Żołnierze wracający z misji mogą liczyć na pomoc państwa. Dzięki ustawie o weteranach, która właśnie wchodzi w życie, dostaną nowe prawa oraz wsparcie medyczne i psychologiczne. Okazuje się jednak, że nie wszyscy palą się do pomocy weteranom. Mieszkańcy wrocławskiego osiedla nie chcą u siebie ośrodka medycznego, w którym mieliby się leczyć wracający z misji. "Przywiozą egzotyczne choroby" - tłumaczą.
"Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i funkcjonariuszy służących na misjach od 1953 roku dostanie specjalny status" - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej". To efekt ustawy o weteranach, która dziś wchodzi w życie. Dzięki niej każdy uczestnik misji wojskowej będzie mógł zostać weteranem. To spora zmiana, bo dotychczas prawo mówiło tylko o statusie kombatanta, który nie był jednak dostępny dla żołnierzy służących na misjach.
Na status weterana będzie mógł liczyć Włodzimierz N., "człowiek z gór" znaleziony miesiąc temu w Tatrach. CZYTAJ WIĘCEJ
Co konkretnie da żołnierzom status weterana? Dla tych, którzy nie zostaną ranni na misjach ma wymiar jedynie symboliczny (możliwość noszenia munduru podczas uroczystości). Ranni mogą liczyć zaś na pomoc medyczną i większe prawa. Między innymi dostaną specjalny dodatek za uszczerbek na zdrowiu wynoszący do 80 proc. najniższej emerytury. Otrzymają też prawo do leczenia w Domu Weterana w Lądku-Zdroju, do bezpłatnej (i bez kolejek) pomocy psychologicznej oraz nieodpłatny dostęp do środków ortopedycznych (niektórych protez).
Poza tym każdy weteran będzie mógł nosić odznakę poszkodowanego (pasek z gwiazdą do munduru), a w przypadku śmierci będzie pochowany z honorami.
- Nowe prawo ma pomóc wrócić rannym weteranom do normalnego życia oraz pomóc w powrocie do kondycji fizycznej i psychicznej po ranach doznanych w trakcie pełnionej służby - mówi Jacek Sońta, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej.
Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" opisuje też sytuację z Wrocławia, gdzie mieszkańcy nie chcą w swojej okolicy ośrodka leczącego weteranów. Dlaczego? Bo boją się, że żołnierze wracający z zagranicznych misji mogą zarażać egzotycznymi chorobami. - Nikt nie zapytał mieszkańców o zdanie. A przecież pracownicy i pacjenci będą dzielili z nami chodnik. Kontakt z bakteriami i wirusami jest nieunikniony - mówi cytowany przez "GW" Stanisław Rogala, przewodniczący zarządu wspólnoty mieszkaniowej.
Mieszkańcy boją się nie tylko spotkania na chodniku z weteranem, ale obawiają się też "morowego powietrza", które może wydobywać się z klimatyzatorów na dachu ośrodka. Nie zmienili zdania mimo zapewnień ze strony władz Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej, że jednostka nie będzie leczyć groźnych chorób, a jedynie bakteryjne (E. coli, salmonella).