– Jestem Polakiem i katolikiem, ale tutaj ciągle patrzy się na mnie jak na muzułmanina i "przedstawiciela obcego gatunku" – mówi w rozmowie z naTemat Ashraf Benyamin, znany polsko-egipski dyrygent. Przekonuje, że choć w Polsce mieszka od lat, to w ostatnim czasie zaobserwował, że rasizm jest u nas coraz poważniejszym problemem: – Katastrofą jest to, że z rasizmem można się dziś spotkać we wszystkich instytucjach, świeckich i religijnych. Często zastanawiam się, w jaki sposób mam zmienić kolor skóry, bo słyszę, że jest nieestetyczny i nie pasuje tutaj.
Będzie już ćwierć wieku. Przyjechałem tu w 1987 roku, kiedy jeszcze niewielu obcokrajowców decydowało się na wyjazd do Polski. Ja miałem powody rodzinne [żona jest Polką – red.]. Na początku mieszkałem w Poznaniu, ale szybko musiałem się przeprowadzić.
Niestety. Poznaniacy znani są z tego, że mocno trzymają się razem, mają mocne lokalne tradycje, dlatego obcokrajowcy tym bardziej nie byli tam wtedy mile widziani. Wszyscy wiedzieliśmy na przykład, że lepiej po siódmej wieczorem nie wychodzić z domu. To był czas przemian systemowych i ciężkiej sytuacji ekonomicznej, dlatego niektórzy zachowywali się tak, jakbyśmy my byli winni ich nieszczęścia. Stwierdzali, że skoro mięso jest na kartki, to dla Polaków, a nie dla obcych. Być może to był też jeden z powodów niechęci do obcokrajowców. Nawet ambasady radziły swoim obywatelom, by wieczorem nie wychodzili na ulice.
Spotykał się pan wtedy z agresją, wyzwiskami?
Wyzwiska to były dla mnie jak „dzień dobry”. Wtedy chodziło o bicie, niszczenie własności. Byłem studentem dyrygentury i batuta to był bardzo drogi sprzęt. Kosztowała 12 dolarów, podczas gdy pensja wykładowcy na uniwersytecie wynosiła 8 dolarów. Raz stoję sobie w tramwaju i jakiś mężczyzna po prostu mi tę batutę złamał. Zaalarmowałem motorniczego, ale nie chciał pomóc. W końcu poszedłem na policję, a tam patrzyli na mnie jak na zjawisko. Powiedzieli tylko, że jak się podobna sytuacja zdarzy jeszcze raz, to mam się bić w samoobronie. A ja się nie umiem bić, bo gdybym umiał, to pewnie zmieniłbym zawód. Takie przypadki miało wielu moich znajomych. Niszczenie samochodów, wybijanie szyb to były akcje na porządku dziennym. W końcu stały się tak intensywne, że musiałem w ogóle na chwilę opuścić Polskę.
A potem przeprowadził się pan do Świdnicy, gdzie mieszka do dziś.
Tak, i tam początkowo te zachowania z Poznania się nie powtarzały. Nie było już chociażby tak aktywnych skinheadów, którzy w Poznaniu naśladowali niemieckich kolegów: jak tamci pobili obcokrajowca, to Polacy robili to samo. Tyle że dziś mamy 2013 rok i słyszę, że na Dolnym Śląsku, a szczególnie we Wrocławiu, ta agresja i ten rasizm się odradzają.
„Jeśli uważasz, że w Polsce nie ma rasizmu, to zazdroszczę ci białej skóry i jednostronnego spojrzenia” – napisał pan ledwie kilka dni temu na Facebooku. Co pana do tego skłoniło?
Napisałem tak, bo jestem przekonany, że rasizm jest ogromnym problemem w Polsce i większość społeczeństwa nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Często zastanawiam się, w jaki sposób mam zmienić kolor skóry, bo słyszę od ludzi, że jest nieestetyczny i nie pasuje tutaj. Jako dyrygent spotykam się z kolei z postawą: „dlaczego dyrygent z Egiptu, a nie z Polski? Przecież tu jest Polska”. Tak mógłbym wymieniać po kolei. To jest katastrofa! Katastrofą jest to, że z rasizmem można się dziś spotkać we wszystkich polskich instytucjach, świeckich i religijnych.
W Kościele też ma pan problemy? Jest pan przecież Koptem, czyli egipskim katolikiem.
Ostatnie 20 lat spędziłem na walce o to, by tutaj uznali mnie za katolika. Mimo że mam dokumenty z Watykanu, które poświadczają, że nim jestem, polski Kościół nie chciał wtedy ich uznać. Duchowni patrzyli na mnie również przez pryzmat etniczny. Było nawet tak, że kiedy rozmawiałem z jednym księdzem, powiedział mi, że nie słyszał o katolikach w Egipcie. „Słyszałem tylko, że są wielbłądy” – stwierdził. Inny ksiądz, jeszcze w Poznaniu, wprost zadeklarował: „my od pana nic nie chcemy, niech pan nic nie chce od nas”. Ja zawsze mówię, że Jezus prawdopodobnie miał moją urodę, a Matka Boska nie była blondynką. Tyle że tutaj nikt nie słucha – wiara nie ma znaczenia, a liczy się mój kolor skóry.
A może z marszu biorą pana za muzułmanina?
To też. Nawet kiedyś jeden pan chciał mnie konwertować – nie zapytał, jakiego jestem wyznania, tylko po prostu zasypał mnie oskarżeniami: czemu jestem wyznawcą Allaha? Czemu wyznaję taką zbrodniczą religię? Trudno w takiej sytuacji powiedzieć: „przecież ja jestem katolikiem, jak pan”. To jest chyba taka niedojrzałość. Pamiętam, jak kiedyś myślałem sobie, że Polska jest bardzo blisko nas, którzy przyjeżdżamy np. z Egiptu. Myślałem, że nie jest skażona chorobami Zachodu, jak kolonializm i orientalizm. Okazało się, że wchodząc do Unii wzięła na siebie tę kolonialną mentalność i związane z tym zachowania w stosunku do innych, obcych. Większość wiadomości o ludziach takich jak ja Polacy czerpią chyba z filmu „Pożegnanie z Afryką”. Ja bym chciał, żeby ktoś go spalił, żeby ludzie w końcu przestali w ten stereotypowy sposób myśleć.
Jak często zdarzają się zachowania, które uznaje pan za rasistowskie?
Zdarzają się ciągle. Stoję w kolejce w sklepie na osiedlu. Osoby stojące przede mną kupiły, co miały kupić, jest moja kolej, a ekspedientka mówi „słucham” do pani za mną i przyjmuje zamówienie. To ja mówię, że przepraszam bardzo, ale teraz moja kolej. A ona: „ja widzę, że tylko pan patrzy”. Inna sytuacja. Jestem w przychodni, czekam w kolejce, a zaraz słyszę: „mógłby pan powiedzieć, że ma karabin, to wtedy kolejka by uciekła”. I to się nasila.
Ostatnio byłem w znanym supermarkecie, w dziale z alkoholem. Wszyscy stoją, biorą do rąk butelki, czytają etykiety. Ja wziąłem, a zaraz ochroniarz mówi, bym to zostawił. Pytam: o co chodzi?. On: „zostaw to, proszę stąd wyjść”. W końcu zawołałem kierowniczkę, a ta mi tłumaczyła, że ochroniarz się tak zachował, bo „kradną tutaj”. To ja się pytam, dlaczego pani mnie kojarzy ze złodziejem. A ona, że to jest towar luksusowy. No to przecież jeśli to jest luksusowy towar to i ja powinien być traktowany po luksusowemu! Zamiast tego do dzisiaj, kiedy jestem w tym sklepie, muszę prosić pracownika, by podał mi konkretną butelkę. Proszę sobie wyobrazić, że wszyscy Polacy kupują normalnie, a ja tam muszę stać jak uczeń i wskazywać palcem, co chcę wziąć. Zresztą w innych sklepach też już od wejścia towarzyszy mi ochroniarz, jakbym był jakimś podejrzanym.
A o co chodziło z sytuacją na basenie? Napisał pan na Facebooku, że nie chcieli pana wpuścić.
Razem z żoną staramy się przynajmniej raz w tygodniu chodzić na basen. Zawsze ten sam, więc wszyscy nas tam znają. Tyle że kiedyś zatrudnili nowego ratownika. Już chciałem wejść do basenu, a on biegnie do mnie i mówi, że muszę mieć jego pozwolenie na wejście do wody, a on takiej zgody nie udzielał. Ja mówię, że przecież mam bilet, w basenie były już inne osoby, więc po co mi dodatkowe zezwolenie. W końcu po takiej kłótni wpuścił mnie do wody. Kolejnym razem przyszedł znowu, by powiedzieć, że basen jest zarezerwowany dla „innych”. Postanowiłem, że tego już nie odpuszczę. Zadzwoniłem do kierownika, który oświadczył, że według harmonogramu nie ma żadnej rezerwacji. Obiecał, że do jutra tę sprawę wyjaśni. Do dzisiaj nie mogę się tego doprosić. Zwróciłem się też do jednego z miejskich radnych w tej sprawie, bo basen należy przecież do miasta. Sprawa utknęła. Teraz dowiedziałem się, że jest specjalna komisja przy ministerstwie spraw wewnętrznych, która monitoruje takie zachowania. Mam zamiar do niej napisać.
Przez kilka lat wykładał pan na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Został pan nagrodzony przez prezydenta Świdnicy za upowszechnianie muzyki wśród lokalnej społeczności. W tym roku zrobił pan doktorat w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. To wszystko nie ma znaczenia?
Nie, bo jestem traktowany jako przedstawiciel innego gatunku, a nie patrzy się na mnie choćby przez pryzmat tego, jak działam i co robię w Polsce. Zresztą, z tym doktoratem też były problemy. Zawsze chciałem zapisać się na studia doktoranckie, więc pewnego razu zadzwoniłem na uczelnię i pytam, co trzeba zrobić. Sekretarka od razu powiedziała, że ja prawdopodobnie nie zdam, bo nie znam dobrze polskiego. A przecież ja chciałem tylko informacji, nie chciałem zdawać przez telefon egzaminu. W końcu skończyłem ten doktorat w rekordowym tempie, bo w niecałe dwa lata, więc ta pani się myliła. Akcent i to, że nie mówię jakoś płynnie po polsku, przeszkodziły mi też kiedyś w skorzystaniu z oferty bankowej banku. Znów dzwonię i pytam o warunki, a tam słyszę, że jestem obcokrajowcem, więc nie mam szans. To macie oddzielne konta dla białych i czarnych Polaków? To jest jakaś taka niezwykła niedojrzałość. Ludzie nie chcą zrozumieć, że ja kocham Polskę i dlatego tutaj jestem. Nie zarabiam kokosów, mam ciężko jak inni, a nawet gorzej, ale wciąż chcę tutaj być i czuję się Polakiem.
Nie przychodzą panu do głowy myśli, by wyjechać?
Jestem tutaj od ćwierć wieku i gdyby to było takie proste, to już bym wyjechał. Dziś mam takie poczucie, że jestem w takiej samej sytuacji, jak byłem w Poznaniu. Jestem jedynym „Arabem” w mieście i bardzo ciężko się z tym żyje. Z tą świadomością, że wielu osobom burzę poczucie estetyki.
To na co właściwie ma pan nadzieję? Że zmieni się mentalność ludzi?
Wie pan, jak robimy zakupy na Allegro, to jest przewodnik krok po kroku, co zrobić w razie oszustwa. W przypadkach rasistowskich zachowań ja się nie mam do kogo zwrócić. Policja będzie prowadzić jakieś dochodzenie, które nie wiadomo ile będzie trwało. Rzecznik Praw Obywatelskich jest, ale nie zadziała szybko, tam gdzie naprawdę potrzebuje pomocy. Ja chciałbym sprawnej reakcji, a nie oczekiwania na to, kiedy urząd miasta, czyli właściciel basenu, na który chodzę, wreszcie zajmie się moim przypadkiem. Poza tym potrzebne są lekcje, czym naprawdę jest rasizm, bo ludzie tego nie wiedzą. I one przydadzą się wszystkim: lekarzom, duchownym, pracownikom uniwersytetów. Tyle że ja sam nic nie zrobię. Po tej sytuacji na basenie zadzwoniłem do znajomej, a ona poradziła mi: napisz o tym, opowiadaj. Więc opowiadam. Przynajmniej tyle.
Ashraf Benyamin - Polsko-egipski dyrygent. Ukończył studia wychowania muzycznego na Uniwersytecie Helwan w Kairze. W 1987 roku rozpoczął studia na Akademii Muzycznej w Poznaniu. W latach 1983-1987 pracował jako asystent. Współpracował także jako skrzypek z Kairską Orkiestrą Symfoniczną. W latach 1987-1994 pracował na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu jako wykładowca.
W 1995 roku założył Świdnicką Orkiestrę Kameralną „Sinfonietta”, z którą prowadził aktywną działalność koncertową, uczestnicząc w wielu krajowych i międzynarodowych koncertach oraz festiwalach.
W 2013 roku Rada Wydziału Kulturoznawstwa i Filologii Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie nadała mu stopień naukowy doktora nauk humanistycznych.
Dyrygował orkiestrami filharmonicznymi i kameralnymi, m.in. Filharmonią Poznańską, Filharmonią Wrocławską, Filharmonią Dolnośląską. Występował w licznych festiwalach muzycznych.