Bezkompromisowy. Wyjątkowo zdolny. Konsekwentny. Skryty. Nietuzinkowy — jest on a potem długo długo nic. Nie przepada za dziennikarzami i wywiadami, choć prywatnie to miły i ciepły człowiek. Kto? Wojciech Smarzowski. Jest fenomenem – Polacy szturmują kina, kiedy znów coś nakręci.
Wczoraj w sieci pojawił się zwiastun jego najnowszego filmu, który powstał na podstawie powieści Jerzego Pilcha, "Pod Mocnym aniołem". Ten film jest przede wszystkim o piciu. O psychicznym i fizycznym zrośnięciu człowieka z alkoholem i o alkoholu, który staje się naszym celem, naszym wybawieniem i przekleństwem.
Autor tego filmu to Wojciech Smarzowski – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta i realizator filmów dokumentalnych, reklamowych i teledysków. Pochodzi z Korczyny koło Krosna. Dzieciństwo spędził w niedalekich Jedliczach, gdzie uczęszczał do szkoły podstawowej i liceum. Pasjonował się fotografią, studiował filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w roku 1986 rozpoczął studia na Wydziale Operatorskim PWSFTviT w Łodzi, które ukończył w 1990 roku. Dopiero po studiach operatorskich zajął się reżyserią.
Jego pierwszym filmem–eksperymentem była "Małżowina". Film został dobrze przyjęty na festiwalu w Gdyni, nie pokazywał jednak pełnego spectrum możliwości artysty. Na swój prawdziwy filmowy debiut, czyli "Wesele" Smarzowski musiał poczekać kolejnych kilka lat. W międzyczasie pożegnał się ze złudzeniami związanymi z produkowaniem za "wielkie" państwowe pieniądze. Najtaniej można było nakręcić wideowesele i właśnie dlatego Smarzowski wymyślił taki film. "Wesele" okazało się sukcesem, który zapoczątkował serię dobrych, mocnych i kontrowersyjnych filmów.
Zauważony i doceniony, od czasu "Wesela" zrobił jeszcze: "Dom zły", "Różę" i "Drogówkę". Każdy z tych filmów stał się kulturalnym wydarzeniem. Pokazuje pewien wycinek rzeczywistości, ale nie należy do kina gazetowego, społecznego, które odpowiada na potrzeby społeczeństwa, ale z którego nic nie wynika. W filmach Smarzowskiego najważniejsi są ludzie i ich osobiste problemy, które w dużym stopniu wynikają z sytuacji społecznej, miejsca w historii, systemu, w jakim jego bohaterowie żyją.
Dlaczego publiczność tak bardzo lubi filmy Smarzowskiego?
Autentyczność i szczerość
Wódka, czyli alkoholizm, przemoc czyli zarąbanie kogoś siekierą, seks czyli ordynarny stosunek z prostytutką. Świat w filmach Smarzowskiego jest ostry i bezlitosny. To "filmowanie siekierą" czyli pokazywanie obok siebie najbardziej przejaskrawionych i żenujących zachowań Polaków, w takich ilościach, że może pęknąć głowa. To właśnie te cechy kina Smarzowskiego czynią go artystą nie tyle charakterystycznym, co autentycznym i właśnie za tę autentyczność kochają go odbiorcy. Konsekwencję poszukiwania Smarzowskiego w kinie najlepiej odzwierciedlają statystyki filmu "Drogówka", który już w dzień otwarcia miał 176 732 tys. widzów. Film obejrzały prawie 2 mln ludzi, to rekord 2013 roku nie tylko wśród filmów polskich, ale także w ogólnym zestawieniu.
Smarzowski pokazuje, ale nie tłumaczy i nie mydli oczu
Wojciech Smarzowski nie próbuje być moralizatorem w swoich filmach. U niego nie ma pozytywnych, bądź negatywnych bohaterów, wszystko ma odcień szarości. Jak twierdzi krytyk filmowy Wiesław Kot: – Smarzowski jest pierwszoplanową gwiazdą swojego kina. Nie bawi się w kino postinteligenckie, postzanussowskie. Pokazuje to, czego inni nie chcieli albo nie potrafili pokazać.
I tak w "Weselu" jest to Polska prowincjonalna z tzw. pretensją i z aspiracjami, w "Róży" Polska, która do Polski nie pasuje, czyli autochtoni–Mazurzy, trochę Niemcy, trochę Polacy, w "Domu złym" biedna i upijana Polska PRL-u, a w "Drogówce" zdemoralizowana polska policja.
Reżyser pokazuje więc rozkład, degrengoladę, sumę zdarzeń, które unicestwiają człowieka jako myśląca i dobrą jednostkę. Reżyser przerysowuje pewne wątki, by zabolało i dotarło. Jak dodaje Wiesław Kot: – Jego misją jest walić na odlew. Gdyby zabawiał się w aptekarza i równoważył dobro i zło w swoich filmach nie rozmawialibyśmy dziś pewnie o nim tak dużo.
Ma talent do utalentowanych aktorów
W szkołach aktorskich młodzi, niedoszli adepci aktorstwa marzą, by zagrać u Smarzowskiego. Krąży legenda o tym, jak bardzo dobrze się z nim pracuje. Wielu aktorów właśnie dzięki niemu zdobyło popularność na tak masową skalę. Przy Wojtku Smarzowskim wypłynęli Eryk Lubos, Bartłomiej Topa, czy wcześniej głównie drugoplanowy aktor, Arkadiusz Jakubik. Po premierze filmu "Róża" okazało się, że polska scena teatralno-filmowa jest w posiadaniu takiego talentu, jak Agata Kulesza. Wojtek Smarzowski dużo wymaga, ale też dużo uczy. To, że przy każdej kolejnej produkcji angażuje te same osoby nie jest niczym wyjątkowym. To specyfika kina autorskiego, choć także i tego, że lubi się otaczać ludźmi, na których może polegać.
"Pod Mocnym Aniołem" to kolejna pełna patologii produkcja smutnego reżysera, jak powiedzą niektórzy. Z drugiej strony, ktoś musi tę patologię opisywać. Udawanie, że wszystko jest w porządku, bądź "przymykanie oka" na niemoralne zachowania dobrze wychodzi innym reżyserom.
Wojtek Smarzowski do każdej kolejnej produkcji dokładnie się przygotowuje. Czyta, zwiedza, spotyka się z dziesiątkami osób tylko po to, żeby nasiąknąć ich wrażeniami. Często wykorzystuje własne doświadczenia. Jego nowy film w kinach ukaże się dopiero w styczniu. Reżyser jednak już dostarcza nam informacji o kolejnej trudnej historii, którą zechce nam opowiedzieć. Tym razem ruszy na Wołyń i będzie robić film o ludobójstwie na Kresach. Będzie więc krew, pot, łzy i siekiera, ale właśnie w jej towarzystwie Smarzowskiemu "rąbie się" filmy najlepiej.
To, co pociąga w filmach Smarzowskiego to przede wszystkim naturalizm. Smarzowski zmierza do wiernego, wręcz fotograficznego naśladownictwa ludzkiej natury. Odzwierciedla rzeczywistość do tego stopnia, że widok tego świata w którym nam przyszło żyć jest widokiem po prostu smutnym.