Gender tu, gender tam. Gdzie nie zajrzę, tam gender. Z jednej strony słyszę, że z genderem należy walczyć, że musimy chronić nasze dzieci. Z drugiej strony, że „gender to nic złego, katotaliby nie wiedzą, co wygadują”. Tyle, że szkoda czasu na te dyskusje, kiedy polskie dzieci mają poważniejszy problem – ubóstwo.
Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy. Przysłowie to mówi wprost, że czasami nie warto skupiać się nad czymś drobnym, kiedy poważniejsze rzeczy dzieją się wokół. Tak też jest z „szerzeniem ideologii gender” w szkołach i przedszkolach. To nie jest najważniejszy problem polskich dzieci. Problemem jest nędza.
Raporty GUS nie kłamią. Pół miliona dzieci żyje w nędzy. Są nie dożywione, nie mają podręczników. Rodziców nie stać na dentystę, na specjalistyczne badania. Te dzieci nie jeżdżą na żadne wakacje. Lato spędzają w domach, bo rodzice nie mają pieniędzy. Tymczasem co robią prawicowcy? Walczą z ideologią gender.
Rozumiem troskę o moralność dzieci, ale naprawdę można sobie dać z tym spokój. Spór o gender to problem pierwszego świata. Prowadzą go osoby, które są oderwane od rzeczywistości, nie mający problemów materialnych. Te osoby nie wiedzą co to głód, więc nie wiedzą, jakie naprawdę są problemy polskich rodzin.
Gender nie jest zagrożeniem. Jest fanaberią pewnej grupy osób. Nie trzeba powoływać straży gender, uchwalać swój sprzeciw przeciwko niemu w radzie gminy. Nie ma sensu jeździć po kraju z wykładami o zagrożeniach. Jeszcze raz podkreślę, że problemem polskich dzieci jest nędza.
Wielu rodziców naprawdę nie myśli o tym, czy na synka włożyć sukienkę, czy córce dać do zabawy pistolet. Codziennie zastanawiają się nad tym, czy za 5 złotych zrobią obiad. Tak więc apeluję do „Prawicy” jeśli tak ją można nazwać: zakopcie swój genderowy topór i zacznijcie walczyć z prawdziwym wrogiem. Jeśli będziecie tak samo zdeterminowani jak w walce z gender, to jestem pewien, że wyjdzie z tego coś dobrego.