Trzech ludzi, w tym dyplomata, odniosło obrażenia w zamachu na samochód izraelskiej ambasady w Indiach. Do podobnego wydarzenia mogło dojść w Gruzji, ale służby bezpieczeństwa rozbroiły podłożoną tam bombę. Izrael twierdzi, że to sprawka Iranu i Hezbollahu.
Samochód izraelskiej ambasady stał akurat na parkingu w dobrze strzeżonej, dyplomatycznej dzielnicy w centrum Nowego Delhi, gdy nagle zajął się ogniem. W środku była trójka pasażerów, w tym jeden z dyplomatów. Wszyscy są ranni, ale nie wiadomo, jak poważnie.
Jak powiedział korespondent al-Jazeery, „niektórzy świadkowie widzieli dwóch ludzi na motorach, którzy przejechali obok samochodu i rzucili w jego kierunku jakieś urządzenie”.
W tym samym czasie w stolicy Gruzji Tbilisi udaremniono inny zamach bombowy. Ładunek znaleziono pod podwoziem samochodu izraelskiej ambasady.
Służby bezpieczeństwa odmawiają wypowiadania się na ten temat. Głos zabrali za to politycy z Jerozolimy.
- Wiemy dokładnie, kto to przeprowadził i zaplanował. Nie zostawimy tak tego – zagroził znany z ostrego języka szef MSZ Izraela, Awigdor Lieberman.
- W obu przypadkach stał za tym Iran i jego protegowani z Hezbollahu – stwierdził izraelski premier Benjamin Netanjahu.
Brytyjski Guardian przypomina, że wczoraj minęła czwarta rocznica śmierci Imada Mughnijaha, wysokiego rangą członka libańskiej partii Hezbollah, która przez wiele krajów uważana jest za organizację terrorystyczną. Mughnijah zginął, gdy podłożona bomba rozsadziła jego samochód. Hezbollah od początku oskarżał o przeprowadzenie zamachu Izrael.
Iran obwinia Jerozolimę za serię wybuchów, w której zginęło kilku jego najważniejszych naukowców pracujących przy programie atomowym. Do ostatniego z nich doszło w połowie stycznia w Teheranie.
Izrael zapowiedział wzmocnienie ochrony wszystkich swoich placówek dyplomatycznych.