Kiedy odchodził z Orlenu, zgarnął odprawę wielkości kumulacji w totka. Przez 10 lat żył na bogato pijąc luksusowe alkohole, paląc cygara, pływając jachtem. Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy - biuro podróży, w które zainwestował ma straty. Teraz Zbigniew Wróbel, najbardziej znany z byłych prezesów Orlenu, planuje powrót do wielkiego biznesu.
Były prezes paliwowego giganta odwiedza znajomych i pyta o pracę. Chce, jak za dawnych lat, pokierować jakąś dużą firmą. Tęskni do władzy, pieniędzy i zainteresowania mediów. Dziś jest właścicielem i prezesem biura podróży Club &Travel w Warszawie. Współpracuje z Polskim Komitetem Olimpijskim, organizuje wyjazdy na sportowe imprezy, między innymi na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi.
– Był taki jak zwykle, jowialny, uśmiechnięty, nie odmówił kieliszeczka. Ale zaraz potem doszło do poważnej rozmowy. Nie wszystko dobrze mu się ułożyło. Samobójstwo wspólnika, straty w biznesie. Teraz znowu szuka porządnej roboty – opowiada prezes jednej z dużych firm z branży chemicznej.
Jestem wartościowy
W rozmowie z naTemat Zbigniew Wróbel ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, rynkowym pogłoskom: – Nie złożyłem dokumentów w żadnym konkursie, ale jeśli ktoś by sobie przypomniał, że jestem wartościowym menedżerem i zaproponował coś ciekawego, to kto wie... – mówi 62-letni biznesmen. Żartobliwie dodaje, że póki co, jego próżność zaspokaja stanowisko szefa międzynarodowego organizacji sportowych biur podróży ISTAA.
Byłby to powrót jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiego biznesu. Kiedy w lutym 2002 roku obejmował rządy w Orlenie, był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Polsce. Media rozpisywały się o tym, że wpłacał pieniądze na kampanie polityków, zatrudniał lub zlecał usługi ich znajomym albo krewnym. Z drugiej strony za czasów jego prezesury wartość sprzedawanych przez koncern produktów wzrosła sześciokrotnie. Po raz pierwszy w historii Orlen miał ponad 2,5 mld zł zysku netto. Dla porównania w 2012 roku spółka zarobiła 2,1 mld zł.
Zbigniew Wróbel zasłynął tym, że za jego czasów wprowadzono zmianę barw i logo stacji z CPN na Orlen (projekt i pomysł należał do ekipy poprzedniego prezesa Andrzeja Modrzejewskiego). Na rynku niemieckim kupił prawie 500 stacji benzynowych od koncernu BP, sfinalizował też transakcję zakupu czeskiej firmy paliwowej Unipetrol. Do dziś te transakcje przynoszą koncernowi profity. – Nie kupiłem litewskiej rafinerii w Możejkach uważając, że bez dogadania się z Rosjanami w sprawie dostaw ropy nie będzie tam dobrego biznesu. Na polityczne zamówienie transakcję dokończył mój następca co doprowadziło do wielkich strat – podkreśla z satysfakcją.
Kumulacja na do widzenia
Odwołano go w czerwcu 2004 roku w wyniku politycznej intrygi i za sprawą działań Krzysztofa Kluzka, innego członka zarządu Orlenu, który bombardował prokuraturę i media informacjami o niegospodarności zarządu. Prokuratura wprawdzie prowadziła śledztwa w tej sprawie, ale po latach je umorzono. Wybuchła za to inna afera, w związku z horrendalną odprawą jakiej zażądał prezes Wróbel.
PKN Orlen miał zapłacić 6 mln złotych odprawy. Łączna suma wynagrodzenia wraz ze standardową pensją, premiami, i dodatkami za 2004 rok sięgnęła 12,9 mln zł. Paradoksalnie prezes Wróbel – mimo odwołania ze stanowiska – wskoczył wówczas na pierwsze miejsce najlepiej opłacanych menedżerów w Polsce. – Tych pieniędzy nie było aż tak dużo. Proszę napisać, że Wróbel zrezygnował z lwiej części przysługującej mu odprawy – mówi dziś.
Co ciekawe, takiego gestu nie wykonał inny odwołany prezes Orlenu Jacek Walczykowski, który do dziś procesuje się w sprawie kilkumilionowej odprawy za niespełna trzy tygodnie pracy w Orlenie.
Ile dokładnie otrzymał Zbigniew Wróbel? To poufna informacja z ugody pomiędzy koncernem a jego byłym prezesem. Pożegnanie musiało jednak być całkiem miłe. Jeszcze przez długi czas media informowały o bujnym życiu prezesa. Jeździł rolls-royce'm, wypoczywał na jachcie w towarzystwie 20-letniej żony. Lansował się przy finalistkach konkursu piękności Miss Świata, który w 2006 roku odbywał się w Polsce. Część złośliwych komentarzy prowokował jednak on sam. Na przykład mówiąc, że jego mazurski motorowo-żaglowy jacht „wcale nie jest luksusowy”.
Mistrz przetrwania
Część „kapitału orlenowskiego” Zbigniew Wróbel zainwestował w biuro podróży Olympic Travel (obecnie Club&Travel).W 2006 roku został jego współudziałowcem wraz z Jerzym Pronobisem, wpływowym współpracownikiem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Organizowali wyjazdy na sportowe imprezy. Wiodło im się rożnie. Kiedy w 2008 roku mieli wyłączność na sprzedaż polskiej puli biletów na Igrzyska w Pekinie oraz Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, podzielili prawie milion złotych zysku. Innym razem musieli zadowolić się kilkoma tysiącami złotych profitu.
Podczas Euro 2012 byli oficjalnym touroperatorem imprezy, przejmując również część dystrybucji biletów organizatora. Niestety w wyniku splotu niewyjaśnionych do dziś tragicznych zdarzeń, Pronobis rzucił się pod pociąg 18 czerwca, jeszcze w trakcie trwania imprezy. W tym też roku biznes przyniósł 1,4 mln zł strat.
Czyżby proza życia zmusiła byłego prezesa do poszukiwania nowego zajęcia? – Bywają różne momenty, ale zazwyczaj dobrze się mi wiedzie. Pomimo legend o moim wynagrodzeniu jestem człowiekiem, który musi nadal zarabiać na utrzymanie – kończy rozmowę Wróbel.