W jednej z gazetek parafialnych w Osieku opublikowano nietypową informację. Proboszcz parafii św. Rocha postanowił poinformować mieszkańców kto i jaką kwotą wsparł Kościół. Na liście znalazły się ulice i nazwiska osób, które przyjęły księdza i wręczyły ofiarę. O tym i innych przypadkach kolędowania rozmawiamy z księdzem Kazimierzem Sową.
W parafii św. Rocha w Osieku w tym roku z kolędy zebrano 44 930 zł i 30 euro. Z wpłat na konto: aż 86 350 zł i 30 euro. Takie sumy pojawiły się na opublikowanej w gazetce parafialnej liście osób, które "wspomogły" Kościół. Nazwiska parafian ułożone zostały zgodnie z adresem zamieszkania, był dokładny podział na "ofiarę kolędową" i "wpłatę na konto". Łącznie w tym roku księdza przyjęły 454 rodziny - poinformował TVN24.
Najnowsze wydanie "Tygodnik św.Rocha" z listą rozeszło się jak świeże bułeczki. W rozmowie z TVN24 niektórzy parafianie oznajmili, że opublikowanie nazwisk i adresów było dla nich dużym zaskoczeniem. Większość z nich o sprawie nie miała podobno pojęcia, czuje się napiętnowana i naciskana. Według nich proboszcz miał przed kolędą jedynie poinformować parafian, że każda rodzina wpłacić ma po 600 złotych na remont dzwonów.
O komentarz i opinię w tej sprawie zapytaliśmy księdza Kazimierza Sowę, dyrektora telewizyjnej stacji Religia.tv.
Co ksiądz sądzi o takiej liście? To nie przesada?
Jeśli rację ma rzecznik diecezji pelplińskiej, który w oficjalnym oświadczeniu stwierdził, że lista ta została stworzona na wewnętrzne potrzeby parafii, a wierni zostali o tym powiadomieni przez proboszcza przed kolędą w trakcie mszy, to nie widzę w tym nic złego. Jeśli tak było, to moim zdaniem proboszcz z parafii św. Rocha, mówiąc językiem prawniczym, dopełnił wszelkich staranności.
Czyli zadbał, by parafianie czarno na białym dowiedzieli się ile pieniędzy zostało zebranych podczas tegorocznej kolędy? Tylko po co?
Prawdopodobnie po to, by wyjść naprzeciw wszystkim tym, którzy zarzucają Kościołowi zatajanie informacji o przychodach podczas kolędy. Naturalnym wydaje mi się fakt publikacji tych środków. Ja prawdopodobnie podałbym jedynie sumę wszystkich datków, pominąwszy nazwiska i adresy darczyńców, ale jeśli w powyższym przypadku wierni byli o tym wcześniej poinformowani, nie ma w tym nic złego.
Jak to właściwie jest z tymi datkami na kolędę? Czy można nie dać pieniędzy w kopercie?
Mit magicznej koperty, wkładanej księżom do rąk, funkcjonuje od wielu lat. Nie zgodzę się jednak z zarzutem, że uchylenie się od przekazania datku w trakcie kolędy, skutkować będzie publicznym ostracyzmem, zarówno ze strony księdza, jak i innych wiernych. Normalnym jest, że w dużych miastach wielu ludzi stać na to, by włożyć do koperty nie mniej niż 100 złotych, jednak równie normalnym jest, jeśli ktoś nie da nic - bo ma ciężką sytuację finansową, czy po prostu nie odczuwa takiej potrzeby.
Mit koperty, który od długiego czasu funkcjonuje w opinii publicznej, zakłada, że na Kościół trzeba przekazywać WYŁĄCZNIE duże sumy pieniężne. Tutaj pragnę zaapelować - nie patrzmy na Polskę przez pryzmat dużych aglomeracji miejskich, w których wierni rzeczywiście są w stanie przekazać dużo więcej i nie zachwieje to ich domowego budżetu, niż w małych miasteczkach na wsi, gdzie włożenie do koperty dwudziestu złotych często bywa dla domowników kłopotliwe.
Na co zazwyczaj przekazywane są środki zebrane podczas kolędy?
To kwestia umowna, ale zazwyczaj minimum 1/3 przeznacza się bezpośrednio do kurii na cele wyznaczone przez biskupa, np. budownictwo nowych kościołów, kolejną część na cel parafialny - to może być remont lub zakupienie nowych urządzeń. Część, która pozostanie, trafia także w ręce księdza.
Czym w XXI wieku jest kolęda?
Wbrew społecznemu przekonaniu, kolęda nie służy WYŁĄCZNIE zbieraniu pieniędzy. Kolęda to przede wszystkim spotkanie z wiernymi, a także szansa na dotarcie do tych, którzy odsunęli się od Kościoła. To czas, w którym my, księża, mamy możliwość rozmowy ze wszystkimi - zarówno z tymi, którzy regularnie odwiedzają mury Kościoła, jak i z tymi, którzy omijają je szerokim łukiem.
Z różnych powodów coraz częściej to wydarzenie jest stresujące zarówno dla tych, którzy przychodzą z wizytą duszpasterską, jak i dla tych, którzy tą wizytę przyjmują.