Burza wokół Grycanek rozpętana przez wpis Moniki Jaruzelskiej trwa. Jedni się oburzają, inni gratulują paniom odwagi. Nikt nie przechodzi obojętnie. Dawno już nie było takiego poruszenia w mediach. Grycanki przebijają klikalnością Kasię Tusk i znikającą mamę Madzi. Redakcja naTemat zastanawia się, o co w tym wszystkich chodzi.
Monika Jaruzelska trzy dni temu opublikowała na swoim blogu krótki wpis, pokazujący kontrowersyjne zdjęcia Marty Grycan i jej nastoletnich córek, które znaleźć można w marcowym numerze magazynu „Viva!”. Zrealizowana w pokoju hotelowym sesja stylizowana jest na „szybki numerek” w motelu. Ubrane w obcisłe, seksowne stroje i wyzywająco umalowane celebrytki turlają się po wymiętoszonej pościeli, przybierając erotyczne pozy. Jest luksusowo i z przepychem. Bogactwo kłuje w oczy, tym bardziej, że synowa Zbigniwa Grycana, potentata lodowego, wcale się go nie wstydzi. W mediach chętnie opowiada o swoim majątku i wpływach. Nie lubimy przechwałek. Czy właśnie to nas wkurza? A może ich próżność? Nie estetyczny rozmiar XXXL, albo trudna do zaakceptowania inność? Co tak naprawdę sprawia, że chcąc nie chcąc, jednak o Grycankach dyskutujemy?
„Czy ostentacyjne epatowanie przepychem, kiedy sprzedaje się masowy produkt jest zasadne? Czy budując świadomość marki u potencjalnego konsumenta, nie wypadałoby zastosować odrobiny pokory wobec tegoż? Kilka dni temu, ktoś mi powiedział, że odkąd trwa radosna inwazja tych pań na szołbiz, świadomie wybiera produkt konkurencji, bo nie chce dorzucać się do kolejnych Louboutinów dla rozpieszczonej nastolatki. (...) Istnieje uzasadniona obawa, że w tym wypadku miarka (a właściwie: marka) się przebrała” piszę w komentarzach do tekstu Jaruzelskiej –Michał. Co prawda Marta Grycan bezpośrednio z lodowym imperium związana nie jest, to jej postawa może budzić kontrowersje. W Polsce skromność nadal postrzegana jest jako najwyższa z cnót. Co więcej, bogactwo Marty nie wyraża się jedynie w jej deklaracjach, ale też w sposobie bycia. Grycanka opływa w nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Tusza Marty Grycan to rzecz, której nie da się nie zauważyć. I to ona właśnie bardzo Polaków boli.
Zdania, jak zwykle, są podzielone. Jednych otyłość niepokoi i drażni, innych inspiruje i ośmiela. „W sesji jest pokazane, że mając rozmiar XXL+ można wyglądać sexy i nie tandetnie, grubasy też maja prawo do fajnych ciuchów, a nie czarnych uniformów” komentuje pod tekstem Jaruzelskiej – Agata, która, jak przyznaje w dalszych komentarzach, sama jako osoba otyła boryka się z takim problemem. Odwagę w postawie Grycanek dostrzega również znany projektant, Dawid Woliński, który w jednej z telewizji śniadaniowych przyznał, że Marta Grycan jest jedną z lepiej ubranych Polek. Akceptowanie swojego ciała to jedno, ale przecież otyłość to nie sposób bycia, a choroba. Ten aspekt jest chyba najczęściej poruszany w komentarzach pod tekstem. Grubość brzydzi i elektryzuje. Jedni ją ośmieszają chamskimi tekstami, inni traktują ją zupełnie poważnie. Tak jak Krzysztof, który w swoimi komentarzu zwraca uwagę na istotny aspekt problemu. „Każda skrajność jest nie do przyjęcia (..). Jak to jest, że z jednej strony prowadzimy akcje mające na celu uświadomić już uczniów podstawówek o złych skutkach kupowania chipsów i innych świństw, a z drugiej strony pochwalamy otyłość.(...) Nie mam nic przeciwko lansowaniu tych pań, ich parciu na szkło, jak podają komentatorzy życia. Powiedzmy tylko prawdę, są zatłuszczone i należy z tym walczyć” Czy znaczy to, że „klikamy w Grycanki”, bo martwimy się o ich zdrowie? A może raczej mamy problem z akceptacją inności?
Tej tezy trzyma się Piotr Tymochowicz, znany specjalista od wizerunku. – Ludzie panicznie boją się wszystkiego, co nie pasuje do schematów – mówi Tymochowicz. – Słowianie są szczególnie opóźnieni cywilizacyjnie i trzymają się utartych zasad. Grycanki im przeszkadzają, bo nie przystają do kanonów. W każdym Polaku śpi moralista i cenzor. Ja nie widzę w tej sesji nic oburzającego, że niby mała dziewczynka, umalowana i ubrana w sukienkę, leży w pościeli? A dlaczego nie? Bardziej martwiłbym się tymi, którym to się z czymś kojarzy. Irytuje mnie zacofanie mentalne i obyczajowe, które przejawia się w tych wszystkich komentarzach.
Poziom dyskusji internautów to kolejny problem, który warto poruszyć przy każdej głośniejszej medialnej sprawie. Ważniejsza jednak wydaje się, wspomniana w wypowiedzi Tymochowicza, Gabriela – najmłodsza, ośmioletnia córka Marty. Dzieci biorące udział w sesji dla dorosłych to na polskim rynku wciąż nowość. Nie dziwi więc, że dziewczynka – umalowana i ubrana jak dorosła kobieta – budzi wiele emocji. – Nie interesuje mnie, jak Marta Grycan wygląda, ale co ma do powiedzenia. Póki po salonach chodzi sama z dorosłą córką, którą chce wypromować, nie przeszkadza mi to – mówi Dorota Zawadzka. – Natomiast historia z najmłodszą dziewczynką jest nieporozumieniem. Za dużo się temu dziecku kobiecości dodaje. Dziwię się, że jej matka nie protestowała przeciwko takiej sesji. Być może jestem staroświecka, ale uważam, że o rzeczach intymnych trzeba mówić intymnie. Matka powinna być wzorem, w tym przypadku doszło do pewnego przekroczenia.
Co więc tak najbardziej drażni nas w Grycankch? Odpowiedź znajduje się sama. To, że są. Nie będąc ani zdolne, ani ciekawe, ani nawet ładne przedostały się do mass mediów. Bolą nas, bo osiągnęły to, o czym wielu z nas marzy, czyli stały się znane z tego, że są znane. Nie byłoby przecież ani Marty Grycan, ani problemu jej relacji z córką, ani innych rzeczy, gdyby nie my. Komentatorzy, dziennikarze i cisi podglądacze. Gratulujemy.