Dla chłopców są samochody, samoloty, zestawy małego konstruktora i chemika. Dla dziewczynek: lalki, kuchenki, stroje księżniczek, grzebienie i akcesoria do makijażu. Na Zachodzie coraz częściej mówi się, że to niesprawiedliwy relikt przeszłości. W Polsce jednak pomysły kwestionowania podziału zabawek na "dziewczyńskie" i "chłopięce" są atakowane jako złowroga "ideologia gender". Czy słusznie?
– Wejdź do dowolnego brytyjskiego sklepu z zabawkami, a zaraz staniesz na rozdrożu: albo skierujesz swoje kroki ku niebieskiej alejce, z miniaturowymi helikopterami, zestawami małego chemika i lornetkami, albo pójdziesz różową alejką, pełną kuchenek, lalek i akcesoriów do makijażu – pisze na łamach “The Telegraph” Eleanor Muffitt i sugeruje, że o ile w wielu dziedzinach ruch równouprawnienia płci odniósł ogromne sukcesy, o tyle jeśli chodzi o dziecięce zabawki – świat wciąż tkwi w latach pięćdziesiątych.
– Odwołanie do tego właśnie okresu nie jest moim zdaniem przypadkowe – komentuje antropolog kultury i dyrektor Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach Maciej Obara. Według niego współczesny podział na zabawki “dziewczyńskie” i “chłopięce” ukształtował się bowiem w dość dokładnie określonych okolicznościach: były to Stany Zjednoczone i właśnie lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XX wieku.
– Bezprecedensowemu sukcesowi gospodarczemu Stanów Zjednoczonych towarzyszyło wówczas utrwalenie tradycyjnych ról społecznych. Ten model znalazł swoje odbicie w przemyśle zabawkarskim, a ilustrować go mogą choćby postaci lalki Barbie i Boba Budowniczego – tłumaczy Maciej Obara, dodając, że później za sprawą globalizacji ten właśnie wzorzec rozprzestrzenił się na cały świat. I dziś bywa ostro atakowany.
Gender atakuje dzieci?
– Przez ostatnie 100 lat zabawki inspirowały naszych chłopców, by byli myślicielami, budowniczymi i wynalazcami – od takich słów zaczyna się popularna w ostatnim czasie reklama produkującej zabawki firmy Goldieblox. Chwilę później informacja ta zostaje skontrastowana z widokiem przysłowiowej sklepowej “różowej alejki”, zastawionej jedynie “dziewczyńskimi” lalkami i księżniczkami. Obrazowi towarzyszą słowa: “nasze dziewczynki zasługują na więcej”.
Goldieblox, założona przez absolwentkę inżynierii na uniwersytecie Stanforda, ma prostą misję: sprzedawać interaktywne gry i dziecięce książeczki, które pomogą “zburzyć różową alejkę i zainspirować przyszłą generację kobiet-inżynierów”. Działanie firmy wpisuje się w szerszy, i coraz bardziej widoczny na Zachodzie trend, by walczyć z płciowymi stereotypami już na etapie dzieciństwa.
W Wielkiej Brytanii zainicjowano nawet kampanię “Let Toys be Toys. For Girls and Boys” (Niech zabawki będą zabawkami. Dla dziewczynek i chłopców), której celem jest nakłonienie sprzedawców, by eksponowali sprzedawane zabawki bez płciowej segregacji, lecz raczej wedle funkcji konkretnego produktu.
Z kolei w Szwecji, ku przerażeniu wrogów “ideologii gender”, miejscowy oddział znanej sieci “Toys “R” Us” w imię walki ze stereotypowym postrzeganiem ról kobiet i mężczyzn przedstawił w swoich folderach reklamowych dziewczynkę bawiącą się pistoletem i chłopca czeszącego lalkę.
Autorka tekstu na temat zabawek i płci w “Independent” pisząc o tych tendencjach ocenia, że w “powietrzu czuć ducha zmian” i pyta, czy tak naprawdę jest jeszcze sens mówić o chłopięcych i dziewczyńskich zabawkach.
Czy samochodziki ciągle są "chłopięce"?
W Polsce, w atmosferze trwającej od kilku miesięcy histerii wokół słowa “gender”, próby kwestionowania tego podziału są ostro krytykowane ze strony środowisk konserwatywnych. Takie głosy wydają się o tyle uzasadnione, że, jak twierdzi Maciej Obara, we wszystkich znanych kulturach oczekiwania wobec chłopców i dziewczynek są odmienne.
Dyrektor kieleckiego muzeum ilustruje swoje słowa prywatnym przykładem: – Moi synowie, nie zachęcani przez nikogo, bawili się w wojnę, a córka, również sama z siebie przywiązywała dużą wagę do tego, by jej lalka była “bardziej dziewczyńska” – mówi Obara.
W podobnym duchu wypowiedział się dla tygodnika "Do Rzeczy" znany polski seksuolog.
Jednak nawet jeśli rzeczywiście większość dzieci “naturalnie” ciąży ku konkretnym rodzajom zabawek, nie ma żadnych powodów, by karać je to, że nie stosują się do uświęconych tradycją podziałów na zabawki dla chłopców i dziewczynek i zabraniać im takich zabaw.
– Źródłem wielu tego typu zakazów są irracjonalne często lęki rodziców lub ich poczucie wstydu, że dziecko zachowuje się “niewłaściwie” – ocenia psycholog dziecięcy Monika Perkowska. Według niej często utrzymywanie sztywnego podziału zabawek na damskie i męskie nie ma dziś sensu: – Weźmy choćby samochodziki. Czy w czasach, gdy kobiety powszechnie siadają za kierownicą, można wciąż twierdzić, że plastikowe auto to naprawdę “chłopięca” zabawka? – pyta retorycznie psycholożka.
Zdaniem Perkowskiej nie ma też żadnych dowodów na to, żeby chłopcy bawiący się lalkami czy dziewczynki kochające w dzieciństwie samochodziki mieli mieć z tego powodu psychologiczne czy tożsamościowe problemy w dorosłym życiu.
– Jestem za tym, żeby dawać dzieciom wybór, a nie karać je za to, że chcą się bawić innymi zabawkami, niż te stereotypowo związane z ich płcią – mówi socjolożka związana z Fundacją Feminoteka i blogerka naTemat Anna Dryjańska. – Nic się przecież nie stanie, jeśli chłopiec będzie czasem bawić się lalkami, a dziewczynka – samochodzikami. Tymczasem dziś wiele osób stara się wmówić dziewczynkom, że jedynymi właściwymi dla nich zabawkami są te, które ukształtują w nich postawę “małej sprzątaczki” albo “małej księżniczki” – mówi Dryjańska.
Nasz blogerka ocenia, że “przydzielanie” dzieciom zabawek wedle kryterium płci jest równie absurdalne, jak byłoby robienie tego wedle koloru skóry: – Narzucanie komuś zabaw związanych ze sprzątaniem i gotowaniem tylko w oparciu o płeć to absurd. W ten sposób zupełnie ignorujemy talenty, predyspozycje czy zainteresowania konkretnego dziecka – ocenia Dryjańska.
Tezę naszej blogerki dobrze ilustruje artykuł w "Washington Post", w którym osiągające sukcesy kobiety-naukowcy i inżynierowie wspominają swoje ulubione zabawki z czasów dzieciństwa: pośród klocków Lego, prostych komputerów i układanek próżno szukać lalek i zestawów kuchennych. Czy gdyby ich rodzice zabraniali im w dzieciństwie zabawy tak mało "dziewczęcymi" zabawkami, byłyby dzisiaj tam, gdzie są?
Niektórzy badacze wskazują, że pewne predyspozycje chłopców i dziewczynek są biologicznie zakodowane. Dlatego nawet wówczas, kiedy da się im wolną rękę jeśli chodzi o wybór zabawek i zabaw, zaobserwujemy wyraźne tendencje związane z płcią.
Lew Starowicz
Wiem, że mówiąc to, podpadam środowiskom feministycznym, które niedawno nazwały mnie „Gowinem w seksuologii”, co znaczy, że jestem odbierany jako konserwatywnie myślący (nie wiem, czy pan Gowin jest z tego zadowolony, czy nie). Mam czworo dzieci i sześcioro wnucząt. I nigdy żadnemu z nich nie narzucałem, jakimi zabawkami mają się bawić. Zawsze wybierały je bezbłędnie, zgodnie ze swoją płcią biologiczną. CZYTAJ WIĘCEJ