Są tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają nocne kolejki przed budkami z zapiekankami na Dworcu Centralnym. Są też tacy, którzy jedzą tylko przegrzebki, a zapiekankę uznaliby za zniewagę. Są wreszcie tacy, którzy dają zapiekankom drugie, lepsze życie – wśród nich jest właściciel nowej mokotowskiej knajpki.
Serwus przywitał się z warszawiakami na ulicy Chocimskiej, kilka większych kroków od luksusowego joysticka, który stanął przy placu Unii Lubelskiej. Okolica najwyraźniej zobowiązuje – zarówno sam lokal, jak i zapiekanki są jakby z trochę lepszego świata.
Nie uświadczycie tu blaszanej budki oblepionej reklamami, mikrofali pracującej na pełnych obrotach wśród porozrzucanych foliówek z serem i pieczarkami czy tajemniczej, owłosionej ręki, która bez przekonania podaje jedzenie. Zamiast budki – długa oszklona, czerwona witryna, oldschoolowy szyld oraz neon, który po zmroku wskazuje drogę wszystkim głodnym. W środku oryginalny, surowy kontuar z płyty paździerzowej i metalowa konstrukcja pomalowana na żółto i czerwono. Ładnie, inaczej – chce się wejść. Zamiast owłosionej ręki – miły brodaty pan, który zagaduje, doradza, wysłuchuje opinii. Zamiast mikrofali i mrożonek – wyeksponowane świeże składniki oraz poustawiane to tu, to tam doniczki z ziołami. Przyjemnie – chce się jeść.
Do wyboru są cztery rodzaje zapiekanek, których składniki podobno komponował jeden z uczestników „MasterChefa”. Mamy więc „Salut” z gruszką, gorgonzolą, oliwą i winogronami, włoski „Salve” z czosnkową oliwą, bazylią, pomidorkami cherry i mozzarellą, a także hiszpańskie „Hola”, na której wylegują się kiełbasa chorizo, czerwona cebula, ser owczy manchego i plasterki mango. Dla konserwatystów – klasyczny „Serwus” z pieczarkami, świeżym polskim masłem, serem gouda i domowym sosem pomidorowym. Składniki w zależności od dnia mogą się zmieniać. Za darmo możemy też wyjąć ze słoja pikle – w dniu, w którym zjawiłem się w Serwusie, były to dynie.
Zapiekanki okazały się po prostu fajne – bułka chrupiąca, ale nie sucha, składniki oryginalne i świeże. Na pewno nie trzeba dodawać sobie odwagi za pomocą alkoholu, można za to potraktować je sosem tabasco. Oczywiście to wciąż zapiekanki – ci od przegrzebków nadal mogą się obrazić, problem będą mieć też fastfoodowi ortodoksi – w końcu sos pomidorowy to nie to samo, co keczup o aromacie identycznym z naturalnym, a gorgonzola i gruszki to wręcz herezja. Mnie smakuje. Serwus, Serwusie – do zobaczenia.