
– Sztuka cyfrowa jest wciąż dla większej części opinii publicznej niezrozumiała i niedoceniana, przede wszystkim z powodu swojej ulotnej formy. Większość ludzi oczekuje, że malarze będą używać prawdziwych pędzli, palet i farb, a jednocześnie nie jest pewna na czym właściwie polega “cyfrowe” tworzenie dzieła – pisała Tina Mailhot-Roberge, graficzka komputerowa, w swoim artykule stającym w obronie twórców “sztuki cyfrowej”.
Zarówno Mailhot-Roberge, jak i liczni komentatorzy twierdzą, że uprawianą przez nich dziedzinę sztuki po prostu się dyskryminuje. Powód? Jest nieuchwytna, możliwa do skopiowania, a ostatecznie sprowadza się do pewnej liczby zer i jedynek.
deviantART zdziera z użytkowników niemiłosiernie i aby zarobić faktycznie sporo, trzeba być hiperpopularnym. Ja wciągu ostatniego roku zarobiłam niecałych 90 zł ze sprzedaży printów (a i tak był to najlepszy rok dotychczas), niby zawsze coś, no ale nie jest to porządny zarobek na swojej twórczości. CZYTAJ WIĘCEJ
Strona www jako dzieło sztuki
Czy w związku z tym można uznać, że “sztuka cyfrowa” z definicji skazana jest na niższy status, a w konsekwencji, niższą wartość – także w ujęciu finansowym? Dr Mikołaj Iwański, bloger naTemat i badacz rynku sztuki zwraca uwagę, że samo medium nie jest najistotniejszym kryterium wartości dzieła. Chodzi raczej o to, jak artysta wykorzysta “cyfrowe” środki wyrazu: – Jeśli mówimy o tym konkretnym portrecie, to z artystycznego punktu widzenia malowanie “obrazu” na iPadzie jest bez sensu. To zupełnie wtórne wobec tradycyjnych technik – ocenia Iwański.
Jeden z moich studentów ze szczecińskiej Akademii Sztuki Remigiusz Suda tworząc swoją pracę skanował fragment filmu pornograficznego przykładając do skanera monitor. Dało to ciekawy efekt wizualny, który stał się motywem wykorzystanym w namalowanym klasycznymi technikami obrazie.
Justyna Kowalska z warszawskiej galerii BWA również zwraca uwagę, że na dzisiejszym rynku sztuki “wirtualność” czy “ulotność” konkretnych dzieł nie jest wcale najistotniejszym czynnikiem branym pod uwagę przez kuratorów czy inwestorów. W galeriach wystawia się i sprzedaje nie tylko video art, performance, ale nawet… strony www.