Jakub Śpiewak żył jak król. Regularnie odwiedzał centrum handlowe Złote Tarasy, gdzie na drobne zakupy wydawał nawet kilka tysięcy złotych. Problem tylko taki, że pieniądze nie należały do niego, a do prowadzonej przez niego fundacji „Kidprotect”, która walczy z pedofilią w internecie. Wkrótce może się rozpocząć proces w jego sprawie. Dlaczego może? Bo Śpiewak chce się dobrowolnie poddać karze i do procesu może w ogóle nie dojść.
Pionier walki z pedofilią w internecie wydał setki tysięcy złotych na cele prywatne. Śledczy mówią o kwocie 413 tysięcy złotych. Pochodziły one z darowizn różnych firm i instytucji: MEN, TP SA, Ministerstwa Pracy czy nawet Microsoftu. Tymczasem Śpiewak, zamiast przeznaczać je na fundację, w tym pensje pracowników, wydawał je na luksusowe ubrania i drogie zagraniczne wycieczki.
Prawnik Śpiewaka Jacek Dubois przyznał, że jego klient może się dobrowolnie poddać karze. – Bezsprzecznie część pieniędzy wydał niezgodnie z ich przeznaczeniem. On chce naprawić szkodę. Może to odpracować i oddać, nie od razu. On się zagubił. Ale po jego fundacji pozostanie ślad – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Dubois.
Założona w 2002 roku fundacja miała obroty na poziomie 100 tysięcy złotych rocznie. Jednak cztery lata temu wpływy zaczęły rosnąć. Sama TP SA wpłaciła na konto „Kidprotect” 202 tys. złotych. Jedna na co te pieniądze zostały przeznaczone?
Śpiewak, który jako jedyny miał dostęp do konta twierdził, że przeznacza je na kampanie i szkolenia, choć niektórzy musieli sami za nie płacić. Tymczasem szef fundacji wydawał spore kwoty na markowe ubrania, sushi, wycieczki i inne luksusy.