Od tragicznego wypadku w Kamieniu Pomorskim trwa licytacja na temat tego, co należy uczynić, by zmniejszyć liczbę pijanych kierowców na drogach. Jedni proponowali zaostrzenie kar, inni wprowadzenia obowiązkowych alkomatów. Głos w tej sprawie zabrali biskupi, którzy chcą dużych ograniczeń jeżeli chodzi o sprzedaż i promocję alkoholu.
Zdaniem biskupa alkotesty, które proponował rząd to jedynie chwyt medialny, który nie rozwiąże problemu. Szef Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości mówi, że trzeba się skupić nad tym, co sprawia, że pijani wsiadają za kierownicę.
– Żeby zmniejszyć liczbę pijanych kierowców i wypadków, trzeba zmierzać do ograniczenia liczby Polaków pijących ryzykownie i szkodliwie – powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" biskup. – Eksperci z całego świata od dawna mówią, że tylko ograniczenie fizycznej i ekonomicznej dostępności
alkoholu może to zmienić. Jeśli się nad tym poważnie nie zastanowimy, to wciąż będzie dochodziło do takich wypadków jak ten w Kamieniu Pomorskim – dodaje.
W Polsce jeden sklep z alkoholem przypada na trzystu mieszkańców. Tymczasem w Wielkiej Brytanii taki punkt przypada na 1,1 tys., w Norwegii na 17,7 tys., a w Szwecji na 22,5 tys. Dlatego również eksperci, jak Krzysztof Brzózka, szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA) zgadzają się z postulatem polskich biskupów. Tylko czy Sejm na nie przystanie?