Wyobraź sobie, że twój szef wie wszystko o tym, co robisz w pracy na komputerze: ile czasu spędzasz na Facebooku, jak często wchodzisz na portale plotkarskie, czy i jak długo słuchasz muzyki. Więcej: widzi też, kiedy odchodzisz od komputera, by np. skorzystać z ubikacji. Wie jaka jest twoja ogólna wydajność i ile mógłby zarobić, gdybyś skupił się tylko na pracy. Pracowniczy koszmar? Nie, to już rzeczywistość.
Marcin, pracownik dużej firmy z Warszawy, spędza w pracy 8 godzin dziennie, ale średnio na trzy i pół godziny odchodzi o komputera, a przez 25 minut przegląda nieużyteczne strony internetowe i ogląda filmy na YouTube. W ciągu miesiąca lenistwo Marcina i innych pracowników lenistwo przyniosło firmie równo 915 złotych straty. Skąd to wiadomo? Z Bizlooka – narzędzia stworzonego przez firmę z Krakowa, które otwiera drogę do kompleksowej "inwigilacji" pracowników w sieci.
Cyfrowe oko przełożonego
Bizlooka, czyli "intuicyjny system, który mierzy i analizuje wydajność pracowników pracujących przy komputerach", na rynek wypuściła krakowska firma A plus C. – Od 10 lat produkujemy oprogramowanie dla administratorów IT i jedną z funkcji jest monitorowanie tego jak pracownicy wykorzystują komputery. W pewnym momencie zaczęli się do nas zgłaszać szefowie firm i instytucji, którzy, jak się okazało, są żywo zainteresowani analizowaniem aktywności swoich pracowników. Tak powstał Bizlook – opisuje w rozmowie z naTemat Piotr Kubiak, kierownik działu marketingu firmy.
Program na bieżąco gromadzi informacje o aktywności pracowników w sieci, bada w jaki sposób korzystają z Internetu, których programów używają i jaki jest ich rzeczywisty czas przerw. Tyle teoria, a praktykę najlepiej sprawdzić korzystając z wersji DEMO. Analiza konkretnej firmy najwięcej powie o tym, czym właściwie jest Bizlook.
Już główny panel narzędzia wygląda groźnie, bo prezentuje stosunek strat firmy z tytułu lenistwa pracowników do ogólnych kosztów pracy. Stworzona dla mnie przykładowa firma w całym 2013 roku na pracowników wydała 143 tys. złotych, ale ich bumelanctwo, czyli "Fejsy", Pudelki i inne internetowe przyjemności, kosztowało mnie ponad 22 tys. zł. Prawdą jest, że długo odpoczywali (średnia długość przerw to 2 godziny i 17 minut dziennie), jednak ich aktywność w sieci też pozostawia sporo do życzenia.
Przekonuję się o tym przeglądając karty pracownika, gdzie gromadzone są szczegółowe informacje. I tak na przykład Marian, specjalista ds. grafiki komputerowej, podejrzanie często odwiedza angielskojęzyczną bazę filmów imdb.com. Wchodził też na Allegro (0,4 proc. aktywności), sprawdzał pogodę (0,6 proc.) i oglądał filmy na YouTube (10 proc.). W sumie rozrywka pochłonęła ponad 50 proc. jego ogólnej aktywności w sieci. Jeśli byłbym nadgorliwy to byłby pierwszy kandydat do zwolnienia.
Gdyby jednak Marian przy okazji ewentualnej rozmowy dyscyplinującej nie dowierzał tym wyliczeniom, za pomocą Bizlooka można przedstawić mu jeszcze bardziej dokładne dane: o której godzinie wszedł na daną stronę, ile czasu na niej spędził i kiedy wrócił do obowiązków.
Odpowiedź na cyberslacking
W tej samej formie zaprezentowane są dane innych pracowników. Można je grupować i analizować pod kątem konkretnego działu. W ten sposób dowiaduję się, że lenistwo grafików wygenerowało największe straty: 10 tys. złotych. Oni też mieli najniższą wydajność (tylko 43 proc.) Najbardziej pracowici okazują się informatycy. Odpoczywają średnio tylko 26 minut dziennie i nie marnują czasu na odwiedzanie "stron nieużytecznych". Najlepsza pod tym względem Izabela przez pięć dni średnio przez minutę przebywała na jednej z podstron Onetu.
I właśnie Izabela jest tym typem pracownika, który chcieliby u siebie widzieć użytkownicy Bizlooka. Jak mówi Piotr Kubiak, zdarza się on niestety coraz rzadziej, bo wraz z rozwojem serwisów społecznościowych do Polski dotarło zjawisko cyberslackingu, czyli internetowego lenistwa. – Badania wykazują, że często ludzie prawie połowę czasu w pracy spędzają na rozrywce. Menadżer w takiej sytuacji powinien zainterweniować ale do tego potrzebuje narzędzia, które wskaże mu gdzie jest taka konieczność – przekonuje.
Pytany o to, czy konieczny jest tak szczegółowy monitoring aktywności pracowników, odpowiada, że coraz częściej zdarzają się historie jak ta z jednej z krakowskich firm: – Pracownik miał proste obowiązki: przez 8 godzin siedzieć i pisać artykuły na potrzeby programów telewizyjnych. Niepokojąco zaniedbywał jednak obowiązki. Główny dyrektor poprosił wtedy programistę, by przygotował program, który sprawdzi, z jakich aplikacji ten pracownik korzysta. Okazało się, że według statystyk prawie w ogóle nie pracował… Szef nie mógł uwierzyć, ale potem programiści potwierdzili, że w ciągu 2 tygodni zaczynał korzystanie z aplikacji potrzebnych do pracy dopiero pod koniec każdego tygodnia. A więc przez 3,5 dnia zajmował się innymi rzeczami.
Masowo występuje inne, mniej radykalne zjawisko: przechodzenia od linku do linku i bezsensownego przeskakiwania ze strony na stronę. Kubik przekonuje, że właśnie dlatego sami pracownicy powinni zwrócić uwagę na problem: – Czasem nie zdają sobie sprawy, ile czasu marnują. Dlatego z Bizlookiem dostępny jest moduł, który daje im dostęp do statystyk – dodaje, zaznaczając, że w wersji tylko dla szefów pracownicy oczywiście muszą być poinformowani o monitoringu.
Kto chce mieć pracownika niewolnika Zawsze przy okazji rozmowy o tego typu narzędziach pojawia się zarzut inwigilacji pracowników. Gdzie jest granica, której przekroczyć nie można? Czy Bizlook jeszcze się w niej mieści? Kubiak na pierwszy miejscu podkreśla, że wszystko jest zgodne z prawem, a z oprogramowania po prostu trzeba umieć rozsądnie korzystać.
– To tak jak z przysłowiowym nożem, który służy do krojenia, ale można z nim zrobić dużo rzeczy, łącznie z popełnieniem przestępstwa. Nasz program nie rejestruje haseł, treści korespondencji, nie ma możliwości wnikania w to co ktoś do kogoś napisał, ale jeśli ktoś już wchodzi na przykład na strony plotkarskie lub z pornografią, to szef widzi to i może zareagować. Generalnie wszystko zależy od człowieka, Bizlook to tylko narzędzie, które dostarczy mu statystycznych informacji – zaznacza.
Krótko mówiąc: zawsze jest ryzyko, że znajdzie się szef, który z pracownika zrobi niewolnika: będzie mu co do minuty rozliczał czas spędzony na Facebooku, a z wypłatą wyśle informacje o tym, ile w minionym miesiącu kosztowało firmę jego lenistwo. – To jego wybór, ale prędzej czy później to się odbije na firmie – zauważa Kubiak.
Nielegalny monitoring pracowników w sieci:
"Oko szefa" - program pozwalający podglądać ekran szpiegowanego komputera, monitoruje strony internetowe, zlicza spędzony na nich czas, ale także umożliwia podgląd wiadomości e-mail poprzez zrzut ekranu czy czytanie innych wiadomości tekstowych. Taka kontrola jest nielegalna.
NetVizor - także narzędzie szpiegujące, które zbiera informacje na temat pracowników, przeglądane dokumenty i witryny, wpisywane na klawiaturze znaki.
Pracodawca nie może korzystać z oprogramowania szpiegowskiego bądź z narzędzi analizujących aktywność pracowników bez uprzedniego powiadomienia ich. Niezależnie od tej zasady nie może czytać prywatnej korespondencji!