O tym, że zakupy podczas grudniowego sezonu świątecznego to istne piekło, wie każdy, kto odwiedził w tym czasie dowolne centrum handlowe. Wściekli, zmęczeni i spóźnieni klienci stojąc w długich kolejkach nie szczędzą sobie wówczas licznych "uprzejmości". Ale ich sytuacja i tak jest znacznie lepsza niż tych, którzy znajdują się po drugiej strony lady: ekspedientów. Dziś opowiadają nam, dlaczego czas Świąt to dla nich "Sajgon".
Świąteczne wyprzedaże to katorga nie tylko dla klientów. O wiele ciężej znoszą je ekspedienci obleganych sklepów. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Co roku słyszymy, że czas Bożego Narodzenia to okres wyjątkowy, kiedy zawiesza się spory, kończy zadawnione waśnie, okazuje życzliwość innym, zwalnia nieco w codziennym pędzie. Ale kiedy o ten “magiczny czas w roku” zapytać pracowników galerii handlowych, którzy na własnej skórze odczuwają, czym jest “przedświąteczna gorączka zakupów”, obraz będzie zupełnie inny.
“Jak zwierzęta”
– Paradoksalnie w tym czasie z ludzi wychodzi to, co najgorsze. Bo przychodzą wydać dużo pieniędzy i czują się ważniejsi. I pytasz takich, czy możesz im w czymś pomóc, a oni obrzucają cię takim pogardliwym spojrzeniem: "A w czym pani mogłaby mi niby pomóc?!" – mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl ekspedientka znanego sklepu bieliźniarskiego.
– Duże wyprzedaże sprawiają, że ludzie zachowują się jak zwierzęta. Kłótnie o miejsce, szarpaniny, wyzwiska. Bardziej przypomina to szkołę sztuk walki niż wigilijną kolację – mówi w rozmowie z naTemat Marcin, który pracował w jednym z warszawskich centrów handlowych w sklepie odzieżowym. Jego opinię w pełni potwierdza Ola, zatrudniona w kawiarni w innej warszawskiej galerii:
Również Paweł, który cztery lata pracował w sklepie z młodzieżową odzieżą w centrum handlowym, przyznaje, że okres przedświąteczny to ciężki czas dla ekspedientów: – Tłumy, kolejki, pośpiech, pretensje. Istny Sajgon. Nieważne, czy pracowało się przy kasie, przy przymierzalniach, czy w obsłudze “na sklepie” – wspomina.
Grudzień, czyli żniwa
Spory wpływ na atmosferę pracy w tym czasie mają też oczekiwania pracodawców: grudzień to miesiąc żniw i utarg musi być naprawdę duży. Jak twierdzą nasi rozmówcy, czasem nawet kilka razy większy niż w “przeciętnym” miesiącu. – Jest dużo pracy, dużo dodatkowych pracowników, którzy nie za bardzo wiedzą, co się dzieje. Zdarzało się, że dzień przed Wigilią traciliśmy panowanie nad sytuacją w sklepie. Ale nawet gdyby złodzieje wynieśli towaru za kilkadziesiąt tysięcy, to i tak było to wliczone w koszty – utarg był naprawdę ogromny – wspomina Marcin.
Aleksandra, która pracowała w sieciowym sklepie zabawkarskim również wspomina, że w tym czasie ochrona ma pełne ręce roboty. Ale nie tylko ona: – Sklep był czynny od 9 do 21, ale kilka razy także dłużej – do 23. W nocy trwała inwentaryzacja, od rana wykładanie towaru. Pracowaliśmy po 10 godzin dziennie – wspomina.
Ola przyznaje, że w kawiarni spędza teraz po 12-13 godzin. – Czasem 6 dni w tygodniu. Wyrabiam chyba półtora etatu. Teoretycznie powinnam być 8 godzin, ale przed świętami jesteśmy regularnie proszeni, żeby "zostać dłużej". Na szczęście płacą nam za dodatkowe godziny – mówi Ola.
– Praca zaczyna się o 8, kiedy trzeba “ogarnąć sklep” i rozłożyć towar. Pierwsza zmiana pracuje do 16, druga od 15 do 23. Czasem zostaje się dłużej, jeśli klienci zostawili wyjątkowy syf i trzeba od razu sprzątnąć. Wcześniej ustalane jest, kto pracuje w Wigilię, kto w Sylwestra – opowiada Paweł. Generalnie jednak najgorszy czas to kilka dni bezpośrednio poprzedzających Wigilię. 25 i 26 grudnia zdecydowana większość sklepów w galeriach handlowych jest nieczynna, ale np. kina są już otwarte – często przez cały dzień.
Ci z naszych rozmówców, którzy mają lub mieli umowę o pracę, przyznają, że za przedświąteczne nadgodziny wypłacane są wyższe stawki – większe przedświąteczne obroty sklepu oznaczają więc także większy dochód dla nich. Ale jeśli pracowali na “śmieciówkach” – za dodatkowe godziny dostają tyle samo, co za pracę w normalnych godzinach.
Czy ekspedienci narzekają na swój los? Raczej nie. Przyznają jednak, że czasem wystarczyłaby im odrobina zrozumienia ze strony klientów: w końcu ten ktoś, kto stoi po drugiej stronie sklepowej lady, też jest człowiekiem.
Tłumy ludzi, a wszyscy zestresowani, zniecierpliwieni, kłócą się między sobą i pokrzykują na obsługę. Wszystko chcą mieć “na już”. Niektórzy irytują się np., że mamy za duży wybór kawy, bo oni chcieliby wypić “taką zwykłą, najlepiej rozpuszczalną Tchibo”. W kawiarni! Inni obrażają się, że nie mamy w karcie piwa. Jest strasznie.
Ekspedientka
Tu, gdzie teraz pracuję, w normalnym miesiącu utarg wynosi ok. 90 tys. Teraz nasz cel to 180 tys. W zeszłym grudniu utargowaliśmy ponad 200 tys. Jak na sklep handlujący głównie rajstopami to jest coś. CZYTAJ WIĘCEJ