Mówi się, że pieniądze to nie wszystko. Andrzej Heidrich wszystko jednak o pieniądzach wie, bo od pół wieku projektuje polskie banknoty. Jeszcze do niedawna pozostawał w cieniu Karola Świerczewskiego, Mieszka I czy Józefa Piłsudskiego, których umieszczał na banknotach. I choć nie chce używać zbyt wielkich słów, by określić swoje artystyczne dokonania, mówi: – Przyczyniłem się do tego, aby te banknoty były zrobione przyzwoicie – słyszę od jedynego artysty w Polsce, którego dzieła (lepiej lub gorzej) znają wszyscy.
Andrzej Heidrich: Może nie tyle męczą, co zawsze staram się powiedzieć coś nowego na temat, który państwa interesuje, a jak sądzę chodzi o projektowanie banknotów.
Owszem, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Zacznijmy w takim razie od tego, co oprócz nich pan robił w życiu.
Przede wszystkim zajmowałem się książką, a swoją pracę zacząłem w wydawnictwie Czytelnik, gdzie dostałem się jako młody człowiek. Przepracowałem tam 40 lat, zaczynając od grafika a kończąc na naczelnym grafiku. Moim głównym zajęciem było projektowanie książek i ilustracji.
I jak trafił pan do świata banknotów?
Zacznijmy od tego, że w latach 50-tych zacząłem projektować znaczki pocztowe. Dopiero w 1960 roku zostałem zaproszony do konkursu Narodowego Banku Polskiego na zaprojektowanie banknotu 1000-złotowego. Startowało tam dziesięciu grafików, z których wybrano trzech. Trzeba było wykonać ten banknot, a później pozostałe nominały i ja to zrobiłem.
A co było później?
Cisza.
To znaczy? Przegrał pan?
Nic się nie działo przez dobrych parę lat. Do obiegu wszedł banknot zaprojektowany przez prof. Henryka Tomaszewskiego i Juliana Pałkę. Wtedy wydawało mi się, że moja współpraca z bankiem się zakończyła.
A ona tak naprawdę jeszcze się wtedy nie zaczęła.
Tak, z jakichś powodów zostałem zaproszony do dalszej współpracy. Około roku 1974 roku wszedł do obiegu mój pierwszy banknot, czyli 500 złotych z Kościuszką.
Jakie były wymogi? Powiedziano panu, że ma pan zaprojektować banknot, podano nominał, a reszta należała do pana?
Nie, bank zawsze dawał temat, w tym przypadku był nim Tadeusz Kościuszko. Musiałem zapoznać się, jakie mają być zabezpieczenia, w jakim miejscu i jak to wkomponować. Ale to, jak i co zrobić na rewersie, choć nie mówi się rewers w przypadku banknotu, bo tylko monety mają rewers...
...tak się mówi potocznie, ale to błąd?
Tak tak, to jest błąd. Wracając do pytania, trzeba było wymyślić jakieś elementy na drugą stronę, które będą pasować do tematu i to już była moja inwencja.
Były trzy etapy przyjmowania projektu. Pierwszy to szkice ołówkiem, na których musiały się znaleźć wymagane elementy i do tego kierowano uwagi. Drugim etapem było namalowanie kolorowego i dokładnego banknotu, zaakceptowanego już projektu w formacie 1:1. Gdy ten projekt został przyjęty, a bank zdecydował się wprowadzić go do obiegu, musiałem zrobić projekt pół razu większy od oryginału i to wyjątkowo precyzyjnie.
Zastanawiam się, czy istnieje jakikolwiek inny artysta w Polsce, którego dzieła znaliby wszyscy Polacy bez wyjątku?
Dzieła moje znają wszyscy, ale nikt nie wie. kto je wykonał, a przynajmniej do niedawna nikt nie wiedział. Dopiero prezes NBP Marek Belka zorientował się, że współpracuję z bankiem już pół roku. Przepraszam, chciałem powiedzieć pół wieku [śmiech]. Bank zorganizował wystawę moich prac, czyli banknotów i projektów, oraz wydał książkę między innymi z wywiadem udzielonym przeze mnie pani Teresie Torańskiej. Później pokażę panu tę książkę.
Zastanawiam się, jaki ma pan stosunek do pieniędzy. Czy gdy pan płaci w sklepie, ma pan do nich podejście jak każdy z nas, czy traktuje pan banknoty nieco sentymentalnie, dogląda, patrzy, czy nie są pomazane lub zniszczone?
[Śmiech] Gdy ukazał się pierwszy mój banknot, odczuwałem ogromną satysfakcję, więc gdy go dostawałem go jako wypłatę, to robiło to na mnie wrażenie. Ale dziś, gdy moje banknoty "chodzą" od tylu lat, zaczynając od Tadeusza Kościuszki, przez innych wielkich Polaków, aż do najnowszych, które weszły nie tak dawno do obiegu, czyli do królów, muszę przyznać, że zdążyłem się przyzwyczaić [śmiech].
Wielu artystów, również tych zajmujących się sztuką użytkową, stara się przemycić jakiś akcent od siebie, jakąś tajemnicę, coś osobistego. Czy kiedykolwiek pan również umieścił na banknocie coś więcej, niż widzi przeciętny "Kowalski"?
Wie pan, banknoty są zbyt poważne, aby pozwalać sobie na jakieś drobne żarty. Natomiast mój kolega, który projektował znaczki, narysował kiedyś mały element z motywem drzewa i liści, w których ukrył rysunek swojej dziewczyny. Normalnie nie było tego widać, ale on o tym wiedział. Dopiero jak komuś o tym powiedział, to rzeczywiście można było dostrzec profil jego dziewczyny. Ale na banknotach w żadnym razie nie można robić takich rzeczy.
A w drugą stronę, czy był przypadek, że władze chciały aby zawarł pan coś na banknotach, co nie do końca się panu podobało? Co nie było zgodne z pana sumieniem, sympatiami politycznymi czy czymkolwiek innym?
Bank zawsze zostawiał mi wolną rękę. Wtedy, gdy ja proponowałem jakiś swój (nieprawidłowo mówiąc) rewers, to zawsze było to uzgodnione. Nie było zakazów, czy nakazów. Naprawdę nigdy nie zmuszano do mnie do niczego, czego nie chciałbym zamieścić na tych banknotach. Moja współpraca z bankiem zawsze była bardzo dobra.
A polityka nie miała znaczenia?
Wie pan, oczywiście, że był Karol Świerczewski, był Ludwik Waryński...
Czy napis "proletaryat".
No właśnie. Oczywiście trzeba było te tematy zrobić. Ze Świerczewskim nawet była zabawna historia, bo narysowałem go bez czapki. To się nie za bardzo się spodobało i poproszono mnie, abym zrobił go w czapce generalskiej. Tego rodzaju uwagi bywały...
Czyli zawsze do swojej pracy podchodził pan profesjonalnie, a nie ideologicznie.
Dokładnie tak, nie o ideologię chodziło. Jeśli ja miałem powiedzieć coś swoją pracą o tej osobie, to co mi się wydawało słuszne, rysowałem. Czasem mi coś podpowiadano, ale w zasadzie 90 proc. moich pomysłów było przyjmowane. Teraz może pokaże panu kilka moich banknotów.
Proszę zobaczyć, ten banknot nie został wyemitowany. Teraz, Narodowy Bank Polski ma zamiar wprowadzić go na rocznicę wymarszu Legionów. Tyle tylko, że nie będzie na nim nominału pięć milionów, a dwadzieścia złotych. To będzie banknot kolekcjonerski w niedużym nakładzie. Będzie prawie niezmieniony.
Poza tym, projektowałem też orzełki dla Wojska Polskiego, te które noszą na czapkach. Projektowałem kilka rzeczy dla policji i odznaczenia. Na przykład Krzyż Wojskowy dla żołnierzy, którzy walczą poza granicami ojczyzny, w Afganistanie czy w Iraku. Nie mogli być odznaczani Orderem Virtuti Militari, bo one są przyznawane w ramach obrony naszego kraju. Zrobiłem też ponad tysiąc okładek i ilustracji do książek dla dzieci.
Wracając do pieniędzy, czy denominacja była dla pana trudną chwilą, bo pańskie dzieła "znikały"?
Nie, przeciwnie. Cieszyłem się, że mogę zrobić nowe banknoty. Pamiętam, że bank zastanawiał się wtedy, kto ma być na tych banknotach. Ja zaproponowałem królów, bo uznałem, że prawie wszyscy wielcy Polacy już znaleźli się na banknotach i trzeba było znaleźć jakąś - brzydko mówiąc - grupę osób, które by do siebie pasowały i tworzyły całość. Uznałem, że królowie będą najbardziej bezpieczni, apolityczni i raczej nikt nie mógłby mieć do tego pretensji. NBP bardzo chętnie zaakceptował ten pomysł, a ja równie chętnie zabrałem się do roboty.
No właśnie, ile czasu robi pan banknot, czy też całą serię banknotów?
Trudno jednoznacznie określić ten czas. Ale na ostateczne wykonanie projektu i zaakceptowanie wszystkich etapów projektowania dostaję jakieś trzy miesiące.
Na serię?
Nie, na jeden banknot.
Czy od początku miały tak wyglądać, jak dziś?
Na początku trochę inaczej sobie wyobrażałem te banknoty. Planowałem, że będzie jeden Piast, jeden Jagiellon i seria skończy się królem elekcyjnym. Ale ustalono ostatecznie, że będzie dwóch Piastów, Mieszko I i Kazimierz III Wielki, ze względu na chrzest Polski i ugruntowanie państwowości przez Kazimierza Wielkiego. Zabrakło nominałów na króla elekcyjnego, bo potem był Władysław II Jagiełło, Zygmunt I Stary, a jeszcze planowałem, by był Stefan Batory lub Jan III Sobieski. Mówiło się o tym, że jak będzie potrzeba zrobić 500 zł to któregoś z tych królów się wówczas uwzględni.
No ale na szczęście potrzeby nie ma.
Nawet 200 zł jest rzadko jest używane, więc 500 zł zupełnie nie potrzeba. Był też moment, kiedy NBP chciało wprowadzić do obiegu miasta polskie i ja też w tym projekcie wystartowałem, ale przegrałem. To było gdzieś w latach 70-tych i te banknoty były już w wytwórni papierów wartościowych i miały wejść do obiegu. Ale z jakiegoś powodu nie weszły, podobnie jak wiele innych moich projektów.
Był też taki projekt banknotu kolekcjonerskiego, na którym umieściłem herb Królestwa Polskiego i Litwy. No ale herb obcego państwa nie może widnieć na banknocie, więc słusznie zwrócono mi na to uwagę i musiałem zmienić projekt.
Czy na jakimś banknocie widnieje pańskie nazwisko?
Tylko na jednym, kolekcjonerskim banknocie. W tym roku bank ma wprowadzić nowe zabezpieczenia dla "królewskich" banknotów z dodatkowymi zabezpieczeniami. One zmienią się w minimalny sposób. Ale wraz z nimi zostanie wprowadzone nazwisko moje oraz rytownika.
A gdyby do Polski wchodziło euro, chciałby pan zrobić polską wersję?
Pamiętajmy, że banknoty euro są jednolite w całej Europie, inaczej niż w przypadku monet. Ja zaś nie projektuję monet, bo to domena rzeźbiarzy. A gdyby nawet ktoś wpadł na pomysł, aby dostosować banknoty do poszczególnych krajów, to ja już chyba bym się nie podjął projektowania.
W rozmowie z Teresą Torańską mówił pan o spotkaniu z marszałkiem Józefem Piłsudskim. Jak do niego doszło?
[Śmiech] Wie pan, ja mogłem mieć wtedy z 5 lat. Marszałek mieszkał w Belwederze, a pracował tu, gdzie jest dziś kancelaria premiera. W związku z tym często przechadzał się po okolicy. Któregoś razu szedłem z mamą Agrykolą pod górę dochodząc do Alei Ujazdowskich i zauważyłem, że idzie marszałek, a za nim szedł oficer. Podszedłem do niego, zdjąłem czapkę i ukłoniłem się. Marszałek się uśmiechnął, pogłaskał mnie po głowie, coś powiedział i poszedł dalej. Niestety byłem tak przejęty, że nie zapamiętałem co mówił. Było to dla mnie ogromne przeżycie. Wcześniej widywałem go tylko na oficjalnych trybunach, bo mój dziadek był generałem i często byłem na defiladach na Polu Mokotowskim.
Kim był pański dziadek?
Mój dziadek najpierw był generałem w obcych armiach, czy to austriackiej czy rosyjskiej, a później razem z Józefem Dowbor-Muśnickim organizował Wojsko Polskie w Rosji. Od 1918 roku był już generałem polskim i walczył z bolszewikami w 1920 roku. Piętnaście lat później został prezesem Polskiego Czerwonego Krzyża. W 1939 roku wypłynął do Stanów, by załatwiać jakieś dostawy dla PCK. Na Atlantyku zastała go wojna i tak jak większość pasażerów, nie wrócił do kraju do końca wojny.
Mówiąc nieco górnolotnie, czy pan również czuje, że tak jak dziadek, zasłużył się dla ojczyzny?
Rzeczywiście brzmi to zbyt górnolotnie. Natomiast uważam, że zarówno znaczek, dowód osobisty jak i banknot, to swego rodzaju wizytówki naszego kraju. Pod tym względem uważam, że przyczyniłem się do tego, aby te banknoty były zrobione przyzwoicie. Podobnie jak inne rzeczy, które wykonałem dla państwa, jak znaczki, oznaczenia wojskowe, pierwszy paszport, czy nawet dowód osobisty.
A czy chciałby pan przekazać coś od siebie Polakom, czyli użytkownikom zaprojektowanych przez pana banknotów? Prezes Marek Belka mówi, że dobrze się je wydaje.
Szanujmy pieniądze. Są to jednak papiery wartościowe, które drogo kosztują, co tu dużo mówić. Więc jeśli my je niszczymy, czy tez obchodzimy się z nimi byle jak, no to państwo na tym traci. Chyba tylko taką rade mogę dać, aby nie miąć ich, tylko mieć ich dużo i składać do portfela starannie.