w gaju oliwnym.
MŚ: Dziękuję za rozmowę i powodzenia na trasie! Jest jakieś specjalne pozdrowienie autostopowiczów?
PS: Klasyczne, czyli „Szerokości!” i może na koniec drobny apel.
Współczesne media pozwalają na integrację środowiska autostopowego na różnego typu zlotach, wspólnych przejazdach czy prezentacjach, ale i również na wymianę myśli oraz zadawanie pytań na forach. Niestety, czasami dochodzi też do różnic zdań lub uszczypliwości i konfliktów na linii „doświadczeni i początkujący”. Nie ma sensu rozstrzygać i spierać się kto ma racje, bo każdy ma jej po trochu. Pamiętajmy po prostu, że wspólnie jedziemy na jednym wózku zwanym przygodą, a każdy z nas jest autostopowiczem. Nie ważne czy mniejszym czy większym, jeden drugiemu zawsze powinien być przyjacielem.
Przemek wciąż jest w drodze, dlatego rozmawialiśmy na raty, za pomocą Facebooka. Historie z jego podróży można czytać na blogu www.autostopem-przez-zycie.pl
Odwaga i pasja tego młodego podróżnika może być zaraźliwa. Na szczęście na blogu znajduje się wiele cennych wskazówek, dla tych, którzy chcieliby spróbować podróżować w podobny sposób, oraz wiele ciekawych historii z trasy.