Niemiecki sąd ujawnił imiona, nazwiska i adresy około 20 tysięcy osób, które oglądały filmy porno na RedTube. Wymiar sprawiedliwości dane opublikował na podstawie adresów IP użytkowników, którzy wchodzili na RT. To dalszy ciąg sporu o prawa autorskie - jedna z niemieckich kancelarii rozesłała ostatnio do "widzów" RedTube'a wezwania do zapłaty za bezprawne oglądanie filmów.
Niemiecka kancelaria Urmann + Collegen, która reprezentuje producentów filmów porno, rozesłała pisma do wielu użytkowników RedTube'a, by zapłacili kary. Prawnicy firmy wyjaśniają, że serwis porno nie posiada praw autorskich do zamieszczonych tam filmów, a internauci oglądając je łamali prawo.
By rozesłać pisma z prośbami o zapłatę, kancelaria zgłosiła się do sądu, by ten nakazał Deutsche Telekom - niemieckiemu dostawcy internetu - ujawnienie danych tysięcy osób, które oglądały filmy porno firm, które U+C reprezentuje. Sąd taki nakaz wydał i ujawniono dane około 20 tysięcy osób, które oglądały RedTube - rzecz dotyczy tylko Niemców. Kancelaria w listach zażądała od tych osób, by zapłaciły 250 euro kary.
Jak teraz jednak podaje serwis NBC, niemiecki sąd mógł popełnić pomyłkę. Uwagę na to zwróciła kancelaria Wilde Beuger Solmecke z Kolonii, która reprezentuje 600 osób spośród tych, którzy dostali wezwanie do zapłaty.
Prawnicy z WBS wskazują, że niemiecki sąd ujawnił dane internautów zakładając, że... ściągnęli filmy porno. Niektórzy sędziowie mogli wiedzieć jaka jest różnica między streamem a downloadem, inni - niekoniecznie i stąd taka decyzja. RedTube oferuje właśnie streaming filmów porno, co oznacza, że nie trzeba ich ściągać na dysk - tylko ogląda się online, tak jak na YouTube. W związku z tym kancelaria radzi swoim klientom, by nie płacili grzywny, bo nie są winni - nie ściągali filmów, a oglądanie ich na streamie nie jest nielegalne. Jak podkreślają przedstawiciele WBS, firma otrzymała już około 2 tysiące zgłoszeń od osób, których dane zostały ujawnione.
Prawnicy zaznaczają, że sytuację trzeba wyjaśnić, bo jeśli użytkownicy zaczną płacić kary, a sprawa z decyzją sądu nie zostanie rozwiązana, to może dojść do stworzenia groźnego precedensu. Wówczas bowiem można by oskarżać chociażby oglądających teledyski na YouTube, że robią to nielegalnie i domagać się od nich kary.
Sąd w Kolonii zapewnia, że na poważnie potraktuje sprawę i rozpatrzy wszystkie odwołania od wyroku, jakie do niego spłyną. Wygląda na to, że sędziowie będą mieli dużo pracy. Taki obrót spraw pokazuje jednak, że rację mieli ci prawnicy, którzy przypominali, że nie można karać internautów za oglądanie streamowanych materiałów, nawet jeśli znalazły się one na stronie nielegalnie.