Piątkowy wieczór miał być ucztą dla fanów futbolu. I był. Ale głównie dla tych, którzy od naszej rodzimej ligi wolą rozgrywki u zachodniego sąsiada. W szlagierowym meczu ligi niemieckiej obejrzeliśmy festiwal goli i ostatecznie Borussia Dortmund zremisowała z VFB Stuttgart 4:4. W meczu na szczycie ligi polskiej Wisła- Legia też padł remis. Bezbramkowy.
Scenariusza meczu Borussi Dortmund z Polakami w składzie nie powstydziłby się Alferd Hitchcock. Najpierw gospodarze z Dortmundu strzelili dwie bramki, by później stracić trzy. Ale to nie był koniec emocji. Znowu kolej na Borussię – kolejne dwa gole. Ale ostatnie słowo należało do graczy Stuttgartu…
Borussia - Stuttgart 4:4
W Polsce w szlagierowym spotkaniu kibice nie zobaczyli bramek. Nie można powiedzieć, że w ogóle zabrakło emocji, bo przecież sędzia Daniel Stefański pokazał w tym meczu kilka żółtych kartek i dwie czerwone. Obie piłkarzom Legii.
- Uważam, że dostaliśmy dwie żółte kartki za dużo, ale nie chcę mówić, że to arbiter nie pozwolił nam wygrać. Powinniśmy się dostosować – jako drużyna – do sposobu sędziowania - mówił po meczu Maciej Skorża. Ostrzej zareagował Michał Żewłakow, kapitan Legii - Zbliżają się święta i nie chcę przeklinać. Przed nami kilka meczów, nie wiem czy zdołałbym się wyspowiadać. Nie chcę się irytować, to i tak nic nie zmieni...
Poza dwoma piłkarzami Legii z boiska wyleciał też.... jej trener Maciej Skorża. Za dyskusje z arbitrem i wbiegnięcie na boisko.
Tylko, że właśnie jeśli chodzi o emocje w tym spotkaniu, to by było na tyle. Co prawda oba zespoły stworzyły sobie kilka dogodnych sytuacji, ale wszystkie można by policzyć na palcach jednej ręki.
Szlagier ligowy, podobnie jak derby Warszawy sprzed dwóch tygodni, co najmniej nie zachwycił. A raczej rozczarował.
Legia ostatnio regularnie traci punkty, ale... i tak jest zdecydowanym faworytem do walki o mistrzostwo Polski. Powód? Znowu, zupełnie jak rok temu - można odnieść wrażenie, że zwyczajnie nikt tego tytułu nie chce.
Kto mistrzem Polski? Zróbmy losowanie
Mistrza powinni wybrać metodą losowania. Niech kapitanowie czterech najlepszych drużyn zagrają w marynarza. Transmisja w telewizji publicznej, w najlepszym czasie antenowym. Te kilka chwil liczenia, do kogo wędruje tytuł dałoby więcej emocji niż te wszystkie mecze, no i można byłoby udawać, że to tylko taki myk dla uatrakcyjnienia rozgrywek i że w rzeczywistości to te nasze topowe kluby - gdyby tylko chcą - potrafią grać w piłkę... Oczywiście, znamy ogólną polską argumentację, że „styl się nie liczy”, ale niezmiennie uważamy, że słabe drużyny stylu nie mają, a dobre już tak. Niezmiennie też uważamy, że Legia stylu nie ma.
CZYTAJ WIĘCEJ
Ciekawiej niż na boisku, choć o to raczej nie trudno, było... na trybunach. Kibice jednej i drugiej drużyny, jeszcze przed meczem, zaprezentowali pomysłowe oprawy.