
Choć Antoś jeszcze się nie urodził, już potrzebuje pomocy. Od kilku miesięcy wiadomo, że urodzi się z wadą serca - hipoplazją lewego serca, czyli niewykształceniem się lewej komory najważniejszego narządu. W niewielki sposób wpływa to na prawidłowy rozwój płodu, ale niesie śmiertelne zagrożenie już zaraz po porodzie. Jeżeli Antek tuż po przyjściu na świat nie trafi na stół operacyjny i w ręce doświadczonego chirurga, może po prostu umrzeć. Wszyscy możemy mu jednak pomóc.
REKLAMA
Od chwili porodu czas Antka będzie tylko uciekał, bo serce wręcz z godziny na godzinę będzie miało coraz większy problem z dostarczeniem organizmowi natlenowanej krwi. Właśnie dlatego rodzice Antosia - Ewelina Wit i Artur Pałubicki robią wszystko, by ich synek przyszedł na świat w specjalistycznej niemieckiej klinice. Tam szybko będzie mógł operować go niezwykle doświadczony w tego typu zabiegach prof. Edward Malec. Na operację potrzeba jednak 175 tys. zł, których rodzice nie mogą sami zebrać.
Czekanie zabija...
Chodzi nie tylko o to, że prof. Malec ma już za sobą kilka tysięcy takich zabiegów. W Polsce również wykonywane są tak skomplikowane operacje na sercach noworodków, ale najważniejszy jest czas. Nienarodzony jeszcze Antek po narodzinach będzie miał go niewiele. Tymczasem nadwiślańska służba zdrowia działa tak, że maluch może czekać w kolejce do refundowanej operacji nawet kilka tygodni. Dzieci z tego typu wadami rzadko tej refundacji więc potrzebują, bo po prostu nie mają szans na dożycie do zabiegu.
Chodzi nie tylko o to, że prof. Malec ma już za sobą kilka tysięcy takich zabiegów. W Polsce również wykonywane są tak skomplikowane operacje na sercach noworodków, ale najważniejszy jest czas. Nienarodzony jeszcze Antek po narodzinach będzie miał go niewiele. Tymczasem nadwiślańska służba zdrowia działa tak, że maluch może czekać w kolejce do refundowanej operacji nawet kilka tygodni. Dzieci z tego typu wadami rzadko tej refundacji więc potrzebują, bo po prostu nie mają szans na dożycie do zabiegu.
- W Polsce w takich przypadkach najpoważniejsze komplikacje wynikają z tego, że na zabieg trzeba długo czekać. Zdarza się, że nie ma po prostu wolnej sali pooperacyjnej dla takiego maluszka i oczekiwanie na zabieg się wydłuża. A nawet kilka dni powoduje tymczasem, że stan dziecka może się nagle bardzo mocno pogorszyć - tłumaczy Pałubicki.
Tylko działanie może uratować życie
Mężczyzna przyznaje, że niepewność tego, czy Antosiowi uda się przyjść na świat w Niemczech sprawia, że jego rodzinie niebo wali się na głowę. - Nigdy nie spodziewaliśmy się, że nasze dziecko może mieć takie problemy. W naszych rodzinach nie chorowano na serce. Kiedy się dowiedzieliśmy o wadzie serca Antosia, nie mogliśmy się długo pozbierać - wyznaje Artur Pałubicki.
Mężczyzna przyznaje, że niepewność tego, czy Antosiowi uda się przyjść na świat w Niemczech sprawia, że jego rodzinie niebo wali się na głowę. - Nigdy nie spodziewaliśmy się, że nasze dziecko może mieć takie problemy. W naszych rodzinach nie chorowano na serce. Kiedy się dowiedzieliśmy o wadzie serca Antosia, nie mogliśmy się długo pozbierać - wyznaje Artur Pałubicki.
Szybko rodzice zrozumieli jednak, że nie można dać za wygraną i o życie nienarodzonego dziecka trzeba natychmiast walczyć. Dziś rodzice Antka są już pod opieką fundacji na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis i serwisu SiePomaga.pl, poprzez którą każdy może pomóc uratować życie chłopca. Potrzebny jest każdy grosz, bo dotąd udało się zebrać jedynie kilkanaście tysięcy złotych.
Chcesz pomóc? Zrób to natychmiast!
- Tymczasem termin porodu mamy już w połowie lutego. Zostało tylko kilka tygodni - podkreśla ojciec. Pani Ewelina powinna trafić do niemieckiej kliniki, gdzie natychmiast lekarze pomogą jej dziecku już na dzień porodu. - Sam poród i operacja muszą być w jednej klinice, by wszystko dobrze się powiodło - zaznacza mój rozmówca.
- Tymczasem termin porodu mamy już w połowie lutego. Zostało tylko kilka tygodni - podkreśla ojciec. Pani Ewelina powinna trafić do niemieckiej kliniki, gdzie natychmiast lekarze pomogą jej dziecku już na dzień porodu. - Sam poród i operacja muszą być w jednej klinice, by wszystko dobrze się powiodło - zaznacza mój rozmówca.
Artur Pałubicki dodaje, że w zaistniałej sytuacji właściwie od razu byli zmuszeni do poszukiwania pomocy bardzo daleko. Mieszkają w małym Człuchowie na Pomorzu. Specjalistycznego oddziału, na którym chociaż można by przyjąć poród dziecka z taką wadą nie ma w promieniu setek kilometrów.
Jak uratować życie Antka?
Ludzie dobrej woli mogą pomóc wpłacając pieniądze na rachunek:
Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis
86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem „Antoni Pałubicki”.
A także poprzez profil Antka na stronie SiePomaga.pl
