Andrzej Dera z Solidarnej Polski twierdzi, że rekonstrukcja to tylko PR-owy ruch Donalda Tuska. Poseł wierzy jednak, że Polacy nie dadzą się nabrać. – To tak jak by Waldemar Fornalik próbował powołać zupełnie nową drużynę. Nikomu by się to nie podobało i premier rekonstrukcją też już żadnej pozytywnej reakcji nie jest w stanie wywołać - przewiduje nasz rozmówca.
Komisja bioetyki PAN zadecydowała: aptekarze nie mogą korzystać z klauzuli sumienia, bo nie wykonują czynności medycznych. Zgadza się Pan z taką opinią?
To jest pytanie szersze – o to, czy mamy używać sumieni do różnych czynności czy ich nie używać. To indywidualna kwestia każdego człowieka, on sam musi zadecydować co robić, a czego nie robić, bo nie zgadza się z jego sumieniem. W sytuacji aptekarzy prawo tego nie reguluje, więc występuje konflikt, podobnie jest w różnych innych zawodach. Chociażby prawnik: czy mam stosować bezdusznie literę prawa, czy stosować się do zwyczaju, jeśli prawo tego nie reguluje?
Ja w tym sporze opowiadam się za sumieniem. Człowiek powinien kierować się tym, co jest w życiu istotne. Mi nie przeszkadza, jeśli aptekarz zasłania się klauzulą sumienia – można iść do innej apteki i tam kupić wszystko.
Podobny argument podają przeciwnicy klauzuli: aptekarz zawsze może zmienić pracę.
Powiem tak: są sklepy, które na przykład nie sprzedają alkoholu i nie będą tego robić. To ich wybór. Tak samo w aptece nikt nie nakazuje sprzedawać prezerwatyw, nie ma takiego obowiązku. A prawo nie może nakazywać sprzedaży prezerwatyw czy jakichkolwiek innych środków, nie może tego narzucać. To prowadziłoby do absurdu. Jako szef apteki czy sklepu to ja decyduję, co sprzedaję.
Owszem, jeśli jest się właścicielem apteki. Ale jeśli aptekarz pracuje dla kogoś i ma sprzedawać prezerwatywy, chociaż sumienie mu na to nie pozwala, to co wtedy?
W takiej sytuacji nie ma wyboru. Jeśli pracuję u kogoś, kto nie stosuje moich norm etycznych, to albo to akceptuję albo rezygnuję z pracy. To wybór pracownika, czy chce robić coś niezgodnego ze swoim sumieniem. Kiedyś widziałem ogłoszenia pracy w agencji towarzyskiej – jak ktoś się na to decyduje, to wiadomo, że nie ma tam mowy o etyce czy moralności.
Zostawmy więc apteki – przejdźmy do PiS. Pan był posłem tej partii, jak ocenia Pan nową politykę medialną partii? Czyli zakaz udziału w programach bez zgody rzecznika?
Swojego czasu, gdy byłem w PiS, też próbowano wprowadzić podobny zakaz. Spotkało się to z powszechnym niezadowoleniem i buntem. Wewnętrzny odbiór był taki, że przyszła instrukcja Komitetu Politycznego, o występach decyduje jedna osoba, więc posłowie są traktowani jak stado półgłówków, którzy nie potrafią się wypowiedzieć. Przecież jeśli ktoś idzie do polityki, to bierze za to odpowiedzialność i każdy polityk powinien mieć szansę funkcjonowania w mediach. Robienie barier administracyjnych i straszenie sankcjami: wykreślimy cię z listy wyborczej, pokazuje, że wewnątrz partii nie ma zaufania do ludzi i ich poziom nie jest najwyższy, a kierownictwo boi się, co członkowie będą mówić w mediach.
To także ubezwłasnowalnia dziennikarzy, którzy pewnie będą się buntować. Taki zakaz, wewnętrzny kaganiec, dowodzi słabości formacji, która to robi.
Jeśli już przy słabościach jesteśmy – rekonstrukcja rządu dowodzi jego słabości i będzie jakaś realna zmiana? Czy to tylko PR-owe sztuczki?
Rekonstrukcja to klasyczny pic na wodę fotomontaż, działanie wyłącznie o charakterze PR-owskim. Istota rekonstrukcji jest taka: rząd jest zużyty, ludzie go nie akcpetują, spada poparcie, autorytet premiera legł w gruzach. A jak coś legło w gruzach, to się tego nie rekonstruuje na gruzach, tylko buduje nowe gmachy. Jeśli premier na gruzach swojego autorytetu rekonstruuje, to jest to fasadowe, śmieszne i nadaje się do kabaretu. To tylko próba odwrócenia tendencji sondażowej, ale bezskuteczna.
Z rządem jest trochę jak z reprezentacją Polski w piłkę nożną. Polacy w meczu ze Słowacją kibicowali, bo uwierzyli, że zmiana trenera coś przyniesie. Rekonstrukcja to tak jakby Waldemar Fornalik próbował powołać zupełnie nową drużynę. Nikomu by się to nie podobało i premier rekonstrukcją też już żadnej pozytywnej reakcji nie jest w stanie wywołać.
Skoro rekonstrukcja to ruch PR-owy, to co "przykrywa"? A może mamy jeszcze jakieś inne przykrywki? Problemów i afer nie brakuje: OFE, zakaz noszenia masek, Sławomir Nowak, taśmy Protasiewicza...
Tu mamy zbieg różnych rzeczy. Sprawa Nowaka nie była planowana, zaskoczyła rząd, który znalazł się w tej sytuacji w rozkroku. Prokuratura, która żąda uchylenia immunitetu ministrowi to straszliwy cios, dla każdego rządu. Tutaj na szybko nie wymyślono żadnego przykrycia, zresztą tego typu newsy żyją 1-2 dni. Chociaż minister ma już przyklejoną gębę zegarków. To tak jak z pocącym się Chlebowskim – wizerunek, które nie da się już odkleić. Nowak podał się do dymisji, PO mówi, że honorowo, ale niesmak pozostał. Gdy ta sprawa wybuchła wcześniej, minister jakoś się tłumaczył i choć były to wyjaśnienia żenujące i nieudolne, to ludzie zapomnieli. Teraz nie da się tego powtórzyć.
Temat masek żyje dłużej, bo politycy działają w dużej mierze w związku z oceną bieżących wydarzeń. Znowu jakaś grupa miała kominiarki, zrobiła rozróbę, więc zmieńmy prawo. To pokazuje, jak nieprzemyślane są działania polityków, bo takie rozmowy toczyły się już rok temu, też po Święcie Niepodległości. Wtedy doszliśmy do konsensusu, że taki zakaz jest absurdalny, bo policja ma ogromne możliwości łapania ludzi, do tego te przepisy są wątpliwe konstytucyjnie. Tak wygląda praca polityków, ale to też nie jest temat zastępczy.
To co nim jest? Tylko rekonstrukcja?
Tak, ona ma wszystko przykryć. Tusk mówił o tej rekonstrukcji i mówił, ale teraz już nie ma wyboru i musi jej dokonać, bo rząd mu się sypie. Stracił jedno ogniwo: Sławomira Nowaka i bez rekonstrukcji wszystko mu się rozleci. Ale to temat zastępczy dlatego, że Polaków to już nie interesuje – bo, porównując znowu do kadry, selekcjoner jest dalej ten sam i nie wierzą już, że coś się zmieni, że będą lepsze wyniki.
To kogo, w takim razie, Pan stawia na 1. miejscu do wyrzucenia z rządu?
Nie mogę powiedzieć, kto jest pierwszy, bo skrzywdziłbym całą resztę. W obecnym rządzie zasiadają w większości politycy niekompetentni. Nawet jesli ktoś ma przygotowanie zawodowe, jak Szumilas czy Arłukowicz, to zupełnie niekompetentnie zarządza tą dziedziną – jak Szumilas.
Dalej są tacy ministrowie jak Mucha czy Nowak, którzy się nie znają i nie potrafią zarządzać – to najgorszy sort ludzi. Nie wiem, co oni tam robili i po co tam byli. To cechuje rządy Donalda Tuska: wybory są głównie polityczne. I wychodzi katastrofa, jaką są Mucha, Nowak, Arłukowicz, Szumilas, Rostowski. Jak się na to popatrzy, to niewielu jest tam ludzi, którzy się na czymś znają i z sensem wykonują swoją pracę. Trzymając się piłkarskie porównania: Donald Tusk ustawia napastników w obronie, obrońców w ataku. W skrócie: chaos na boisku. Rekonstrukcja tego nie zmieni.