W marcu upłyną trzy lata od chwili, gdy świat usłyszał o katastrofie w elektrowni atomowej Fukushima I. Skażone tereny nie zostały jeszcze do końca uprzątnięte, więc na rynku wciąż poszukiwani są ludzie gotowi do podjęcia się tej niebezpiecznej pracy. Do sprzątania radioaktywnych śmieci często wynajmowani są bezdomni, którzy stali się nawet celem pośredników pracy. – Mówią do nas: Szukasz pracy? Jesteś głodny? Jeśli akurat nic nie jedliśmy, oferują, że znajdą nam pracę – powiedział 57-letni Shizuya Nishiyama, który od roku jest bezdomny.
Osoby rekrutujące do pracy przy sprzątaniu skażonych terenów często wybierają się na dworzec kolejowy w Sendai, by przedstawić napotkanym tam bezdomnym swoją ofertę. Jej częścią jest stawka sięgająca 100 dolarów dziennie, która kusi niemających gdzie się podziać ludzi.
Historia Nishiyamy pokazuje jednak, że bezdomny pracownik przeważnie nie może liczyć na całość przedstawionej kwoty. Po przejściu tsunami Nishiyama sprzątał śmieci, pracując w regionie niedotkniętym katastrofą w elektrowni atomowej. Za swoje usługi dostawał 90 dolarów dziennie, ale za zakwaterowanie i wyżywienie potrącano mu każdego dnia około 50 dolarów. Mężczyźnie nie płacono za dni, w których nie pracował, naliczając przy tym cały czas opłaty mieszkaniowe. Nishiyama zrezygnował więc ze swojej posady.
Choć chętnych do pracy na skażonym terenie jest niewielu, ten deficyt nie podniósł wysokości oferowanych wynagrodzeń. Niektórymi pośrednikami pracy zajmuje się nawet policja. W jednym ze śledztw ustalono, że bezdomnym za godzinę pracy – po odjęciu opłat za mieszkanie i jedzenie – płacono równowartość 6 dolarów. To mniej, niż zakładają przepisy o płacy minimalnej (6,5 dolara). Cześć bezdomnych jest nawet oszukiwana i w ogóle nie otrzymuje zapłaty.