Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz potrzebuje kiboli!
Dr Monika Spławska-Murmyło, dr Mirosław Tryczyk
08 stycznia 2014, 16:41·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 stycznia 2014, 16:41
Postanowiliśmy napisać ten tekst, aby zainicjować dyskusję wśród wrocławian na temat działań obecnego prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza polegających na próbach zatuszowania błędnych decyzji w sprawie budowy stadionu miejskiego, a następnie wykorzystania publicznych pieniędzy do utrzymywania klubu sportowego WKS Śląsk. Oto kilka faktów na początek w tej dyskusji.
Reklama.
Koszt budowy stadionu miejskiego wyniósł przy ostrożnych szacunkach około miliarda złotych z miejskiej kasy Wrocławia. Został on wykorzystany zaledwie trzy razy w trakcie turnieju EURO 2012. Stadion zbudowano zdecydowanie za duży. Tak duży obiekt trudno utrzymać, a zapełnienie jego trybun od samego początku było wątpliwe, co podważało sens ekonomiczny tej inwestycji.
Przeznaczeniem obiektu było również stać się areną rozgrywek klubu piłkarskiego WKS. Jednak nie od dziś wiadomo - a chyba każdy wrocławianin urodzony przed rokiem 90. wie o tym doskonale - że środowiska neofaszystowskie i skinheadowskie były związane ze środowiskami kibolskimi we Wrocławiu i rozwijały się w symbiozie z meczami piłkarskimi. Ale o ile pod koniec lat 90. i na początku obecnego stulecia środowiska te we Wrocławiu straciły na znaczeniu wraz z degradacją sportową piłki wrocławskiej, o tyle wraz z awansem do pierwszej ligi klubu sportowego Śląsk oraz z migracją kibiców z ul. Oporowskiej na świeżo wybudowany stadion miejski znowu nabrały wiatru w żagle.
Neofaszyści znowu organizują swoje marsze po wrocławskich ulicach, biorą udział w przerywaniu wykładów akademickich, czego świadkiem był prezydent Dutkiewicz, atakują przechodniów nieodpowiadających im swoim wyglądem, kolorem skóry czy zachowaniem. Wrocław znów staje się brunatny, tak jak to było na początku lat 90., gdy bito studentów z RPA na wrocławskim Rynku. Również prezydent Dutkiewicz nawoływał do walki z tymi środowiskami, ale na deklaracjach się skończyło.
Przeznaczenie stadionu miejskiego zmierza w kierunku kompletnej klapy finansowej. Z powodu wybryków na trybunach, skandowanych tam hasłach i upolitycznionej skrajnie prawicowo atmosfery oraz często zwykłej chuliganerki wrocławianie coraz mniej licznie przychodzą na mecze piłkarskie. Ze strachu, z obrzydzenia, dlatego, że zwyczajnie nie chcą uczyć swoich dzieci zachowań, jakie mają tam miejsce lub sami być ich świadkami. Imprez innych niż mecze na stadionie jest tak niewiele, że trudno tu mówić o jakimkolwiek innym wykorzystaniu niż mecze piłki nożnej, której przecież nie wszyscy wrocławianie muszą być fanami.
Co powinien zrobić prezydent Dutkiewicz, by zmienić ten stan rzeczy? Ukrócić te wybryki, przegonić ze stadionu skrajnych faszystów, wymusić na klubie, który jest teraz własnością miasta stosowanie zakazów stadionowych dla ludzi, którzy szerzą takie treści, a także dla zwykłych chuliganów i wandali.
Nie może jednak tego zrobić, bo straciłby wówczas jedyną publiczność, jaka przychodzi na stadion w liczbie 5 tysięcy na mecz i daje – marne, bo marne - ale jednak wpływy pozwalające zmniejszyć debet w klubowej kasie i ukryć prawdę o jego fatalnej sytuacji finansowej. Sytuacji, która jest konsekwencją największej pomyłki inwestycyjnej w okresie prezydentury Rafała Dutkiewicza, tj. budowy ogromnego i kompletnie we Wrocławiu zbędnego stadionu za miliard złotych.
W pomyłkach nie ma nic złego - tylko ten, co nic nie robi, się nie myli. Etyka urzędnika publicznego nakazuje jednak przyznawać się do własnych błędów i naprawiać je. Umiejętność przyznania się do porażki świadczy o sile charakteru osoby, która się na to decyduje.
Tylko że nadchodzi rok wyborczy. Prezydent Dutkiewicz nie może sobie pozwolić na przyznanie się do swoich złych decyzji. Pompowane są zatem z miejskich spółek pieniądze do klubu sportowego, a gdy ten nie może ich zwrócić, przelewa się do tych spółek pieniądze z miejskiego budżetu. W ten sposób jedna zła decyzja pociąga następną, następną i… następną. A przecież to są publiczne pieniądze, pieniądze wrocławian, nie prywatne fundusze miejskich urzędników. Można je wykorzystać na inwestycje, z których skorzystają wszyscy mieszkańcy miasta, choćby najbiedniejsi i najbardziej potrzebujący.
Za własne błędy należy płacić z własnych pieniędzy, a nie z funduszy publicznych.
A gdy się tego nie robi, to jest to już, proszę wrocławian, choć w majestacie prawa, gruby skandal!