Rosjanie na Igrzyska w Soczi mogli wydać nawet 60 mld dolarów. To o 20 mld więcej, niż Chińczycy przeznaczyli na Pekin. "Rosjanie mogą pokazać światu i sobie, że stanęli na nogi" - mówi wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Moskwie, Wacław Radziwinowicz. Czy pokażą? Tego nie wiadomo. Igrzyska w Soczi są bowiem imprezą naprawdę wysokiego ryzyka.
Za wcześnie o tym mówić, zobaczymy po fakcie. Na pewno mogę powiedzieć, że są to Igrzyska sporego ryzyka, ten piękny obraz może zmącić wiele czynników.
Zamach?
Myślę, że do niczego takiego dojść nie powinno. Elementem wojny terrorystycznej jest propaganda. To, że ludzie z komitetów olimpijskich dostają pogróżki, jest moim zdaniem elementem właśnie wojny propagandowej. Chociaż jest coś, co mnie przestraszyło.
?
W ostatnich dniach grudnia były dwa zamachy w Wołgogradzie. Po tym, jak na dworcu wybuchła bomba, bardzo szybko służby ogłosiły, że zamachu dokonała kobieta, a próbował ją powstrzymać bohaterski policjant. Sam zginął, ale uratował setki istnień ludzkich - taką wersję słyszeli Rosjanie. Policjant został nagrodzony, chowany z honorami wojskowymi. Minęło jednak kilka dni i do mediów zaczęły docierać informacje, że to nie była dziewczyna, ale mężczyzna, rodowity Rosjanin, który przeszedł na islam i przystał do bojowników. Minął jeszcze jakiś czas i pojawił się komunikat, że za zamachy odpowiada bardzo niebezpieczna grupa z Iraku. Jeszcze trochę, i dziś mamy informację, że nie z Iraku, tylko z Dagestanu, z samej Rosji.
W tak groźnej sytuacji, rosyjskie służby specjalne nie potrafiły ustalić prawdy i zajęły się mydleniem oczu swojego naczalstwa i społeczeństwa. Mało tego, one okazało się, że one w ogóle nie wiedzą o silnym przeciwniku, którego mają pod bokiem!
Myśli pan, że naprawdę nie wiedzą? Trudne do uwierzenia.
Nie wiedzą. Z terroryzmem nie walczy się przy pomocy armii, ale informatorów. A oni ich nie mają. Więc rzeczywiście coś się może wydarzyć. Natomiast myślę, że w Soczi to nie zagrożenie terrorystyczne jest najpoważniejsze. Ludzie źle mówią na przykład o jakości obiektów olimpijskich...
Ale równie dobrze może nie wydarzyć się nic. Trudno to wyjaśnić, ale Putin ma farta, więc jeśli i tym razem mu się uda, to Igrzyska będą naprawdę piękne. A już na pewno będą pięknie wyglądać w telewizji.
Właśnie ukazała się pańska książka o przygotowaniach Rosji do Igrzysk. Porównuje pan Soczi do Moskwy w 1980 roku.
Były 22. Igrzyska letnie w Moskwie i są 22. zimowe w Soczi. To oczywiście zabawny przypadek, tak poważnie zwróciły moją uwagę przyjęte rozwiązania organizacyjne. Choćby takie: miejsce, gdzie będą odbywać się zawody nazywa się „Strefą Gościnności Międzynarodowej”. I z tej strefy gościnności wszyscy obcy zostali wyrzuceni. W 1980 roku też czyszczono miasto, niepożądanych obywateli wywożono za 101. kilometr od Moskwy. Zresztą Moskwa była w ogóle zamknięta, więc i Soczi jest zamknięte od 7 stycznia. Mentalność ludzi się po prostu nie zmienia.
A czy zmieniła się funkcja, którą igrzyska pełnią dla Rosji?
Nie, nie. W 80. roku Rosjanie wierzyli, że ich kraj kroczy przed całym światem, a Zachód jest mu wrogi. Organizując Igrzyska, chcieli pokazać, jacy są wspaniali. Dziś ważny jest podobny motyw, sam Putin niedawno powiedział w rozmowie z zagranicznymi dziennikarzami o terapeutycznej roli Igrzysk. Społeczeństwo jest przygnębione, ma za sobą bardzo trudne lata 90., w których kraj się niemal rozpadał. Teraz Rosjanie mogą pokazać światu i sobie, że stanęli na nogi.
Jest jeszcze jedno podobieństwo. Wtedy Igrzyska miały służyć po to, aby pokazać wyższość ustroju radzieckiego. Dziś Rosjanie chcą być tymi, którzy będą bronić konserwatywnego myślenia: że trzeba się trzymać wartości chrześcijańskich, konserwatywnych, tradycyjnej rodziny, tradycyjnego seksu... Ta impreza staje się elementem ofensywy ideologicznej. Z naszego punktu widzenia to jest oczywiście dosyć śmieszne, bo oficerowie z KGB, którzy ścigali religię, wysadzali cerkwie, wychowywali się w muzeum ateizmu nagle robią się misjonarzami chrześcijaństwa. No, ale, to ich prawo.
Jest warte 50 mld dolarów?
Czy 50 to nie wiadomo...
Takie szacunki pan przytacza.
Borys Niemcow Niemcow, były wicepremier Rosji, w czasach Jelcyna odpowiedzialny za inwestycje państwowe, opublikował na wiosnę raport o Igrzyskach. Przytaczam jego wyliczenia jako wiarygodne, bo po pierwsze nikt go jeszcze nie podał za to do sądu, a po drugie inny jego raport przyczynił się do odwołania mera Moskwy Jurija Łużkowa. Udowodnił, że firma jego żony otrzymywała milionowe kontrakty z merostwa. Niemcow dobrze wie, jak wydaje pieniądze w Rosji. Jak się kradnie, też wie dobrze.
Powiem tak: wielkie wydatki infrastrukturalne są dobre o ile wpuszcza się te pieniądze w gospodarkę – kupuje lokalny beton, stal, cegły, zatrudnia lokalnych robotników. W przypadku Soczi tego nie ma.
Jak to?
Hale budowali przede wszystkim gastarbeiterzy, którzy wywozili pieniądze z Rosji. Rosjanie nie dali swojej gospodarce tych pieniędzy w pensjach, w podatkach, w zamówieniach na wyroby rosyjskiego przemysłu. Oni nawet cegłę przywozili z Turcji. Mówi się o prywatnych inwestycjach rosyjskiego przemysłu, ale to nieprawda, bo wszyscy ci tak zwani prywatni inwestorzy, ogromni oligarchowie, otrzymali kredyty w państwowym Wnieszekonombanku. I już załatwiają sobie, że nie będą musieli ich spłacać.
Przytacza pan taki dowcip: dlaczego na olimpijskiej fladze są cztery kółka...
...bo w Rosji się kradnie 20 proc. To nie jest mój wymysł, tylko fantazja Rosjan, którzy tak do tego podchodzą. Jest dużo anegdot o Igrzyskach, ale wszystkie są monotematyczne: ile ukradziono i kto ukradł.
Na Igrzyskach zyskali mieszkańcy Soczi?
Oni raczej czują się pokrzywdzeni. Ci ludzie mieszkali siedem lat na placu budowy, w mieście, w którym nie dało się żyć – zakorkowanym, brudnym, hałaśliwym. Rosjanie jeszcze do tego boją się obcych, a tutaj przyjechała armia obcych robotników, którzy nie zachowywali się zawsze poprawnie...
Przygotowania do Igrzysk zaszkodziły też biznesowi mieszkańców Soczi – oni żyją głównie z turystyki, a kto chce przyjeżdżać na budowę? Dodatkowo miejscowi eksperci uważają, że w czasie przygotowań do Igrzysk została naruszona główna funkcja Soczi - miasto jest uzdrowiskiem, powstało dzięki wodom i błotom leczniczym. A tymczasem źródła mogły zostać zniszczone.
W jednej z części Soczi po prostu osuwa się ziemia.
Ulica Bakińska jest nie do uratowania. Na szczyt wzgórza, na którym jest położona zwieziono tony gruzu, w związku z czym cała zbocze zjeżdża. Ludzie tracą domy i nie dostają rekompensat. To zresztą niejedyne bezpowrotnie zniszczone miejsce. Słynna, rajska nizina Imerytyńska, gdzie teraz są wielkie hale sportowe była obszarem rezerwatowym. To już nie istnieje. Wątpliwe, żeby obiekty olimpijskie zrekompensowały te stratę.
Będzie można ich używać po Igrzyskach? Dziś rano przejrzałam sobie zdjęcia z Pekinu. Budynki, które powstały kilka lat temu są dziś zupełnie zdewastowane.
Jeszcze gorzej w Atenach.
A w Soczi? Jak będzie?
Tego nie wiem. Nie wiedzą też ludzie na miejscu. Pytałem o to, kiedy byłem w Soczi na początku grudnia. To, kto będzie gospodarzem tych obiektów będzie zdecydowane dopiero po Igrzyskach. A to oznacza, że nie ma jeszcze kalendarza imprez i co najmniej przez rok to wszystko będzie stało zawieszone w próżni.
Jest taka mglista idea, żeby Soczi przekształcić później w takie rosyjskie Las Vegas. W Rosji poza wybranymi obszarami hazard jest zakazany, uprzywilejowany jest Kaliningrad, Kraj Primowski i Kraj Krasnodarski, czyli właśnie tam, gdzie jest Soczi. Ale to jest z kolei biznes bandycki i wątpliwe, czy przyjedzie tam wtedy normalny człowiek. Trzeba przeczytać „Graczy” Dostojewskiego, żeby zrozumieć na czym ten rodzaj hazardu polega. Powiem tyle: rosyjska ruletka nie przypadkiem jest rosyjska.
W Polsce też po Euro zastanawiano się, co zrobić ze stadionami.
Zaraz, ale rozmawiamy o problemach Rosjan, czy o problemach wszystkich? Wcale nie mówię, że w Polsce to tak dobrze wypadło...
Więc może ciekawy jest los wielkich obiektów sportowych w ogóle?
Wie pani co, ja uważam, że idea olimpijska została przekształcona w targowisko próżności. Dziś kluczowe jest to kto się lepiej pokaże, kto zrobi lepszą inaugurację. Ja uważam, że byłoby najlepiej, gdyby zbudować w jednym miejscu stałą infrastrukturę, na której co cztery lata spotykaliby się rywalizować sportowcy. Bez wyścigów kto bardziej zrujnuje swoją gospodarkę.
To może nie być łatwe. Pisze pan, że na przykład Bawarczycy nie chcą już Igrzysk.
Bawaria jest takim miejscem, które mogłoby olimpiadę przyjąć jutro. Ale po co? Oni nie potrzebują się promować. Każdy wie, że Niemcy to solidne państwo – mamy niemieckie produkty, niemieckie samochody. A co pani ma rosyjskiego? Świat nie ma nic z Rosji. Więc ci potrzebują się pokazać. Chińczycy potrzebują. Ukraińcy też chcą mieć olimpiadę. Może i my potrzebujemy?
Co w Rosji będzie dalej?
Mistrzostwa świata w piłce nożnej, czyli zaczynamy kolejne wyścigi. Tylko już w zupełnie innych warunkach. W 2007 roku Putin załatwił Igrzyska, kiedy oni byli u szczytu. Cena ropy szła w górę, a Rosjanie mówili: zobaczycie, ropa będzie kosztowała po 200 dol. za baryłkę i kupimy was wszystkich. Dzisiaj oni są w recesji, zwijają gospodarkę, tną koszty i mają na głowie kolejnego białego słonia. Muszą wydać straszne pieniądze. Straszne.
Białego słonia?
Kiedy indyjski maharadża chciał kogoś pozornie nagrodzić, ale naprawdę ukarać, dawał mu w podarku białego słonia. Piękne zwierzę, z którym jednak nie można było nic zrobić – nie mogło ani iść na wojnę, ani pracować w lesie. A karmić go trzeba było. To był prezent na zrujnowanie: masz tutaj coś, czym możesz się pochwalić i poszczycić, ale musisz na to łożyć.
Napisze pan uzupełnienie reportażu już po Igrzyskach?
Nie wiem. Kuszą mnie inne rzeczy. Myślę o słowniku rosyjskim, książce o ich obyczajach, o ich widzeniu świata. Mam już w tej chwili około 300 haseł, a każde z nich jest szalenie ciekawe, bo my bardzo mało o nich wiemy.
Co pan napisze pod hasłem „Olimpiada”?
To hasło należałoby napisać za kilka miesięcy, jak się okaże, jak wypadną sportowcy rosyjscy, jaki będzie odbiór na świecie... I jeszcze jedno bardzo ważne: czy dalej dziewczynki będą nazywane Olimpiadą. Bo jeżeli będą, to napiszę, że się udała.
*Wacław Radziwinowicz, dziennikarz, wieloletni korespondent "Gazety Wyborczej" w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Autor książki "Gogol w czasach Google'a". Właśnie ukazał się jego najnowszy reportaż "Soczi. Igrzyska Putina".