Miesiąc po awanturze pod Szczekocinami pracownicy kolei wychodzą na ulice Warszawy. Swoją manifestacją chcą zwrócić uwagę rządu na problem bezpieczeństwa pociągów. To już ich piąty protest od 2008 roku.
W katastrofie kolejowej 4 marca zginęło piętnastu pasażerów i pięciu pracowników kolei. Chociaż o fatalnym stanie polskich kolei mówi się od wielu lat, to dopiero dramat spod Szczekocin pokazał, że problemem są nie tylko spóźniające się i wolne pociągi.
Rząd musi zadbać o koleje
Protestujący domagają się m.in. zwiększenia wydatków na infrastrukturę i zmiany wielu przepisów dotyczących kolei. Zdaniem manifestujących, Urząd Transportu Kolejowego powinien być w pełni odpowiedzialny za bezpieczeństwo na torach. Kolejarze żądają też
spójniejszych przepisów dotyczących procedur postępowania osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Zwracają też uwagę, że obecnie redukuje się liczbę szkoleń dla pracowników i obsady posterunków dróżniczych. "To niedopuszczalne" - twierdzą protestujący.
Kolejarze wyruszą spod Muzeum Techniki pod Pałacem Kultury i Nauki, następnie udadzą się pod Kancelarię Premiera. Tam, w alejach Ujazdowskich, odbędzie się właściwa pikieta, mająca trwać trzy godziny.
Piwko i sikanie na dworcu
Warszawiacy mogą mieć wątpliwości co do tego, czy protest przejdzie przez miasto łagodnie. "Miasteczko emerytalne" stanowi dla mieszkańców prawdziwe utrapienie. "Przeszkadza mi banda pijanych, ogorzałych facetów, którzy dla kolejnego dnia wolnego w pracy pod pretekstem walki o lepsze jutro ogółu, robią z Centrum Warszawy ruchomą pijalnię" - pisał cztery dni temu jeden z naszych blogerów.
W protestach przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego pracownicy kolei też mieli swój niechlubny epizod. A konkretnie jeden kolejarz, szef Związku Zawodowego Kolejarzy Małopolski Krzysztof Knapik. Media przyłapały go, gdy oddawał mocz na kręcone schody znajdujące się na jednym z peronów warszawskiego Dworca Centralnego, niedawno oddanego po gruntownym remoncie.
Protesty = problemy
W 2008 roku kolejarze zablokowali tory między dwoma dworcami: Zachodnim i Centralnym na półtorej godziny. Spowodowali wówczas opóźnienia 22 pociągów. Na trasie, z której korzysta bardzo duża część mieszkańców podwarszawskich miejscowości by dojechać do pracy czy szkoły. W poprzednich latach jednak protestowano głównie przeciwko niskim płacom lub przepisom emerytalnym.
Doniesienia o pijanych związkowcach, płonących oponach i niszczonych chodnikach czy znakach drogowych to już w zasadzie standard w przypadku manifestacji związków zawodowych. Może tym razem będzie inaczej?