Na dworcu musiałem być 20 minut przed odjazdem pociągu, bo prof. Balcerowicz nie lubi spóźnialskich. Jego plan dnia jest bardzo dokładny, zaplanowany niemal co do minuty, a wszystko ma być punktualnie jak w szwajcarskim zegarku. Po dniu spędzonym z prof. Balcerowiczem przestaję się dziwić, że rządzący politycy za nim nie przepadają. Bo jeśli ktoś ma moc porwać młodych ludzi i nakłonić ich do działania, do zmiany w kraju, to tylko on.
Zanim pojechałem na dzień z prof. Balcerowiczem, widziałem się z "jego" ludźmi – przedstawicielami FOR. Gdy ustaliliśmy wszystkie szczegóły, przestrzegli mnie: nie spoźnij się. Profesor bardzo ceni sobie punktualność i nie lubi spóźniania. Zapamiętałem, bo przecież na dzień dobry nie można podpaść.
Na Dworcu Centralnym jestem więc o 6.10, chociaż umówiliśmy się dopiero na 6.20. Do odjazdu pociągu jeszcze pół godziny. Mimo to, widzę, że profesor już siedzi i czeka – coś czyta. Postanawiam jeszcze nie podchodzić – poobserwuję, póki mam okazję. Pierwsze wrażenie – ludzie, niezależnie od wieku, niemal od razu rozpoznają ekonomistę. I bynajmniej nie wytykają go palcami, nie robią groźnych min.
Gdy podchodzę i się przedstawiam, prof. Balcerowicz jest bardzo miły, od razu zaczynamy rozmowę. Nie o OFE, nie o emeryturach, nawet nie o budżecie – tylko o Kubie Wojewódzkim. Wówczas jeszcze wiadomo było tylko tyle, że ktoś showmana zaatakował. Profesor zniesmaczony incydentem, ale od razu widzę, że nie wydaje żadnych ocen, tym bardziej ostrych. Gdy tylko wybija 6.20, a współpracowników profesora: Mateusza, Ani i Dominiki, jeszcze nie ma, profesor chwyta za telefon. Na szczęście chwilę później wszyscy jesteśmy w komplecie.
W pociągu dziwię się, że prof. Balcerowicz nie ma krawata. Dopiero pod koniec podróży okazało się, że ma – tylko schowany. Trzygodzinna podróż to dla profesora okazja, żeby przeczytać dokumenty, na które nie miał czasu wcześniej. Chwilę rozmawiamy o bieżącej polityce. Współpracownicy profesora opowiadają mi, jak podróżują z nim samochodem. Dopytuję, jak znany ekonomista prowadzi, ale musze poczekać, aż będziemy sami. Profesor zaś rzuca: "Człowieka poznaje się po jego ekipie". I idzie czytać dokumenty do Warsu. W międzyczasie był konduktor, który od razu poznał ekonomistę. Podobnie było na dworcu. Ludzie podchodzą jednak bardzo życzliwie do prof. Balcerowicza – pozdrawiają go, uśmiechają się, mówią, że pamiętają go z lat '90.
Gdy profesor znika, zgodnie z jego własnym podejściem – poznaję jego ekipę, czyli Mateusza (fundraiser w FOR), Dominikę (projekt manager w FOR) i Anię, również z FOR. Jak opowiadają, w ten sposób z profesorem zwiedzili kilkadziesiąt miast. Zawsze na wykłady profesora przychodzą przynajmniej dziesiątki ludzi, aule najczęściej są pełne. Jako szef profesor jest niewątpliwie wymagający, ale po moich towarzyszach podróży widać, że praca z tak wybitną postacią i przy tak ważnych rzeczach po prostu sprawia im satysfakcję.
O tym, jak Leszek Balcerowicz prowadzi auto, mówią krótko: dobrze, bezpiecznie. W aucie słucha raczej muzyki klasycznej. Na podróże FOR stara się nie wydawać zbyt dużo, a profesor – wbrew temu, co może się wydawać – nie łaknie wielkich luksusów. Nawet swoją książkę "Odkrywając wolność" sprzedaje niemal pro bono – za 20 złotych. Bo chce, żeby trafiła do wielu ludzi.
Kiedyś FOR był zbiorem ekspertów, dzisiaj jest raczej miejscem dla młodych, energicznych i zaangażowanych ludzi. Nikogo nie powinno to dziwić – wszak profesor Balcerowicz swój przekaz kieruje do młodych i to nimi się otacza. Jego współpracownicy wiedzą o nim bardzo dużo, ale są też bardzo ostrożni – wiedzą doskonale, co można powiedzieć mediom, a czego nie. Podróż powoli się kończy. Profesor wraca, wdajemy się w dyskusje o prokuraturze i mediach. Jego konkluzja: jak coś się ludziom nie podoba, to powinni się mobilizować i to zmieniać.
Gdy dojeżdżamy do Krakowa, gdzie czeka na nas auto, nie ma już za bardzo czasu na rozmowy. Zanim jednak pójdziemy na spotkanie z władzami Uniwersytetu Ekonomicznego (UEK), jest jeszcze chwila na spacer. Chociaż niektórzy nazwaliby to biegiem. Profesor Leszek Balcerowicz ma diabelsko dobrą kondycję i nawet ja – choć mam dwa metry wzrostu, nogi do nieba i niezłą kondycję – muszę za nim lekko przyspieszyć kroku.
W końcu trafiamy na UEK. Zanim nastąpi czas na wykład, profesor pójdzie na spotkanie z władzami uczelni. Od razu widać, że choć znają się nie od dziś, to profesor ma po prostu wielki autorytet. Na uczelni pracuje jego znajomy, Jerzy Hausner, którego zresztą później spotykamy. Z władzami uczelni toczy się typowa rozmowa o tym i tamtym: trochę o długach i Grecji, trochę o edukacji, trochę o problemach uczelni. Prof. Balcerowicz cały czas jest czujny i jak tylko wyłapuje temat, którym mógłby się zająć FOR, rzuca do Mateusza: zapiszmy to!
Przed wykładem jeszcze konferencja prasowa dla lokalnych mediów. Dużo młodych. Z początku patrzą w sufit. Gdy tylko profesor rzuca kilka zdań, wszyscy skupiają na nim uwagę. To jedna z jego niesamowitych umiejętności: potrafi niemal od razu wciągnąć słuchaczy. Mówi prosto, zrozumiale. Dzięki temu nie ma problemu z pytaniami – pada ich kilka, a tak mało tylko dlatego, że nie ma więcej czasu.
Na wykładzie czuć podniecenie. Aula wypełniona jest dosłownie po brzegi. Podpytuję kilku studentów, po co i czemu przyszli. - Bo on nie ma żadnych interesów politycznych. Warto posłuchać. Zawsze można się czegoś nauczyć, dowiedzieć – mówi mi Łukasz z IV roku ekonomii. Gdy tylko profesor wchodzi, zapada cisza. Czas na wykład. Na auli znajduje się nawet były Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Jerzy Miller, prywatnie przyjaciel profesora.
Obserwuję publiczność. Profesor mówi o wolności – odnosząc to, między innymi, do spraw OFE i ZUS. Najwyraźniej jest bardzo przekonujący, bo wiele osób kiwa głowami. Choć to spotkania promujące książkę, o niej samej jest niewiele – profesor wie, jak zainteresować młodzież. Wiele jego wypowiedzi wywołuje ożywienie w publiczności. Pada wiele pytań – między innymi, co mogą robić młodzi, by zmienić coś w Polsce. - Przestać narzekać i mobilizować się – odpowiada prof. Leszek Balcerowicz.
Po wykładzie przychodzi czas na podpisywanie książek. Ustawia się naprawdę duża kolejka. Przy drugim stoisku, gdzie sprzedawana jest książka "Odkrywając wolność", też duży ogonek. Książka schodzi jak ciepłe bułeczki. Dedykację albo i zdjęcie z profesorem chcą młodzi, starzy, wykładowcy i studenci.
Przed odjazdem z UEK jeszcze profesorowi udaje się "złapać" Jerzego Hausnera, z którym zamienia dwa słowa. Ruszamy dalej. W aucie czas na kilkanaście minut wywiadu, który zostanie opublikowany oddzielnie.
Kolejna uczelnia, tym razem Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Schemat jest podobny: spotkanie z władzami uczelni, wykład, podpisywanie książek. Znowu tłumy, na auli ludzie siedzą nawet na schodach i stoją pod ścianami. Zauważam, że sporo jest studentów z Ukrainy. Pytam, czemu przychodzą. - Chcemy poznać bliżej Polskę, a przecież on tworzył Polskę współczesną – odpowiada mi dwóch dwudziestoparolatków, którzy stoją pod ścianą.
Po drugim wykładzie przyszedł czas na obiad. Ten jemy już na kolejnej uczelni - katolickiej Akademii Ignatianum. Profesor spędza ten czas prywatnie, ja zostaję z Dominiką, Anią i Mateuszem. Jemy w knajpie na kolejnej uczelni, bo na żadne większe wypady po prostu nie ma czasu. Dopytuję o kulinarne preferencje profesora. Jak się okazuje, podczas wyjazdów wybitny ekonomista... często je fast foody. Podobno nawet je lubi, choć duże znaczenie ma też szybkość ich podania.
I tutaj kolejne spotkanie z władzami, wykład, a potem książki. Profesor cierpliwie zawsze odpowiada, gdy ktoś go zaczepi, zagai rozmowę. Na tematy, na których się nie zna, po prostu się nie wypowiada.
Po ostatnim wykładzie jeszcze jest czas na spacer. W jego trakcie rozmowy, głównie o Krakowie. Zanim zacznie się kolejne spotkanie, idziemy jeszcze na kawę do Galerii Krakowskiej. Nawet tam profesor nie zwalnia spacerowego kroku.
Szybko docieramy do Hotelu Europejskiego, w którym jest kolejne spotkanie autorskie, ale tym razem już nie ze studentami. Tu zjechali się przedstawiciele biznesu, świata nauki. Spotkanie jest bardziej nastawione na dyskusję niż wykład.
Gdy zaczyna się spotkanie w hotelu, ja już muszę uciekać na pociąg do Warszawy. I chociaż sam dzień prof. Leszka Balcerowicza może nie wygląda na coś ekscytującego, to towarzystwo profesora i obserwowanie, jak reagują na niego ludzie, skłania mnie ku jednej refleksji: jeśli ktoś w Polsce jest w stanie zachęcić młodych do mobilizacji i zainteresowania sprawami gospodarki, to właśnie on.