Reklama.
Z piersiami aktywistek FEMEN-u zdążył się już zapoznać cały świat. FEMENistki demonstrowały topless w wielu miejscach Europy, protestując przeciwko patriarchalizmowi oraz innym formom tego, co uznają za uciskanie kobiet. Ostatnio, za sprawą dziennikarskiej prowokacji, pojawiły się jednak głosy przekonujące, że przynajmniej część członkiń FEMEN-u z feminizmem łączą przede wszystkim… pieniądze, jakie organizacja wypłaca swoim "pracownicom".
Ponadto okazało się, że aktywistki FEMEN otrzymują pensję, co najmniej tysiąc dolarów miesięcznie, co niemal trzykrotnie przewyższa średnią pensję na Ukrainie. Utrzymanie biura w Kijowie to 2,5 tysiąca dolarów, a niedawno otwartego biura w Paryżu – kolejne kilka tysięcy euro miesięcznie.
Widać, że akcje FEMENu nie mają nic wspólnego z żadną ideologią feministyczną, która notorycznie brukana jest przez genderowców, homoseksualistów i innych querrów. Po prostu jest kasa dla której warto się przebiec na golasa po mieście. Oto cała współczesna lewicowość. Żal! CZYTAJ WIĘCEJ