Szwajcarzy zdecydowali, że chcą przywrócenia limitów imigracyjnych. Za ograniczeniami opowiedziało się 50,3 proc. wyborców i większość kantonów. W ten sposób Szwajcaria izoluje swój rynek pracy przed obcokrajowcami, a według komentatorów może to mieć poważne skutki zarówno gospodarcze, jak i społeczne.
Szwajcaria to jeden z nielicznych krajów, w którym obowiązuje demokracja bezpośrednia – decyzje polityczne podejmuje się tam poprzez głosowania ludowe, czyli plebiscyty i referenda. W ten sposób Szwajcarzy zdecydowanie odrzucili samą koncepcję akcesji do Unii Europejskiej – przeciwko było aż 77 proc. wyborców. Zaakceptowali jednak wejście do strefy Schengen, realizują również wpłaty do wspólnotowego budżetu.
W listopadzie odrzucili projekt Młodych Socjalistów, którzy proponowali ograniczenie zarobków menedżerów i szefów firm do 12-krotności pensji ich najgorzej opłacanych pracowników. Natomiast w ostatnią niedzielę opowiedzieli się za wprowadzeniem limitów imigracyjnych. Według komentatorów to dowód na to, że Szwajcaria coraz bardziej zamyka się w swoim własnym gospodarczym raju, do którego nie chce wpuszczać obcokrajowców.
Referendum zostało rozpisane na wniosek konserwatywnej, agrarystycznej Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP) – żeby je zwołać, wystarczy 100 tys. podpisów. SVP od wielu lat obwiniała obcokrajowców za wszystkie możliwe nieszczęścia, zarówno gospodarcze, jak i społeczne: dotychczas proponowała m.in. natychmiastowe deportowanie cudzoziemców, którzy złamali szwajcarskie prawo. Właśnie ta partia jest odpowiedzialna za wprowadzenie w 2009 roku zakazu budowy meczetów z minaretami, co wprowadziło poważny zgrzyt w stosunkach między Unią Europejską a Szwajcarią – nowe prawo łamało bowiem gwarantowane przez europejską konwencję praw człowieka swobody religijne. Nowy pomysł Ludowców uderza jednak nie w imigrantów z krajów Arabskich, ale z sąsiednich Niemiec.
Zgodnie z wynikami referendum "przeciwko masowej emigracji" rząd w przeciągu najbliższych trzech lat ma wynegocjować nowe porozumienie z Unią Europejską. Dotychczas obywatele tzw. "starej" Unii mogli z łatwością osiedlać się w Szwajcarii, natomiast obecnie będzie się to odbywało w ramach tzw. kontyngentu – rząd musi wprowadzić limit obcokrajowców, którzy będą mogli podejmować pracę w Szwajcarii.
Vox populi
Referendum nie można odwołać – dla szwajcarskiego rządu jest ono decydujące, "głos ludu" ma nadrzędne znaczenie. Żeby uznać jego ważność "za" musi opowiedzieć się większość mieszkańców i większość kantonów. Głosowało blisko 3 mln osób, czyli 56 proc. mieszkańców – to jedna z najwyższych frekwencji w ostatnich latach. Za wprowadzeniem limitów opowiedziało się 50,3 proc. – ustawę wprowadzono większością 19,5 tys. głosów.
–To, co stało się w Szwajcarii można rozpatrywać dwuwymiarowo: w szerokim i lokalnym kontekście – mówi dr Paweł Kaczmarczyk, ekonomista z Ośrodka Badań nad Migracjami UW. – W szerokim kontekście wynik referendum właściwie nie zaskakuje: wpisuje się w antyimigrancką atmosferę, która narasta w Europie już od kilku lat. Natomiast w lokalnym kontekście Szwajcarii miała bardzo pragmatyczny wymiar. Tempo rozwoju gospodarczego generuje mobilność wewnątrz kontynentu i to głównie między krajami wysoko rozwiniętymi. Szwajcarzy bronią swojej suwerenności i niezależności, więc wynik referendum tak naprawdę wpisuje się w długofalową tendencję, obecną w tym kraju – mówi ekonomista.
SVP alarmował swoich rodaków, że w 2013 roku do ich 8 milionowego kraju przybyło aż 80 tys. imigrantów. "Trzeba wybudować 30 tys. mieszkań, szpitale, na to nas po prostu nie stać. Przez imigrację Szwajcaria straci swój narodowy charakter, nasz dialekt zastąpi czysta niemczyzna" – argumentowali. Ich zdaniu sprzeciwiali się przedsiębiorcy, którzy podkreślają, że szwajcarski rynek pracy potrzebuje fachowców. – Należy pamiętać, że imigranci w krajach wysoko rozwiniętych są po prostu potrzebni – mówi dr Kaczmarczyk. – Rynki generują naprawdę pokaźną liczbę miejsc pracy, głównie na stanowiskach, które nie są uważane za atrakcyjne przez rodzimych pracowników, nikt więc nikomu pracy nie zabiera – dodaje.
Według ekonomisty w krajach wysokorozwiniętych mamy do czynienia z chronicznym niedoborem na stanowiskach w sektorach takich jak budownictwo, rolnictwo, opieka nad domem, dziećmi i starszymi ludźmi. – Próby ograniczenia migracji mogą być kontrproduktywne dla gospodarki, ponieważ z badań wynika, że imigranci generują zyski nie dla państw, z których wyjeżdżają, lecz dla tych, w których pracują, a sporo sektorów bez ich pracy po prostu nie mogłoby funkcjonować – mówi specjalista.
Antyimigrancka Europa
W ostatnich latach nastroje antyimigracyjne w Europie są coraz bardziej widoczne – ostanie wydarzenia w Wielkiej Brytanii (słowa Davida Camerona o imigrantach) czy Królestwie Niderlandów (chęć wprowadzenia tzw. "deklaracji uczestnictwa") pokazują to nad wyraz dokładnie. Według ekspertów jest to spowodowane przede wszystkim polityczną demagogią, która wraz z narastającym kryzysem ekonomicznym jest coraz silniejsza.
Kolejnym powodem jest masowy napływ imigrantów w ostatniej dekadzie i ich trudności z integracją w nowym środowisku, co jest spowodowane przez znaczące różnice kulturowe czy religijne. Proces adaptacji imigrantów jest w różny sposób realizowany w każdym z krajów wspólnoty – dla wielu polityków przyznanie, że imigranci są immanentną częścią społeczeństwa, jest niezwykle trudne. Jak na tym tle wypada szwajcarskie referendum?
– Zaskakujące jest to, że zostało przyjęte tak niewielką liczbą głosów. Biorąc pod uwagę ogólną sytuację społeczną, wynik mógłby być zdecydowanie wyższy – mówi dr Kaczmarczyk. Jednocześnie dodaje, że antyimigracyjna polityka może i jest skutecznym narzędziem walki partyjnej, ale w dłuższej perspektywie może mieć bardzo negatywne skutki, przede wszystkim ekonomiczne. – Imigranci stali się współczesnymi, symbolicznymi "obcymi", a bardzo łatwo ich wykorzystać ich w politycznej walce: nie mają bowiem swojej reprezentacji politycznej i bardzo łatwo ich obciążać – mówi ekonomista.
Jakie mogą być długofalowe skutki ograniczenia imigracji? Według ekonomisty jej realne ograniczenie poprzez wprowadzenie kwot będzie tak naprawdę miało iluzoryczny charakter. – To przede wszystkim instrument walki politycznej, który ma pokazać, że rząd ogranicza imigrację zarobkową, a także selekcjonuje potencjalnych imigrantów, przyjmując tylko tych, którzy tak naprawdę są "potrzebni"
Imigracja to norma, nie problem
Dr Kaczmarczyk uważa, że podobne restrykcje, mimo rosnących nastrojów antyimigracyjnych, nie obejmą krajów Wspólnoty. Szwajcarskie referendum nie powinno więc doprowadzić do żadnych poważnych zmian w Unii Europejskiej, ponieważ spotkałoby się ze zdecydowanym sprzeciwem unijnych polityków. – To jedna z podstawowych swobód, zagwarantowanych przez wspólnotę, czyli prawo do nieograniczonej migracji. Należy pamiętać, że obecnie imigracja jest czymś absolutnie naturalnym, nie można więc o niej mówić jako o "problemie", co często się robi –podkreśla ekspert.
Jednocześnie zaznacza, że w przyszłości migracja będzie czymś nie do uniknięcia, więc należy się z nią zmierzyć. Ponadto uważa, że z ekonomicznego punktu widzenia wykorzystanie doświadczenia imigrantów jest o wiele bardziej korzystne, niż ograniczanie ich napływu.
Aktualnie Szwajcarię czekają "trudne rozmowy" z przedstawicielami Unii Europejskiej, którzy jeszcze przed głosowaniem podkreślali, że wypowiadając porozumienie o swobodnej migracji, Szwajcaria będzie zmuszona wypowiedzieć także inne porozumienia. Didier Burkhalter, szef szwajcarskiej dyplomacji i rotacyjny prezydent kraju stwierdził, że stosunki z UE będą musiały być zbudowane "na nowo". Nie zaznaczył jednak, w jaki sposób.