Ochrzciła się w wieku 13 lat. Potem wzięła ślub kościelny, a dzisiaj kościelne obrzędy odrzuca. W Polsce jest feministką, za granicą mniej. Wie, że kino wymaga wielkich pieniędzy, ale film potrafi nakręcić bez budżetu, na pożyczonej kamerze. Rozdarta między metafizyką Hasa a realizmem Karabasza. Wywiad-rzeka z Małgośką Szumowską, autorką głośnego „Sponsoringu”, który ukazał się właśnie nakładem Krytyki Politycznej, to poezja sprzeczności. I piękny portret pewnego pokolenia.
Już wiem, dlaczego Małgorzata Szumowska występuje w mediach jako „Małgośka”. Po lekturze rozmowy Szumowskiej i Agnieszki Wiśniewskiej, socjolożki, koordynatorki klubów Krytyki Politycznej, widzę, że reżyserka karierę zaczynała jako Małgorzata, a potem powoli i w bólach przeobrażała się w Małgośkę. „Mam głębokie poczucie, że dobrze się stało, że moi rodzice odeszli, a ja mogłam zacząć funkcjonować samodzielnie” – mówi szczerze Wiśniewskiej reżyserka. Córka Doroty Terakowskiej, dziennikarki i pisarki, oraz Macieja Szumowskiego, dziennikarza i dokumentalisty, wzrastała w cieniu rodziców. W domu u Szumowskich piło się wódkę, paliło papierosy, dyskutowało o ważnych sprawach. Było emocjonalne ciepło, był także artystyczny chaos. Córka power couple inteligenckiego Krakowa nie do końca była beneficjentką tej sytuacji. Ominął ją młodzieńczy bunt, bo w liberalnej rodzinie nie miała się przeciwko czemu buntować. A kontestacja, choćby wysilona, pozwala przecież nastolatkowi zbudować własną tożsamość. Szumowska – patrząc dzisiaj wstecz – dostrzega, że nie potrafiła przeciąć pępowiny: „Byłam z czegoś wykastrowana. Nie buntowałam się i wszystko, co robiłam, było grzeczne”. Dopiero krańcowe przeżycia, związane ze śmiercią obojga rodziców, które stały się kanwą jej filmu „33 sceny z życia” (pierwszego dobrego, jak sama mówi), uwolniły ją. Uwolniły z więzienia dziką Małgośkę, którą jest dziś.
Z dzieciństwa reżyserka wyniosła natomiast niechęć do dziennikarstwa oraz do polityki, którą pasjonowali się rodzice, szczególnie jej ojciec. O to ostatnie Szumowską dręczy na kartach książki Wiśniewska. Bardzo chce udowodnić reżyserce, że poglądy ma i to „wiadomo jakie”. Krytyka Polityczna powinna być tutaj odpowiednią referencją. Tymczasem reżyserka podkłada bombę pod dziennikarski zamysł autorki wywiadu. „Denerwują mnie ludzie, którzy mają ugruntowane poglądy” – deklaruje. Wątki polityczne to ta słabsza strona wywiadu-rzeki z Szumowską. Prowadząca rozmowę Agnieszka Wiśniewska, przy zwinnej intelektualnie Małgośce, wypada jak ideologiczny beton. Chce wsadzić Szumowską w buty społecznego zaangażowania, które nie jest jej. Wiśniewska twierdzi na przykład – za pomocą pytań, które często przybierają właśnie formę zdań twierdzących – że w Polsce „prawdziwemu artyście” nie wypada mieć poglądów. Dziwna to teza, podobnie jak ta, że „w Polsce jest takie przekonanie, że sztuka musi być dla sztuki, że społecznie uwikłana to może być tylko sztuka użytkowa”. Wiśniewska wypowiada takie sądy w kraju, w którym sztuka krytyczna kwitnie od lat i przestać nie zamierza. Szumowska zbywa to jednak zgrabnie za pomocą autoironii. „Nazywam siebie kawiorową lewicą, bo wiem, że potrzebuję pieniędzy, żeby funkcjonować tak, jak chcę” – oświadcza. I przyznaje się do tego, że – choć nie kolekcjonuje mieszkań – lubi „mieć kasę”. Na podróże, dobre wino, niańkę dla syna. Szumowska mówi wyraźnie: pieniędzmi opłacam nieraz swoją wolność. W dyskursie Krytyki Politycznej to chyba faux pas?
Rozmowa Szumowska – Wiśniewska najciekawsza wydaje się nie w tym politycznym kontekście, ale w wymiarze ludzkim. Reżyserka opowiada o swoim burzliwym życiu emocjonalnym, o osobistych wyborach, swoich oraz rówieśników. Celnie wskazuje i nazywa problemy, z którymi borykają się dzisiaj trzydziestolatkowie (plus). Obnaża dylematy moralne tego pokolenia, pełnego roszczeń i frustracji, zawodowych aspiracji, seksualnych kompleksów. Nie ucieka od mocnych wyznań, typu: „Nie liczę na mężczyzn. Liczę na siebie”. Sporo mówi o polskiej mentalności. Nienawidzi i kocha ją jednocześnie, głównie za „specyficzny rodzaj drapieżności”, jaki ponoć mają Polacy. Jest kapryśna, zmienna, urocza. Momentami zalotna. Samoświadoma, gdy mówi: „Tę łatwość w nawiązywaniu kontaktu z ludźmi zawdzięczam obracaniu się w rozmaitych dziwnych środowiskach. Od menela do gangstera, od narkomana do mieszczanina, że zarapuję, a rapować też potrafię”. Kto przeczyta rozmowę z Szumowską, nie będzie miał wątpliwości, że mogłaby zostać raperem.