Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

W Polsce o biedzie, jeśli się mówi, to mówi się na trzy sposoby. Pierwszy sposób to opowiadanie o biedzie jako o stanie niezawinionym. Biedny jest ofiarą, jest chory lub stary. Drugi sposób przedstawiania biedy ma fizyczny kształt mężczyzny około 40-tki, leżącego przed telewizorem w zażółconym od potu podkoszulku, opinającym wydatny brzuch. Nieodzownym atrybutem tego rodzaju biedy jest pilot w ręku i puszka piwa na podłodze. To bieda, która ponoć żyje z zasiłku, zupełnie, jakby w Polsce możliwym było przeżycie z kuroniówki. Bieda zawiniona. Biedny jest winny sam sobie, jest cwaniakiem, nierobem i pijakiem. Trzecia kategoria biedy to bieda przejściowa. Krótki moment, między powinięciem nogi a lepszą pracą, gdzieś w nieodległej przyszłości. O biedzie w Polsce jednak przede wszystkim się milczy.

REKLAMA
Jedną z możliwości debatowania o tym poważnym problemie społecznym był cykl publikacji na temat minimalnego wynagrodzenia godzinowego. Oczywiście, jak zauważyli niektórzy komentatorzy, jest to przykładanie plastra na odciętą nogę, bo na godziny zatrudniane są często osoby, które powinny mieć normalną umowę o pracę.
Bardzo szkoda, że rozwój publicznej debaty na ten temat nieco zahamowała rekonstrukcja rządu. Wiadomo przecież, że jest ona niezbyt istotna, ale w teatrum dzisiejszych mediów bardzo chwytliwa. Ważne jednak, że minister pracy dał do zrozumienia, że pomysł minimalnych 10 zł za godzinę pracy jest pomysłem niezłym. Związkowcy proponowali 11.
Przy okazji całej sprawy wyszła dość istotna kwestia, mianowicie taka, że w Polsce istnieje również czwarta bieda. Poza biedą niezawinioną, zawinioną i chwilową istnieje jeszcze bieda strukturalna. To bieda gównianej pracy, żmudnej, nudnej, często niebezpiecznej, bez możliwości awansu, w upadlających warunkach za bardzo małe pieniądze.
O takiej biedzie pisała w liście do Gazety Wyborczej jedna z kobiet (nie podała nazwiska) pracujących przy zawijaniu cukierków za stawki godzinowe. W takiej pracy, jak twierdzi spędziła 15 lat. Według resortu pracy na godzinówkach w Polsce pracuje 900 tys. osób.

Bieda się ukrywa

Pochodzę ze średniej wielkości miasta na Mazurach, gdzie przyjezdni na dworcu mogą przeczytać "Witamy podróżnych zwiedzających piękne ziemie Warmii i Mazur". Pod napisem czasami przesiadują bezdomni. Znam dość dobrze problemy tamtejszego rynku pracy. Ot, choćby niedawno znajomy pracował jako kurier. Kilkanaście godzin dziennie 5-6 dni w tygodniu za około 1200 - 1500 zł miesięcznie. Stawka godzinowa.
Stawka godzinowa za ulotki, stawka godzinowa za rozwożenie pizzy, za gotowanie, za sprzątanie, pilnowanie, mycie, naprawianie, malowanie, przewracanie papierów. Wysokość stawek oczywiście śmiesznie niska. Takie wypłaty gwarantują życie z ciągłym poczuciem niedoborów, z ciągłym niewielkim długiem, bez możliwości długofalowego planowania, bez poczucia bezpieczeństwa, bez chęci powiększania rodziny, snucia dalszych planów.
Ludzie pracujący poniżej swoich kwalifikacji, bez stabilnego zatrudnienia, nie wypełniają stereotypowego wizerunku człowieka biednego. Nie chodzą w podartych spodniach, mają gdzie mieszkać, mają smartfony, komputery, plazmy. Biedę w socjologii coraz rzadziej postrzega się tylko przez koszyki dóbr usług i części budżetu, które są przeznaczane na konsumpcję doraźną czy oszczędności. A jeszcze niedawno do tego w Polsce ograniczało się badanie niedostatków.
Dzisiaj badacze raczej przyglądają się subiektywnym opisom życia osób mało zarabiających. Pani z call center i z chwilówek jest schludna i zadbana. Często jednak środki na dobre funkcjonowanie są przerzucane na tworzenie pozorów dobrostanu. W czasach dyktatu billboardów i terroru stocka można sobie pozwolić na niepłacenie rachunków i kupowanie śmieciowego jedzenia, ale nie można sobie pozwolić na kiepski wygląd. W ten sposób bieda się ukrywa.
Niedostatek więc nie ma ani oblicza zapijaczonego cwaniaka z wąsem, ani schorowanego starszego pana, o którym dziennikarze w reportażach protekcjonalnie najchętniej pisaliby "pan Mietek". niedostatek ma często oblicze zdolnych, pracowitych, pełnych pasji, ciekawych ludzi, którzy nigdy nie mieli ani kapitału społecznego, ani kulturowego, żeby zarabiać więcej. Mieli też pecha, bo nie poznali kogo trzeba. Niedostatek to dzisiaj upokorzenie, niespełnione marzenia, pragnienie ucieczki z kraju, który jest tak nieprzyjazny. Niedostatek ma w końcu oblicze totalnego wk***u i niemocy.
Sól ziemi, tej ziemi
W Polsce o problemach rynku pracy zwykło się rozmawiać ze środowiskami przedsiębiorców. Taki konsensus obowiązuje od początku transformacji. To oni traktowani są jako sól ziemi. Skręt w stronę pracodawców jest polskim ewenementem.
W innych krajach o wiele bardziej jest słyszalny głos świata pracy, czy szerzej – bardziej egalitarny sposób mówienia o gospodarce. W Polsce eksperci pracodawców ciągle zachęcają do obniżania kosztów pracy i uelastycznienia rynku. Z tym, że rynek jest bardzo elastyczny, ale miejsc pracy nie przybywa. Tymczasem polskie firmy mają oszczędności sięgające ponad 200 mld zł.
W Polsce niechętnie pracodawca dzieli się zyskiem z pracownikiem. Środowiska przedsiębiorców często mówią, że lepiej jest pracować na godzinówkach i śmieciówkach, niż nie pracować wcale. Ale to fałszywa alternatywa. Bo są grupy osób, które się przepracowują (za nadgodziny rzadko kto płaci), oraz grupy osób bez pracy. Są grupy osób z bardzo dużym przychodem oraz working poors – pracujący biedni, którzy mimo ciężkiej harówki, latami ledwie wiążą koniec z końcem.
Polska jest krajem o jednym z największych rozwarstwień dochodowych w Europie. Alternatywa: głodowa godzinówka vs. bezrobocie jest alternatywą fałszywą, bo równie dobrze można się zastanowić, w jaki sposób równiej dzielić dochody.
Bieda jest ukrywana
Bieda ukrywana jest po pierwsze przez milczenie. Po drugie, bieda jest ukrywana przez tworzenie fałszywych wizji. Z jednej strony osób bezradnych, na których dziennikarze mogą patrzeć z mieszanką współczucia, protekcjonizmu i delikatnej odrazy. Po trzecie, bieda jest ukrywana przez wicie słomianego luda zapijaczonego nieroba. Doprawdy znam wiele osób często używających alkoholu i nie zauważyłem korelacji między pozycją społeczną a ilością czy częstotliwością picia.
Istnieją natomiast badania, które mówią o tym, że więcej pije się w miastach niż na wsiach – stereotypowych zagłębiach biedy i tzw. patologii. Jeśli więc jesteś bogaty i pijesz, to nic, ale jeśli jesteś biedny i pijesz, to Twoje pijaństwo jest napiętnowane, jest czasem przyczyną, w najgorszym razie skutkiem. Ale koniec końców jesteś winny.
Bieda opisywana w ten sposób ma charakter incydentalny. Zdarza się jako wypadek przy pracy zdrowego systemu albo jest wynikiem nieudolności bezdusznego aparatu urzędniczego. Tymczasem przemilczany niedostatek jest nieodzownym elementem polskiego modelu gospodarczego. Postrzeganie go w kategoriach jednostkowych nie pozwala zrozumieć jego przyczyn i skupia się na jego estetyce.
W końcu niedostatek, aby pojawił się w mediach, musi być również spektakularny. Musi cechować się stereotypowymi atrybutami wykluczenia: grzybem na ścianach, toaletą w kuchni, małym pomieszczeniem, w którym mieszka 7-osobowa rodzina. Osoby, które żyją skromnie, opłacane godzinowo, często nie mieszczą się w takim schemacie. Są SEP - Somebody Else's Problem. Prawie milion osób jako nie nasz problem.