Od Legionowa do Sejmu
Mają sześcioro dzieci. Siódme w drodze. Najstarsza z nich, Noemi, niedługo idzie do szkoły. To jeden z głównych powodów, dla których Elbanowscy tak zaangażowali się w walkę o referendum i akcję "Ratuj Maluchy". I wbrew pozorom to nie Karolina, a Tomasz Elbanowski założył stronę ratujmaluchy.pl w 2008 roku i to wtedy małżeństwo rozpoczęło długą drogę do wystąpień w Sejmie i licznych nagłówków w mediach.
Ratuj maluchy!
Karolina Elbanowska nie miała wtedy zapędów do ścigania władzy. Pracowała w szkole językowej i poświęcała się macierzyństwu. W 2008 roku, kiedy mieli już w drodze czwarte dziecko, postanawiają aktywnie walczyć o sprawy edukacji. Wraz z kilkoma znajomymi tworzą stronę ratujmaluchy.pl. Wtedy nikt jeszcze nie podejrzewa, że za kilka lat będą dzielić scenę polityczną i społeczeństwo wokół inicjatywy, którą sami stworzyli.
Wkrótce Elbanowscy rozpętują prawdziwą wojnę przeciwko szkołom i całemu systemowi edukacji. Publikują, jak to nazywają, "raporty" – które jednak w rzeczywistości są zbiorem historii o tym, jak to szkoły gnębią dzieci, jaka młodzież jest w nich nieszczęśliwa. Opowieści mają świadczyć o tym, że podstawówki nie są jeszcze gotowe na przyjęcie 6-latków i że nie można zmuszać rodziców do wysyłania tam swoich pociech. W "raportach" sporo też jest opinii rodziców. Wkrótce fundacja zaczyna wypuszczać filmiki promocyjne – w podobnym tonie.
Doświadczenie dziennikarskie niewątpliwie pomogło Elbanowskim – bo w świecie mediów poruszają się wyjątkowo sprawnie. Są i na Facebooku, i na YouTube. Przyciągają coraz więcej osób, mają coraz większą siłę rażenia. A MEN wciąż patrzy na nich jak sparaliżowany, nie potrafi sensownie odpowiedzieć na "raporty" i akcję promocyjną.
Wizja dzieci w szkołach, jaką roztacza to młode małżeństwo, jest niemalże apokaliptyczna. Jedynie Dominice Wielowieyskiej z "Gazety Wyborczej" udało się ostatnio sensownie wypunktować "raporty" Elbanowskich. Na dziennikarkę zaraz posypały się z prawicy gromy, chociaż jej tekst był zupełnie obiektywny w ocenie tego, jak wyglądają polskie szkoły.
Elbanowscy najbardziej rozkręcili się w 2013 roku. Wtedy cała ich akcja nabrała rozpędu, fundacja zatrudniła kilka osób. Do działań promocyjnych zaprzęgani są celebryci: Marcin Dorociński, Katarzyna Cichopek. Jednocześnie Elbanowscy nie przestają roztaczać mrocznej wizji tego, co dzieje się z 6-latkami, które poszły do szkół w tym wieku. Media próbowały przypisać ich do jakiejś opcji politycznej, ideologii, ale Elbanowscy nie dają się zaszufladkować. Jak deklarują, chcą tylko i wyłącznie walczyć o dobro dzieci.
To taka bzdura, że ciężko się nawet do tego odnieść . Nam nie chodzi o żadną politykę. Działamy dla naszych dzieci. Ruch jest szeroki. Są w nim czytelnicy "Niedzieli" i tygodnika "Nie", są i dziewczyny z młodzieżówki PO. Jakby pani zapytała, jaka opcja przeważa, odpowiedź jest jasna: przeważają rodzice. CZYTAJ WIĘCEJ
Ruch jest szeroki, niezależny od polityki. Łączy rodziców. Bardzo pilnujemy, żeby nasz ruch występował tylko w jednej konkretnej sprawie i nie miał nic wspólnego z partyjnymi sporami, dlatego nie wzięliśmy udziału w Platformie Oburzonych, choć i organizatorzy i dziennikarze koniecznie chcieli nas tam widzieć. CZYTAJ WIĘCEJ
Swoje teksty poświęcają im Wojciech Olejniczak, Krystyna Kofta, Tomasz Lis. Prawica zaczyna uwielbiać Elbanowskich, ich inicjatywę popiera sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Mimo to, małżeństwo cały czas podtrzymuje, że z polityką ani ideologiami nie są związani – i faktycznie, trudno jest znaleźć dowody na to, by było inaczej.
Reszta rodziców chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Do tej grupy należy najsłynniejsza i najmodniejsza ostatnio para rodzicieli funkcjonująca jak byt zbiorowy, czyli państwo Elbanowscy. Wyróżniają się tym, że mają mnóstwo dzieci, którym trzeba zapewnić wikt i opierunek. Mają tych dzieci tak dużo, bo są Polakami katolikami, jeśli to lubią, to ok, chwała im za wychowanie obywateli, którzy będą pracowali na ich emerytury.
Ponadto z dzieci da się żyć, zwłaszcza gdy założy się fundację w obronie maleństw z krew w żyłach mrożącą nazwą „Ratujmy maluchy!” i wypłaca sobie całkiem niezłą pensję, przeczytałam, że siedem patyków miesięcznie. Któż by nie chciał ratować dzieci? Zwłaszcza maluchów! Stąd wziął się milion podpisów. CZYTAJ WIĘCEJ
Stali się na tyle popularni, że zaczęły się nimi interesować media i politycy. Elbanowscy przemawiali nawet na sejmowej mównicy. Zdaniem niektórych, w sposób uwłaczający godności Sejmu, choć przecież nie takie rzeczy działy się na Sali Obrad. Ci, którzy popierają Elbanowskich, twierdzą jednak, że z obecną władzą inaczej niż ostro się nie da – a co jak co – polityków młode małżeństwo na pewno się nie boi.
Dzisiaj, 8 listopada, Elbanowscy przegrali swoją główną walkę. Podczas głosowania w Sejmie odrzucono pomysł, by zorganizować referendum w sprawie 6-latków. Małżeństwo w rozmowach z dziennikarzami zapewniało potem jednak, że nie spoczną w swojej działalności. Nic dziwnego – zyskali rozgłos, poparcie i zarabiają na tym pieniądze. I nadal, w przeciwieństwie do wielu fundacji, udaje im się utrzymać pierwotną ideę na wierzchu.
My od 5 lat wykorzystujemy wszystkie narzędzia, jakie daje nam demokracja i będziemy dalej to robić. To, co widzieliśmy dzisiaj, to było lekceważenie demokracji. Nawet posłowie w klubach nie mieli możliwości zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem, ze swoją wolą. Część z nich, posłów koalicyjnych, w rozmowach z nami mówiła, że jak nie będzie dyscypliny, to zagłosują za referendum. Premier nie był w stanie dać wolności nawet dwustu osobom. Wszyscy my zostaliśmy dziś pozbawieni prawa wyboru.
Ja przypomnę słowa premiera z przed dwóch tygodni, że "ludzie na końcu zawsze mają rację" i to my na końcu będziemy mieć rację. Premier też powiedział, że tylko czasami potrzeba czasu, żeby to dotarło do takich zakutych łbów jak premiera i ministrów. Widocznie ten czas jeszcze nie nadszedł.
I choć z tą ideą nie każdy się zgadza i nie każdy ich popiera, to Elbanowskim trudno odmówić zacięcia, zaangażowania i sprawności w zdobywaniu poparcia. Dlatego niezależnie od tego, czy się ich popiera, czy nie, trzeba w nich docenić jedno - pokazali, że można zmobilizować Polaków i całkiem skutecznie walczyć o swoje prawa. A o tym, będąc przyzwyczajonymi do bylejakości polityków, chyba zapomnieliśmy.