Wiele wskazuje na to, że Polacy powinni naprawdę dobrze nacieszyć się spokojem zbliżających się świąt. Tuż po nich w kraju zapowiada się bowiem awantura, jakiej nie było od dawna. Wokół Smoleńska oczywiście.
Niewiele wskazuje na to, by druga rocznica katastrofy miała wreszcie minąć w atmosferze, w której wszyscy Polacy mogliby zgodnie uczcić pamięć ofiar tragicznego lotu. Na nieco ponad tydzień przed 10 kwietnia zdaje się wracać i odżywać na nowo wszystko, co najgorsze związane z tym tematem. Mamy więc konkurencyjne obchody, teorie spiskowe i niekończące się niezadowolenie z tego, jak mówi się o Smoleńsku.
Być może najjaśniejszym punktem obchodów drugiej rocznicy katastrofy będzie pomnik, który upamiętni ofiary na miejscu tamtych dramatycznych wydarzeń. Dzisiaj wyłoniono bowiem jego projekt. Nazwiska 96 pasażerów prezydenckiego samolotu zostaną upamiętnione na granitowym murze, w tle którego pozostanie symboliczna brzoza, a także krzyż i głaz przypominające o katastrofie w chwili obecnej. I choć projekt nie powinien budzić żadnych kontrowersji, to już pojawiają się pierwsze głosy niezadowolenia. Na przykład z tego powodu, że stanie on w Smoleńsku dopiero za rok.
Ostra konkurencja na obchody
Nawet gdyby nowy pomnik ku czci ofiar odsłaniano już w tym roku, na uroczystościach i tak zabrakłoby pewnie wielu osób. Tradycyjnie katastrofa będzie wspominana na kilku otwarcie konkurencyjnych wobec siebie uroczystościach. Wszystkie zaczną się dokładnie dwa lata od tragedii, czyli o godz. 8:41. Z tym, że oficjalne państwowe obchody zaplanowano w stolicy pod pomnikiem ofiar, który stoi na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Odrębne (i w ocenie organizatorów jedyne prawdziwe) obchody o tej samej porze rozpoczną się tymczasem pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu.
To oczywiście inicjatywa polityków Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Podobnie, jak przed rokiem bojkotują oni uroczystości organizowane przez rząd i warszawski magistrat. W przeciwieństwie do oficjalnych, będą one trwały nie kilka godzin, a prawie cały dzień. Najpierw demonstracja pod siedzibą głowy państwa, później apel poległych, a na koniec dnia kolejna demonstracja, czyli Marsz Pamięci. Tak pamięć o ofiarach zamierza uczcić PiS. Zamierza, ponieważ istnieją obawy, że partia będzie musiała nieco zmienić plany, gdyż opanowanie centrum stolicy na cały dzień wymaga od organizatora takiego wydarzenia, spełnienia kilku wymogów. W tym m.in. przygotowania projektu zmian w organizacji ruchu.
W PiS najprawdopodobniej nie wzięto tego jednak pod uwagę. Dzisiaj, gdy okazało się więc, że ich plany mogą być zagrożone, politycy tej partii podnieśli zarzut, iż władze Warszawy próbują sabotować ich uroczystości. Jeżeli nie uda im się uzgodnić planów z policją, inżynierem ruchu i Zarządem Dróg Miejskich, nie będą mogli wybudować wielkiej sceny na Krakowskim Przedmieściu. Nie trudno wyobrazić sobie, że jeżeli do tego dojdzie, uczestnicy spotkania pod Pałacem Prezydenckim będą nawet bardziej głośni, niż gdyby pozwolono im postawić profesjonalne nagłośnienie.
Polskie piekiełko pod Smoleńskiem?
Pamięć o 10 kwietnia 2010 roku zostanie uczczona także w miejscu tragedii. Być może nawet i tam nie będzie panowała pełna zgoda wśród gości z Polski. Oficjalnie za uroczystości w Smoleńsku odpowiada rząd. Do Rosji wybiera się bowiem premier Donald Tusk, który na pokład swojego samolotu zamierza zabrać rodziny zmarłych. Minister Bogdan Zdrojewski poinformował dzisiaj, że strona rządowa jest gotowa zapewnić nawet dwie maszyny, jeżeli zainteresowanie podróżą z szefem rządu będzie bardzo duże. I wiadomo, że z Donaldem Tuskiem wybiera się rzeczywiście bardzo wielu bliskich pasażerów tamtego tragicznego lotu. Wiele jest jednak też takich rodzin, które nie zamierzają chować antagonizmów wobec rządu i do Smoleńska wybierają się na własną rękę. Nie wiadomo, czy na miejscu na własną rękę nie postanowią także upamiętnić ofiar.
Do polskich niepokojów wokół katastrofy smoleńskiej swoje dołożyli także... Kanadyjczycy. Zbieg ujawnienia planów nakręcenia przez National Geographic Channel dokumentu o przebiegu ostatniego lotu Tu-154M z drugą rocznicą tych wydarzeń tylko podgrzewa atmosferę. I daje paliwo w ręce tych, którym zależy, by 10 kwietnia było w Polsce jak najbardziej gorąco. "Twórcy scenariusza wzięli pod uwagę wyłącznie rosyjski raport MAK, a obie przyczyny katastrofy wydają się być wzięte wprost z konferencji Tatiany Anodiny, której tezy w dużym stopniu powtórzył raport polskiej komisji kierowanej przez ministra Jerzego Millera" - pisze szef klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. I wzywa szefa dyplomacji do pozwania National Geographic Channel. Choć kanał podkreśla, że nawet nie zaczął prac nad odcinkiem o Polsce na poważnie.
Smoleńska dla każdego. Od Pospieszalskiego po Schetynę
Wyłącznie plany filmowców zza oceanu pozwalają jednak na przypomnienie o wszystkich konkurencyjnych teoriach wobec najbardziej prawdopodobnych przyczyn katastrofy. Wczoraj nawet prokurator generalny Andrzej Seremet odnosząc się do informacji o zapowiedzi przekazania przez Rosjan kolejnych tomów materiałów dowodowych musiał wspomnieć o zamachu. - Prokuratura nadal prowadzi postępowania w tej sprawie i nie stwierdziła, żeby któraś z tych przyczyn, jakakolwiek przyczyna, została ustalona. Co najwyżej powiedzieliśmy publicznie rok temu, że nie znaleźliśmy żadnych dowodów na to, by przyczyną katastrofy był zamach - stwierdził.
Bo im bliżej do rocznicy, tym o zamachu znowu mówi się coraz więcej. Szczególnie wśród sympatyków prawicy. "Po wysłuchaniu publicznym w Brukseli uważasz, iż przyczyną tragedii 10/04/2010 było..." - pyta portal wPolityce.pl. Którego zaledwie tysiąc użytkowników uważa, że była to "tragiczna, ale po prostu KATASTROFA, bez udziału osób trzecich". Dziesięć razy więcej osób oddało tymczasem głos na opcję, która zakłada, iż "wiele wskazuje na udział osób trzecich, mogło dojść do ZAMACHU". Nikt chyba nie wątpi, że to właśnie tych dziesięciu tysięcy nie zabraknie pod Pałacem Prezydenckim. Smoleńsk będzie też tematem dzisiejszego programu Jana Pospieszalskiego "Bliżej", w zapowiedzi którego czytamy, iż "do dziś nie wiemy co dokładnie wydarzyło się z samolotem w ostatnich 15 sekundach lotu".
Choć od katastrofy mijają już dwa lata, Smoleńsk wciąż jest tak atrakcyjną polityczną bronią, że zaczyna być używany nawet w walce wewnętrznej w Platformie Obywatelskiej. Dzisiaj w premiera Donalda Tuska celnie uderzył nią jego największy konkurent wewnątrz ugrupowania, czyli Grzegorz Schetyna. Wytykając rządowi, że rzeczywiście cechuje go bezsilność i bezradność przy próbach sprowadzenia wraku tupolewa do kraju. - To jest symbol i ważny symbol i powinniśmy naprawdę zrobić wszystko, żeby ten wrak jako symbol tej tragedii znalazł się w Polsce - stwierdził.