Czy istnieje coś takiego, jak za duża ilość seksu w jakiejkolwiek jednostce objętości ludzkiej? - zastanawia się Piotr, bohater książki "Zasypianie". A to właśnie z zasypianiem ma on największe problemy, chyba że poprzedza je dobry seks. Prostytutka, koleżanka z liceum, czy też jakakolwiek inna, przypadkowo spotkana kobieta – tak naprawdę nie ma znaczenia, kim jest partnerka w łóżku. I choć Piotr tak naprawdę nie istnieje, wiele osób prowadzi podobny tryb życia. - Miałem taką gadkę, a potem taką renomę, że laski same się pchały i wystarczyło rozmawiać, żeby chciały przede mną rozkładać nogi - mówi 25 - letni Marcin z Warszawy.
Koleżanka - właśnie tak o swoich kobietach mówi Piotr, gdy babcia pyta o kolejną już napotkaną w jego mieszkaniu kochankę. I jest w tym wiele prawdy, gdyż dla Piotra, liczne kobiety z którymi idzie do łóżka nie są nikim więcej, jak tylko koleżanki. Wspólna zabawa, najczęściej sowicie zakrapiana alkoholem a później seks do rana, lub przynajmniej dopóki ma na to siłę. A co później? Nic... Bo Piotr niczego więcej nie oczekuje od kobiety, niż tylko seksu właśnie.
Piotr nigdy nie angażował się w relacje z kobietami, bo i one tego nie oczekiwały. - Zawsze zastanawiało mnie, jakiego masz kutasa - powiedziała odwiedzająca go Sylwia. I choć Piotrowi nie do końca odpowiadała jej waga, postanowił skorzystać z okazji i rozwiać wątpliwości koleżanki z liceum. Równie elegancko zachował się w przypadku Magdy, Oli, Kasi... I każdej następnej, którą tylko skłonił do pójść z nim do łóżka. Nie potrzebował zresztą do tego szczególnego warsztatu. "Masz ochotę na seks?" - czasem i to wystarczało.
Jedyną kobietą, która przynajmniej starała się wprowadzić w życie Piotra odrobinę ładu, była... jego babcia. - Nie powinieneś widywać się z nimi wszystkimi – powtarzała naiwnie. Jednak w niepoukładanym życiu Piotra nie było miejsca na tego typu banały. Nie oznacza to jednocześnie, że w jego głowie nie rodziły się żadne refleksje.
„W miarę ładna i zgrabna"
Niemalże każdy z nas zna takich ludzi jak bohater najnowszej książki Piotra Cieleckiego. Młodzi, kochający życie i owładnięci nieustającymi myślami o seksie mężczyźni, których celem jest przede wszystkim orgazm. Wcale nie muszą pochodzić z rozbitych rodzin lub mniejszych miejscowości, jak być może niektórzy ich sobie wyobrażają. Przeciwnie. Często są dobrze wykształceni, pracują w najlepszych firmach na świecie, a w pobliżu ich "wypasionych" samochodów słychać piski nie tylko opon.
Facetem, który przez wiele lat żył dokładnie tak, jak bohater książki „Zasypianie”, jest Marcin - dziennikarz z Warszawy. Jak mówi, dziewczyny przewijały się w jego życiu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Twierdzi jednak, że różni się od przeciętnego faceta „zaliczającego” dziewczyny na imprezach. Sam bowiem określa się jako „wymagający”. A co to w jego rozumieniu oznacza?
Dziewczyna, którą wybierał Marcin musiała być „w miarę” ładna i zgrabna, choć nie wymagał, aby miała figurę modelki. Ważne było jednak to, aby była inteligentna. - Nie chodzi o to, żebym miał z nią o czym gadać, ale po prostu inteligentne laski są też inteligentne w łóżku, można z nimi zrobić więcej, lepiej, łatwiej – słyszę od Marcina, który od blisko roku jest już w stałym związku.
Gdzie szukał owych dziewczyn? Twierdzi, że wcale tego nie robił, bo to one o niego zabiegały. Zaczął uprawiać seks mając 14 lat i bardzo szybko zdobył wśród znajomych renomę podrywacza. - Wszystkie laski uwielbiają bad boyów. Niektóre tylko z rozsądku się przed tym bronią, ale i to zazwyczaj nie był problem. W efekcie zawsze jakaś koleżanka koleżanki się interesowała co to za facet, bo nic nie działa na nie lepiej niż jak usłyszą, że to "straszny skur..." i tak dalej – słyszę od swojego rozmówcy.
"Kobiety takie nie są"
Bez wątpienia części kobiet tego typu mężczyźni przypadają do gustu, bo w końcu udaje im się spełnić swoje erotyczne marzenia. Poprosiłem jednak swoją 28-letnią znajomą Kasię, aby również przeczytała książkę Cieleckiego i oceniła postawę Piotra z punktu widzenia kobiety. Jej zdaniem, dopóki sami zainteresowani nie mają z tym problemu i dopóki nie wchodzi w grę zdrada, nikt nie powinien ich oceniać.
- Wczoraj odwiedził mnie kolega, którego znam od lat. Niedawno rozstał się ze swoją dziewczyną. 20 minut przed umówionym spotkaniem dostałam SMS-a z pytaniem: „Czy kupić coś na śniadanie”. Pomyślałam sobie, że byłoby to miłe wieńczenie wieczoru… Kolega przyjechał, obejrzeliśmy film... i pojechał – wspomina moja rozmówczyni. Jak mówi, do niczego nie doszło, bo nie poczuła "chemii". Twierdzi również, że gdyby na jej miejscu był statystyczny facet, z pewnością nie przepuściłby takiej "okazji", bez względu na to, czy kobieta spełniałaby jego wymagania, czy nie.
Marcin twierdzi, że nałogowe zdobywanie dziewczyn było dla niego podniecające samo w sobie. To właśnie podryw działał na niego bardziej, niż sam seks. Ten zaś był tylko dla niego potwierdzeniem, że jest „młodym Bogiem” i może zdobyć każdą dziewczynę. „Wyrywanie” było bowiem dla niego sposobem na rekompensatę kompleksów, w które wpadł w liceum z powodu cery. - Miałem okropny młodzieńczy trądzik - mówi Marcin. Nawet to jednak nie przeszkadzało mu w zdobywaniu.
- Miałem taką gadkę, a potem taką renomę, że laski same się pchały i wystarczyło rozmawiać, żeby chciały przede mną rozkładać nogi. Tak sobie myślę, że pryszcze mogły mnie dodatkowo motywować do tego, żeby ociekać zaje***ścią i w każdym innym względzie tak właśnie było. Gadka, ubiór, zachowanie, fryzura - zawsze byłem na najwyższym levelu. W tamtych czasach rzadko mi się wydawało, że szukam czegoś trwałego. Podniecały mnie nowe dziewczyny i wyzwania. To było trochę jak pójście w góry: wspinasz się na szczyt, zdobywasz go, wbijasz flagę, schodzisz na dół, idziesz zdobywać kolejny szczyt – tłumaczy mój 25-letni rozmówca.
Seks to nie miłość
Podobnie jak dla Piotra, seks zawsze był oderwany od uczuć. Sypiał nawet z dziewczynami, których wręcz nie lubił, ale odczuwał w danym momencie dużą potrzebę. Ten rodzaj seksu był jednak zupełnie inny od tego, który ma dziś. – Surowy, zwierzęcy, brutalny, dziki, czy delikatny, słodki - to mi już nie robiło różnicy. Może to głupie, ale zawsze zależało mi na tym, żeby i dziewczyna była zadowolona - więc najpierw, między wierszami, dowiadywałem się co lubi, a potem to realizowałem – mówi Marcin, który nigdy nie wmawiał dziewczynom, że chodzi mu o coś więcej, niż tylko seks.
Dziś nie jest w stanie przypomnieć sobie, jak wiele dziewczyn miał w swoim nie tak długim przecież życiu. Z pewnością miałby również problemem z przypomnieniem sobie ich imion. Twierdzi jednak, że nie ma w tym nic złego. - Dopóki facet nie udaje, że chodzi mu o coś więcej, nie obiecuje nie wiadomo czego: związku, ślubu, miłości. Jesteś szczery, to jesteś w porządku. Oczywiście, bycie szczerym wcale nie oznacza, że nie skrzywdzi się jakiejś laski, ale to już nie mój problem – podsumowuje Marcin.
Główny bohater książki Piotra Cieleckiego pt. "Zasypianie"
Jeśli podchodziłem do seksu w sposób wulgarny
i obsceniczny, to dlatego, że wydawało mi się
to szczere i najbardziej intuicyjne. Obrzydzało
mnie wpychanie miłości między ociekające organy.
Nie to, że nie szanowałem kobiet albo że się na
nich mściłem, że gardziłem ich delikatnością, nic
z tych rzeczy. Uwielbiałem kobiety i gdyby zniknęły
ze świata, ja zniknąłbym natychmiast razem
z nimi, ponieważ nie miałbym tu już nic do roboty.
25 - letni Marcin z Warszawy
Jego życiowym celem było "zaliczanie lasek"
Nie mogę powiedzieć, że "szukałem" lasek specjalnie, ale jeśli już, to w internecie. Badałem znajome znajomych przez „grono”, które świetnie się do tego nadawało, bo mogłeś przyczaić laskę zarówno w szkole, jak i społeczności klubu do którego chodzisz albo jakiejkolwiek innej grupy zainteresowań. No i ogarniałem przez koleżanki ich inne koleżanki. Najmniej lubiłem wyrywać laski na melanżach, bo połowa to były zwykłe ku....