Lubelska prokuratura oskarżyła troje młodych ludzi o szantażowanie i zmuszanie do zapłacenia 3 tys. zł. Według doniesień mediów szantażowany był poseł Solidarnej Polski Piotr Szeliga, a powodem miało być niezapłacenie za usługę seksualną. – Po zakończeniu postępowania sądowego udzielę wyczerpujących informacji – napisał w oświadczeniu poseł, który sugeruje, że nie miał pojęcia z kim się zadaje.
Piotr Szeliga przyznaje, że padł ofiarą szantażu, ale szczegóły wyglądały inaczej niż opisywano to dotąd. – Proszę media o uszanowanie praw osoby pokrzywdzonej. Po zakończeniu postępowania sądowego udzielę wyczerpujących informacji – napisał poseł Solidarnej Polski w oficjalnym oświadczeniu, które wydał wraz z żoną.
Według jego wersji, w grudniu 2012 r. po krótkiej rozmowie z kobietą, która jest jedną z oskarżonych o szantaż, dostał telefon z informacją, że został nagrany. Szeliga miał się spotkać z szantażystą, nagrać go i zgłosić sprawę policji. Poseł zapewnia, że nie wiedział, iż rozmawia z prostytutką. Z jego relacji wynika, że miało się to okazać dopiero w trakcie śledztwa.
Partyjni koledzy Piotra Szeligi niestety nie wykazują się wobec niego empatią. Zgodnie twierdzą, że poseł powinien być wyrzucony z partii, ponieważ przez tyle miesięcy nie poinformował ich o całej sprawie. W obronie Szeligi staje za to wiceprezes Solidarnej Polski,
Beata Kempa – Podejrzewam, że ktoś chce zniszczyć mu życie, bo Piotr bardzo ceni sobie rodzinie – powiedziała w rozmowie z "Rzeczpospolitą".