
Weteran II Wojny Światowej Harrold Percival zmarł tak jak żył - samotnie. Pracownicy zakładu pogrzebowego nie chcieli, by jego uroczystość pogrzebowa świeciła pustkami. Wystarczył apel na Twitterze, by na ceremonię przybyły setki osób.
REKLAMA
Harold Jellicoe Percival, znany jako "Coe", nie był nikim wyjątkowym. Był samotnikiem. Nie miał żony, nie pozostawił po sobie dzieci. Kiedy zmarł w ubiegłym miesiącu w wieku 99 lat, zakład pogrzebowy w brytyjskim Lytham St Anne's zauważył, że nikt poza może dwoma lub trzema krewnymi nie pojawi się go pożegnać. W lokalnej gazecie opublikowano ogłoszenie z prośbą, by na pogrzebie stawili się byli wojskowi, dzięki czemu odejście Percivala nie przeszłoby bez echa.
W nekrologu wspomniano, że zmarły był weteranem II Wojny Światowej. Pracował w ekipie naziemnej legendarnej wśród aliantów grupy Dambusters. Zasłynęła ona w maju 1943 roku brawurowymi nalotami, które zniszczyły niemieckie zapory na Renie. Wielu uważa, że to przyczyniło się do przyśpieszenia upadku III Rzeszy i zakończenia wojny.
Ogłoszenie zostało zauważone przez weterana konfliktu w Afganistanie, który trzy lata temu stracił obie nogi. Opublikował on na Twitterze informację z wezwaniem do uczestnictwa w ceremonii. Momentalnie ludzie zaczęli przekazywać między sobą tę wiadomość.
Nikt się nie spodziewał, że sprawy przyjmą taki obrót. Prócz wojskowych pojawiły się setki cywilów, które żegnając Harolda chciały oddać hołd poległym żołnierzom.
Jako, że pogrzeb odbył się 11 listopada, który w Wielkiej Brytanii jest dniem pamięci weteranów, dwuminutową ciszą uczczono poległych żołnierzy. Kiedy przy dźwiękach „Last Post” (hejnał odgrywany przy pożegnaniu poległych) chowano urnę z prochami Percivala setki żałobników nagrodziły zmarłego owacją.
Przy pogrzebie „Coe” warto zauważyć, że człowiekowi, który stronił od społeczności pomogły serwisy społecznościowe...
