Około 200 tysięcy osób zgromadziło się w centrum Kijowa, by wziąć udział w wielkim antyrządowym marszu. Na lidera rewolucji, której stolicą jest kijowski Majdan, wyrasta Witalij Kliczko, lider partii UDAR i bokser. "Jest czas walki i czas ciężkiej pracy, w boksie jest odwrotnie niż w polityce, my najpierw walczymy, by móc kiedyś ciężko pracować" – mówi w rozmowie z "Newsweekiem".
Najnowszy "Newsweek" przybliża sylwetkę mistrza świata bokserskiej wagi ciężkiej, który po latach sportowej kariery zdecydował się wejść do polityki. I od razu został rzucony na głęboką wodę, bo na Ukrainie trwa rewolucja, której właśnie on przewodzi. "Rozumiem zwykłych ludzi, bo też nie miałem lekko w życiu, dlatego teraz chcę coś zrobić dla kraju, by choć trochę podzielić się swoim sukcesem" – zapewnia Kliczko.
W historii jego kariery odbijają się losy Ukrainy. Wychowywał się w radzieckich bazach wojskowych w rodzinie oficera. Jako kilkunastolatek zajął się sportem: najpierw kick-boxingiem, potem boksem. Jako amator nie miał sobie równych: w drugiej połowie lat 90. wygrał 85 na 90 stoczonych walk. Wkrótce przeszedł na zawodowstwo i dostał szansę na zachodzie, konkretnie w słynnej niemieckiej stajni bokserskiej Fritza Sdunka.
"Na zachodzie zobaczyłem, czym się różni państwo zbudowane na dobrze działającym prawie, od naszego, gdzie wszystko zależy od decyzji jednego człowieka. Dlatego moim celem od początku były poważne reformy, aby na Ukrainie rządziło prawo" – podkreśla Kliczko.
Pierwsza dekada XX wieku to dla niego pasmo sukcesów. W 2000 r. zrobił doktorat na uniwersytecie kijowskim (skończył też państwową szkołę dla menedżerów), a w 2004 r. zdobył pas mistrza świata wagi ciężkiej. Broni go do dziś, choć jeśli nie będzie chciał znowu wyjść do ringu, straci tytuł.
W politykę zaczynał bawić się w siedem lat temu. "Bawić się" to dobre określenie, bo dwukrotnie przegrał wybory na mera Kijowa i, jak mówi jeden z ukraińskich politologów, "nie miał nic ciekawego do zaproponowania, mówił tylko: 'Jestem Kliczko, głosujcie na mnie'".
Potem przyszedł jednak przełom. W 2010 roku Witalij założył partię UDAR, która dwa lata później wprowadził do parlamentu jako trzecią siłę polityczną w kraju. W ten sposób trafił na Majdan, gdzie głosi czasem bardzo radykalne postulaty: domaga się nałożenia na Janukowycza sankcji i wzywa do powszechnego strajku. To wywołuje reakcję władz – ostatnio ktoś włamał się na jego skrzynkę mailową i porozsyłał wiadomości, z których wynika, że zdradza żonę. Pojawiają się też plotki, że finansuje go bliski władzom oligarcha gazowy, Dmytro Firtasz.
Kliczko zapewnia jednak, że nie boi się rywalizacji z Janukowyczem. "To on powinien się bać, nie ja. Naród go niedługo wykluczy skutecznie z polityki. Nie może nami rządzić człowiek, który wysyła milicję, by bić niewinnych ludzi i oszukuje tak jak w sprawie umowy z UE. Nie pozwolimy na to, wyszliśmy na ulice i będziemy tu tak długo, aż wygramy" – przekonuje.