Tadeusz Rucki stracił swoją firmę w pożarze. Przez 17 lat walczył o odszkodowanie, kiedy w końcu dostał 35 mln zł wydawało się, że wyjdzie na prostą. Chciał uruchomić nowoczesny zakład, który sobie wymarzył. Jednak jedna decyzja o wzięciu kredytu, którego nie był w stanie spłacić doprowadziła go do bankructwa. Z wielu milionów zostało mu zero – teraz koczuje w budynku po dawnym biurze i znów walczy, by uratować swoją firmę.
"Mam kilka par butów, trochę ubrań. W dzień jakoś funkcjonuję, najgorzej jest nocą, kiedy myśli o tej całej sytuacji, o upadku zakładu i związanych z nim konsekwencjach nie dają spać" – zwierza się lokalnemu "Tygodnikowi Nadwiślańskiemu" Rucki, jeszcze parę lat temu bogacz i filantrop, a dziś zrujnowany przedsiębiorca.
Pożar strawił miliony
Jego historia zaczyna się w 1985 roku, kiedy wykupił Zakład Ceramiki Budowlanej w miejscowości Chmielów pod Tarnobrzegiem. Planował, że wyposaży go w nowoczesne maszyny do produkcji dachówek i cegieł, a potem stanie się konkurencją nie tylko dla polskich, ale i europejskich firm. Prawie się udało: maszyny już zainstalowano w budynkach, ale cztery miesiące przed ich uruchomieniem zakład spłonął. Pożar wybuchł w pobliskim tartaku, a ogień szybko przeniósł się na należące do Ruckiego zabudowania.
Już wtedy mogła się skończyć krótka kariera biznesmena, bo nie zdążył ubezpieczyć swojej firmy. Szybko jednak postanowił, że będzie walczył o odzyskanie pieniędzy od ubezpieczyciela właściciela tartaku. Sprawa trafiła do sądu. To był dopiero początek długiej, kilkunastoletniej batalii, która zakończyła się w 2009 roku. "Najpierw była (sprawa – red.) w Sądzie Gospodarczym w Rzeszowie, potem w Sądzie Apelacyjnym, w końcu rozstrzygnięto ją w Warszawie. Zgodnie z prawomocnym wyrokiem, w 2009 roku ubezpieczyciel wypłacił 35 mln złotych odszkodowania – wspomina w rozmowie z "Tygodnikiem".
Zmartwychwstanie biznesu
Po 17 latach Rucki znów miał grube miliony w portfelu i choć wystarczyłyby pewnie do końca życia, zdecydował się na reaktywację cegielni. Z jeszcze większym rozmachem, z jeszcze większymi ambicjami, przystąpił do odbudowy zakładu. "Słyszałem wówczas różne rady na temat wykorzystania tych milionów. Ja jednak w głowie miałem jedną myśl - stworzyć potężny zakład ceramiki budowlanej, najnowocześniejszy nie tylko na skalę Polski, ale i całej Europy. Pieniądze nie dawały mi takiej satysfakcji, jak inwestowanie" – mówi.
Nie tylko zainwestował odzyskane pieniądze, ale jeszcze zaciągnął duży kredyt i dostał 40 mln złotych ze środków unijnych. Wtedy, w 2010 roku, to był największy na Podkarpaciu projekt współfinansowany przez UE. Technologie wyrobu dachówek i cegieł opracowali eksperci z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a wdrażała je niemiecka firma. Rucki się cieszył, bo realizował największe marzenie. Zadowoleni byli też mieszkańcy Chmielowa, bo przy budowie dał zatrudnienie 100 osobom, a do pracy w cegielni przyjął 40 pracowników.
Pętla zadłużenia
Radość nie trwała długo. W ubiegłym roku, tuż po uruchomieniu próbnej produkcji, stało się jasne, że Rucki przelicytował. Był kryzys, firma nie zarabiała, a trzeba było spłacać rachunki i zaciągnięty kredyt. Biznesmen na własne życzenie wpadł w spiralę zadłużenia - postawił wszystko na jedną kartę, czyli na cegielnię, i przegrał. Kilka miesięcy temu bank zwrócił się do sądu, a ten ogłosił upadłość firmy. Jej majątek przejął syndyk.
A Rucki? Jest bez pieniędzy i może tylko patrzeć, jak wyprzedawane są cegły, dachówki i maszyny, w które zainwestował majątek swojego życia. Mimo to, tak jak przed laty ma nadzieję, że uda się cokolwiek uratować. Złożył wniosek o wstrzymanie likwidacji majątku, a teraz, jak pisze podkarpacki dziennik "Super Nowości", spiera się w sądzie o wycenę poszczególnych jego części. Pod młotek idzie wszystko, także dzieła sztuki, które kolekcjonował. Ostatnio na 700 tys. zł wyceniono największą na świecie płaskorzeźbę "Bitwa pod Grunwaldem", którą kupił trzy lata temu.
Czy to historia człowieka, który sam walczył z wielką firmą o odszkodowanie? Owszem, ale tylko częściowo. Poświęcenie 35 mln złotych na próbę odbudowania firmy pokazuje, że to także pogoń za marzeniami. Nie zawsze racjonalna.