Marek Wieczorek został nazwany "fryzjerem Joanny Muchy", bo jest właścicielem lubelskiego zakładu, z którego usług korzystała minister sportu. Wieczorek został w lutym zastępcą szefa Centralnego Ośrodka Sportu, co wywołało masową medialną krytykę. W połowie marca Wieczorek podał się do dymisji, twierdząc że nie jest w stanie dogadać się ze swoim przełożonym Damianem Drobikiem. Drobik stwierdził publicznie, że Wieczorkowi brakuje podstawowej wiedzy.

REKLAMA
Teraz Marek Wieczorek zapowiada, że wystartuje w konkursie na szefa COS. Mówi nam szczerze, co przez półtora miesiąca zobaczył za zamkniętymi drzwiami tej publicznej instytucji: marnotrawienie pieniędzy, komunistyczne przyzwyczajenia, nieudolność.
Warto było wchodzić do dużej polityki? Bo tym w istocie jest przyjęcie stanowiska w państwowej firmie.
Warto by było, gdyby to miało odzwierciedlenie w czynach. Pracowałem półtora miesiąca, praktycznie dwa. Jeżeli mógłbym coś zrobić, to tak - warto. Ale kiedy musiałem zrezygnować, bo nie mogłem de facto nic zrobić przez nałożoną na mnie blokadę, to czasami się zastanawiam.
Po Pańskiej nominacji przez media przetoczyła się fala ostrej krytyki. Jak Pan ją przyjął?
Przede wszystkim była bardzo nieuzasadniona. Uważam, że można krytykować kogoś, ale za to co zrobił a nie za to że jest. A gdy fala krytyki przewija się przez media i niesłusznie oskarża się mnie o bycie kimś, kim nie jestem - to jest to przykre. Jeżeli ktoś chciałby rzeczywiście krytykować moją niekompetencję, to wtedy gdy nie był bym przygotowany do pełnienia powierzonej mi funkcji, jeżeli rzeczywiście nie skończyłbym żadnej szkoły, to ta krytyka byłaby słuszna. Ale gdy ktoś ma cztery fakultety najlepszych polskich uczelni np. SGH czy Uniwersytet Jagielloński, od 16 lat zarządza różnymi podmiotami gospodarczymi w randze właściciela, prezesa lub dyrektora , to wyrywkowe wyciąganie mało istotnych elementów z życia jest bardzo niesłuszne. Ale to jest Polska. Niestety. A najśmieszniejsze jest to, że w biznes fryzjerski wszedłem trochę z przypadku - moja znajoma była menadżerską w dużej polskiej sieci salonów i przy którymś ze spotkań w Krakowie stwierdziła, że nie mają salonu w Lublinie i zaproponowała mi inwestycję, a ja się po prostu zgodziłem i tak powstał mój pierwszy salon.
Zarzucano Panu, że jest Pan politykiem, a nie tylko biznesmenem. W 2001 roku pomagał Pan tworzyć struktury Platformy Obywatelskiej w Lublinie, w 2010 roku startował Pan na radnego z "Lewicy" - listy Izabelli Sierakowskiej. Czuje się Pan politykiem, czy wyłącznie biznesmenem?
W ogóle nie czuję się politykiem - przynajmniej na dzień dzisiejszy. To nieprawda, że pomagałem w tworzeniu struktur - w prawyborach prowadziłem kampanię człowiekowi, który wystartował dlatego, że też chciał coś zrobić. Proszę spojrzeć do materiałów z 2001 roku, gdy trwały prawybory. Platforma wzięła mnie tym, że miała być jedyną partią, gdzie listy nie są ustawiane. Wtedy ta idea mnie pociągnęła. Wydawało mi się, że zmiana jest możliwa i dlatego poprowadziłem tą kampanię jako szef sztabu kandydata -jednego z dwudziestu. Ten człowiek wygrał prawybory, ale sprawy potoczyły się inaczej niż zapowiadano i dlatego nie wszedłem do polityki, nie wstąpiłem do Platformy Obywatelskiej i przez 10 lat broniłem się przed wchodzeniem w politykę. Dopiero teraz to się zmieniło.
A 2010 rok i wybory samorządowe?
To pokazuje całą sytuację mojego życia - zawsze twierdziłem, że jedynymi osobami, które są w stanie zmobilizować mnie do działania są silne kobiety. W 2010 roku pani Sierakowska zaproponowała mi start w wyborach samorządowych i tak zrobiłem. Później pani minister Mucha zaproponowała mi stanowisko i tą propozycję przyjąłem. Myślę, że to może wynikać z tego, że w 2000 roku napisałem pracę dyplomową w Wyższej Szkole Marketingu Medialnego "Czy Polska jest gotowa na kobietę prezydenta?", która była we fragmentach publikowana w mediach jako najlepsza praca na roku . Wtedy udowadniałem, że już wtedy byliśmy gotowi na to, by kobieta nami rządziła i dalej twierdzę, że najlepszymi menadżerami są kobiety. To jedyne osoby, które są w stanie mnie zmobilizować żeby działać i żeby wejść w politykę.
Dał się więc Pan skusić kobiecie, żeby "spojrzeć z zewnątrz". Co Pan zobaczył w Centralnym Ośrodku Sportu tym "świeżym spojrzeniem"?
Spojrzeniem biznesmena. Chodziło, bym zobaczył COS okiem człowieka, który całe życie walczy - rozwija jedną, drugą, trzecią firmę. Więc gdy tam wszedłem, to się przeraziłem. Ta firma może być jedną z najlepszych w Polsce, a w tej chwili jest w latach 90. Gdy skończyłem studia i zacząłem pracę w Pracowniczej Fundacji Socjalnej - to był 1995 rok i tam było tak samo, jak teraz jest w Centralnym Ośrodku Sportu.
Miał pan na myśli jakieś konkretne przypadki mówiąc, że COS przegrywa przetargi przez obecny kształt tej firmy?
Jest tego wiele. Przez półtora miesiąca przeanalizowałem chociażby przetargi na sale konferencyjne. Przegrywaliśmy je, bo procedura zaakceptowania oferty trwała bardzo długo. Tak naprawdę dyrektor decydował, czy w łazience będzie papier toaletowy - to chora sytuacja. A ja uważam, że ktoś dobrze zarządza jeśli dzieli się władzą - poszczególne zadania można scedować niżej. Nie da się jako dyrektor główny zarządzać wszystkim. Więc pierwsza przyczyna to czas, druga to kwota. Ceny wynajmu obiektów konferencyjnych nie są konkurencyjne w stosunku do innych sal. A przecież trzeba być elastycznym. Jeżeli coś ma stać puste, to trzeba obniżyć ceny, przyciągnąć klienta. W Centralnym Ośrodku Sportu nic takiego się nie robiło.
Przecież urzędnicy mogą być oskarżeni o niegospodarność, jeśli wynajmą coś za zbyt niską cenę. Nie rzucał się Pan z motyką na słońce? Może problem leży nie w samym Centralnym Ośrodku Sportu, ale wyżej - w przepisach?
Jeśli dyrektor po jakimś czasie jednak akceptuje nowy, niższy cennik, to znaczy, że ma takie uprawnienia. Przecież pan Drabik zarządza tym od roku, bo zanim został dyrektorem generalnym był wicedyrektorem do spraw obiektów i był odpowiedzialny za wynajem sal. Więc jeśli po roku może zmienić cennik, to dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Można obniżać ceny, jeśli pokaże się, że to przyniesie korzyść firmie, a po to przecież pracujemy.
Wydaje się to być proste i logiczne. Dlaczego więc żaden z poprzednich dyrektorów nie wpadł chociażby na to, że wystarczy być elastycznym?
Nie mnie to oceniać, ale moim zdaniem ta firma - pomimo, że jest po przekształceniach - tak naprawdę jest molochem z minionej epoki. Jeżeli czegoś się nie zmieni, to za pół roku - po Olimpiadzie, okaże się, że ta firma nie powinna funkcjonować w normalnej rynkowej grze. No bo ileż można dotować? Firma powinna zarabiać na siebie.
Centralny Ośrodek Sportu ma 100 milionów złotych dochodów i 24 miliony złotych dotacji z budżetu. Co trzeba zrobić, by ministerstwo sportu musiało dopłacać mniej lub wcale?
Nie sądzę, by można całkowicie zlikwidować dotacje, bo COS jest powołany by służył sportowcom i powinien to robić jak najlepiej. Ale przez zmniejszenie wielu kosztów można zarobić pieniądze, które przeznaczy się na lepsze funkcjonowanie lub na rozwój.
Czyli restrukturyzacja?
Też, ale takim drobnymi działaniami jak centralne zamówienia - to daje możliwość negocjowania i obniżania cen zakupu towarów . Druga rzecz to centralny system rezerwacji miejsc hotelowych. Sportowcy wykorzystują tylko 60 - 70 procent bazy, resztę można wynająć. Centralny system rezerwacji pomógłby te 30 procent zagospodarować, a to kolejne pieniądze. Albo organizacja imprez: dziś "Polska Biega", która przyciąga tłumy jest organizowana przez dwa czy trzy ośrodki - to powinna być sztandarowa impreza COS. Gdyby Centralny Ośrodek Sportu działał jak korporacja, to w tych dziedzinach, ale i wielu innych, można by znaleźć oszczędności i dodatkowe pieniądze przeznaczyć na sport.
Brzmi to trochę jak gotowy program wyborczy. Zdecydował Pan, czy weźmie udział w konkursie na szefa COS?
Mam nadzieję, że konkurs będzie. Jeśli będzie to wystartuję, chciałbym. Po tym półtora miesiąca mam sporo przemyśleń. Uważam, że moje spojrzenie - jako człowieka biznesu - przyda się COS-owi. Poza tym nie jestem związany żadnymi układami i nie będę bał się zmian. To moje atuty podparte wiedzą i wykształceniem. Mam nadzieję, że te wszystkie rzeczy, które zaobserwowałem, będę miał okazję zmienić.
Kiedy odszedł Pan z Centralnego Ośrodka Sportu powiedział Pan, że zastanawia się, czy podzieli się Pan swoimi obserwacjami z prokuraturą.
Żeby pójść do sądu musiałbym mieć twarde dokumenty czy dowody, a dostęp do nich był mi ograniczany. Jeżeli zostanę dyrektorem Centralnego Ośrodka Sportu to przejrzę dokumenty z ostatnich miesięcy i lat. Jeśli potwierdzą się moje podejrzenia, to przekażę to do zbadania Najwyższej Izbie Kontroli, a po drugie skieruję sprawę do sądu.
Minister Mucha zapowiedziała kompleksowe zmiany w Centralnym Ośrodku Sportu, które mają być gotowe jeszcze w tym półroczu. Prosiła Pana o pomoc? Konsultował Pan jakiś program tych zmian, już po odejściu z COS?
Nie, ale jeśli Minister zapowiedziała zmiany to je przeprowadzi - to silna kobieta, z dużą wiedzą, z wizją sportu. Ma tylko jeden problem: zderza się ze starymi strukturami. Mam nadzieję, że jeśli wygram konkurs i zostanę dyrektorem będę mógł brać udział w tworzeniu tych zmian, reformować COS. Ta instytucja mogłaby działać jak zegarek, a teraz wygląda jak wygląda. Co więcej, gdyby przyjrzeć się bliżej, tam przez miesiąc od mojego odejścia nic się nie zmieniło. Chociaż może obecny dyrektor nie chce rozpoczynać nowych inwestycji, które mógłby poprowadzić już nowy dyrektor. Nie wiem czy to będę ja. Mam nadzieję.
Brak dostępu do dokumentów dla Pana to działanie "struktur, z którymi zderza się Minister Mucha", czy decyzja jednej osoby?
Nie wiem, czy to było odgórne czy nie, ale wydaje mi się, że dyrektor Drobik nie działał sam. Jeżeli ktoś się czuje tak mocnym jak on się czuł, jeżeli ktoś na każdą inicjatywę mówi "nie", jeżeli pod każdą moją propozycją czy pod delegacją na wizytację ośrodków był podpis "brak zgody", to chyba znak, że chciano odsunąć mnie od dokumentów. Ale to nie problem samego dyrektora Drobika - niżej są kierownicy działów. Chociażby pani od marketingu, która pracuje w firmie od sześciu lat a tak naprawdę nic nie robi, nie ma wizji w którym kierunku jej dział powinien pójść. Sprzedają powierzchnie czekając, aż ktoś przyjdzie do COS i poprosi - nie ma promocji, nie ma wychodzenia z ofertą. Więc dyrektor to jedno, ale ważniejsze są stanowiska kierownicze - to tam trzeba zrobić rewolucję. Przypomina to Polski Związek Piłki Nożnej. Lato nie powinien być prezesem, ale przecież ktoś go wybrał, są niższe struktury. Różnica jest taka, że w Centralnym Ośrodku Sportu są mniejsze pieniądze - układy są takie same.
Rozumiem, że dostęp do dokumentów uniemożliwiali Panu ci, którzy czują się zagrożeni. Kto to jest?
Proszę przeanalizować, kto zarządzał COS-em i będzie Pan miał odpowiedź. Nie mogę stwierdzić kto to. Dostęp do dokumentów blokowała mi jedna osoba - pan Drobik. Ale kogo on bronił? Czego bronił? Dlaczego mi blokował dostęp? Nie wiem.
Damian Drobik nadal pracuje w Centralnym Ośrodku Sportu i jest znowu wiceszefem do spraw obiektów. Nie powinien już tam pracować?
Moim zdaniem on nie ma honoru. Jeśli odwołano go z funkcji dyrektora, powinien odejść ze wszystkich stanowisk. Ucieczka na zwolnienie lekarskie i utrzymywanie tej sytuacji świadczy o tym, że jemu zależy tylko na stołku a nie na tym, by coś zrobić - tym się różnimy. Ja chcę coś zrobić, zmienić. Chcę, by COS zaczął funkcjonować w realiach obecnej gospodarki, a Drobik przykleił się do stołka i nie chce się odkleić.
To samo można powiedzieć o Panu. Odszedł Pan, a teraz chce startować na szefa Ośrodka. Pojawiają się opinie, że nie powinien Pan starać się o to stanowisko.
Dlaczego Pan tak uważa? Gdyby mi zależało na stołku to nie podałbym się do dymisji. Pan Drobik po tygodniu pracy zaproponował mi, żebym sobie funkcjonował, bo mam ciepłą i fajną posadkę. Nie zgodziłem się, powiedziałem, że się nie zgadzam, że przyszedłem po to, by zmienić Centralny Ośrodek Sportu. Jeżeli zostałbym, to można by mi zarzucić przywiązanie do stołka. Ale jeśli coś zacząłem, to chciałbym skończyć. Uważam, że wiedzę, którą zdobyłem przez półtora miesiąca i moje wykształcenie może przynieść tylko bonusy. Jeśli w konkursie będzie ktoś lepszy i nie z układu to po prostu już mnie w COS-ie nie będzie i zajmę się innymi sprawami.