Greckie miasta zapłonęły - tysiące Greków protestuje przeciw cięciom budżetowym. Zdają się nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji braku oszczędności. Wtedy Grecja mogłaby zapłonąć zdecydowanie prawdziwszym ogniem, ale już nikt nie przelałby na rządowe rachunki setek miliardów euro.
130 miliardów euro pomocy finansowej w zamian za trzy miliardy 300 milionów euro oszczędności – grecki parlament przyjął rządowy pakiet cięć budżetowych. Dzięki temu w środę Unia Europejska może zgodzić się na zalanie greckiego budżetu kolejnymi pieniędzmi na ratowanie ich gospodarki. Ratowanie, które, przynajmniej ostatnio, nie do końca spełnia oczekiwania – w zeszłym roku grecki produkt krajowy brutto skurczył się o ponad 5 procent.
W zeszłym roku ateński rząd wprowadził już cięcia budżetowe - zamroził pensje, podwyższył wiek emerytalny i ograniczył świadczenia socjalne. Nowy pakiet zakłada obniżenie minimalnego wynagrodzenia o 22 procent, a także redukcję etatów w instytucjach państwowych o 150 tysięcy do 2015 roku. Parlament zatwierdził też warunki ugody z instytucjami finansowymi, które kupując obligacje Aten, pożyczyły im około pół biliona euro. Teraz te instytucje będą musiały odpisać sobie w straty 70 procent należności, część obligacji zostanie zamieniona na papiery z dłuższym okresem zapadalności - Grecja będzie więc miała więcej czasu, by spłacić swój dług.
Decyzja, która ucieszyła greckich polityków, zdecydowanie nie spodobała się społeczeństwu - podczas demonstracji w Atenach rannych zostało 120 osób. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów ogłuszających. Demonstranci z kolei wspomagali się kamieniami i koktajlami Mołotowa.
W środę, 15 lutego odbędzie się w Brukseli spotkanie eurogrupy - ministrów finansów strefy euro, podczas którego ministrowie powinni porozumieć się w sprawie przekazania Grecji drugiego pakietu pomocowego. Co mimo wszystko nie jest jeszcze przesądzone - greccy politycy w dalszym ciągu muszą znaleźć bowiem dodatkowe 325 milionów euro oszczędności. Unia nie chce wierzyć Grecji na słowo, kraj ten musi zobowiązać się pisemnie, że reformy będą realizowane niezależnie od wyników kwietniowych wyborów parlamentarnych. Dojście do władzy populistów, przetasowania na scenie politycznej i zatrzymanie reform są prawdopodobne. Grecja w połowie marca ma spłacić część swojego długu - najwięcej, bo 14 i pół miliarda euro zapada 20 marca.
Dzięki kolejnej europejskiej pomocy kraj może uniknąć chaotycznego bankructwa, które mogłoby usunąć kraj ze strefy euro. Zdaniem niektórych analityków taka sytuacja wpłynęłaby na strefę euro pozytywnie, ale w dłuższym terminie. Na początku moglibyśmy mieć do czynienia z paniką na większości europejskich giełd i kryzysem zaufania w bankach - przez co, podobnie jak podczas kryzysu z lat 2008/2009, banki mogłyby znacznie ograniczyć udzielanie kredytów.
Co by było, gdyby
O ryzyku związanym z nieprzyjęciem ustaw oszczędnościowych mówił premier Grecji Lukas Papademos, pisały o tym również greckie gazety. Według nich, w ciągu 72 godzin po ogłoszeniu bankructwa, Grecy szturmowaliby banki, by wypłacić z nich swoje oszczędności. W ciągu 14 dni zaczęłyby się problemy z dostawami paliw. Chwilę później, z końcem miesiąca, pracownicy sektora publicznego nie dostaliby wynagrodzeń. Trzy miesiące po bankructwie zaczęłyby się coraz większe przerwy w dostawach prądu. Potem byłoby już tylko gorzej - w pół roku Greków czekałaby "eksplozja przestępczości", zagranica musiałaby przysłać do Grecji pomoc humanitarną. Bezrobocie osiągnęłoby poziom 35 procent.
Grecy przez lata nieodpowiedzialnie gospodarowali pieniędzmi. Powszechnym stało się wypisywanie "rachunków" w restauracjach na serwetkach, czy pobieranie emerytur po zmarłym już dawno "dziadku". To jeszcze nic, w 1957 roku stworzono biuro Kopais - miało ono przygotować i przeprowadzić osuszenie jeziora o tej samej nazwie. Po jego dnie miały biec nowe drogi. Rzecz miała miejsce niedaleko Teb. Problem w tym, że jezioro zniknęło w tym samym 1957 roku, ale 30 pracowników biura pracowało tam do zeszłego roku - każdy z nich pobierał 2 i pół tysiąca euro pensji. Część "osuszaczy" zdążyła odejść na emeryturę, zastąpiona przez nowych adeptów tej sztuki. Jeszcze w 2011 roku działało również biuro zajmujące się promocją Salonik jako europejskiego miasta kultury 1997. Grecy powszechnie oddają seniorów do szpitali na weekendy, by zyskać kilka dni wolnego - za pobyt i opiekę płaci skarb państwa. Wielu Greków miało też prawo do tygodniowego urlopu, za który płacono z budżetu państwa.
Trudno dziwić się Grekom, że protestują przeciwko oszczędnościom - pewnym jest, że odczują je na własnej skórze. Elementarna odpowiedzialność za kraj, w którym się żyje i pracuje wymaga jednak zrozumienia problemu. A ten jest ogromny. Ludzie nigdy nie są zadowoleni, jak im się coś zabiera, warto jednak im uświadomić, że nie zabranie części zawczasu może doprowadzić do straty wszystkiego po czasie. Dokładnie ten sam mechanizm ma miejsce w Polsce, podczas dyskusji o podniesieniu wieku emerytalnego. Ku pamięci.
Ostatnie dane z Grecji: spadek produkcji w listopadzie o 11,3%. Wzrost bezrobocia w grudniu do 20,9% (w 2006 poniżej 10%). Stopa bezrobocia wśród ludzi poniżej 25 roku życia: 48% CZYTAJ WIĘCEJ
Grecja pokazuje jak wysoki może być rachunek za zaniechania i negowanie rzeczywistości. Dobre tło do naszych dyskusji o wieku emerytalnym CZYTAJ WIĘCEJ