![[url=http://shutr.bz/1fjZdSJ]Zdecydowana większość badanych przez CBOS (85 procent; reprezentatywna próba losowa 1111 dorosłych mieszkańców Polski) wiąże wyobrażenie o szczęśliwym życiu z rodziną
[/url]](https://m.natemat.pl/165c2c6c4176be4c079fc486a8836498,1500,0,0,0.jpg)
Opinia o tym, że współczesna rodzina się rozpada, powtarzana jest bez umiaru. Czy można myśleć inaczej, skoro na tysiąc nowo zawartych małżeństw w Polsce 300 kończy się rozwodem? Można. Teza o kryzysie rodziny nie jest oczywista, choćby dlatego, że zdecydowana większość badanych przez CBOS (85 procent; reprezentatywna próba losowa 1111 dorosłych mieszkańców Polski) wiąże wyobrażenie o szczęśliwym życiu właśnie z rodziną.
REKLAMA
Kryzys wyczuwamy za każdym razem, gdy słyszymy o rozchodzących się parach, spadku liczby urodzeń, coraz mniejszej chęci do formalizowania związków, a zarazem rosnącej atrakcyjności krótkotrwałych, mało stabilnych relacji. Szereg zjawisk układa się w znaną z przekazów medialnych i dobrze oswojoną narrację o rozpadzie więzi międzyludzkich i tradycyjnej rodziny. Kłopot polega na tym, że sprawa nie jest tak jednoznaczna.
Mit tradycyjnej rodziny
Pierwszy problem związany jest z nieporozumieniem, jakie budzi pojęcie tradycyjnej rodziny. To, co zwykło się za nią współcześnie uważać – rodzinę nuklearną, złożoną z ojca, matki i najlepiej dwojga–trojga dzieci – było tylko epizodem w historii, który współcześnie podnosi się do rangi uniwersalnego modelu życia rodzinnego.
Pierwszy problem związany jest z nieporozumieniem, jakie budzi pojęcie tradycyjnej rodziny. To, co zwykło się za nią współcześnie uważać – rodzinę nuklearną, złożoną z ojca, matki i najlepiej dwojga–trojga dzieci – było tylko epizodem w historii, który współcześnie podnosi się do rangi uniwersalnego modelu życia rodzinnego.
Tymczasem rodzina na przestrzeni wieków ewoluowała, a zmiany nie przebiegały w sposób liniowy – od wielkich, trwałych sieci krewniaczych do silnie zindywidualizowanej rodziny współczesnej. Kształt rodziny zależał od szeregu uwarunkowań społeczno-ekonomicznych. Na przykład od dostępności służby – a w czasach nowożytnych w naszej części Europy mogli sobie na nią pozwolić tylko ludzie najbardziej majętni – zależało, w jakim zakresie kobiety i dzieci były zaangażowane w prowadzenie gospodarstwa domowego.
Późny ożenek – tylko względnie
Drugi problem z tezą o kryzysie, który wprost wynika z mitu o tradycyjnej rodzinie, bierze się z przyjęcia za podstawę oceny zbyt krótkiego okresu historycznego – ograniczonego do lat powojennych. Jednym z elementów owego mitu jest przekonanie o wczesnym ożenku dawniej i odkładaniu w czasie decyzji o formalizowaniu związku współcześnie.
W latach 70. przeciętny wiek nowożeńców wynosił w Polsce 24,1 lat dla mężczyzn i 22,1 lat dla kobiet. W 1995 roku: już 24,9 lat dla mężczyzn i 22,5 lat dla kobiet.
Późny ożenek – tylko względnie
Drugi problem z tezą o kryzysie, który wprost wynika z mitu o tradycyjnej rodzinie, bierze się z przyjęcia za podstawę oceny zbyt krótkiego okresu historycznego – ograniczonego do lat powojennych. Jednym z elementów owego mitu jest przekonanie o wczesnym ożenku dawniej i odkładaniu w czasie decyzji o formalizowaniu związku współcześnie.
W latach 70. przeciętny wiek nowożeńców wynosił w Polsce 24,1 lat dla mężczyzn i 22,1 lat dla kobiet. W 1995 roku: już 24,9 lat dla mężczyzn i 22,5 lat dla kobiet.
W ciągu ostatniej dekady (2002–12), ubyło nowożeńców w najmłodszych grupach wiekowych – poniżej 19 roku życia (w 2002 roku 10 procent kobiet i 2 procent mężczyzn, w 2012 roku 3 procent kobiet i 0,5 procent mężczyzn) i w przedziale 20–24 lata (w 2002 roku 49 procent kobiet i 35 procent mężczyzn, w 2012 roku 33 procent kobiet i 18 procent mężczyzn).
Coraz większą część nowożeńców stanowią osoby w wieku 25–29 lat (w 2002 roku 27 procent kobiet i 40 procent mężczyzn, w 2010 roku 39 procent kobiet i 44 procent mężczyzn) oraz trzydziestolatkowie (w 2002 roku 8 procent kobiet i 15 procent mężczyzn, w 2012 roku 18 procent kobiet i 28 procent mężczyzn). W starszych grupach wiekowych – czterdziestolatków oraz osób powyżej 50 roku życia – nie nastąpiły zmiany (wciąż 3–4 procent kobiet oraz 4–5 procent mężczyzn nowożeńców).
Stąd już bardzo blisko do stwierdzenia, że nieprzerwanie od lat 70. młodzi w Polsce odsuwają decyzję o zawarciu małżeństwa. Zmiany te trudno jednak oceniać w sposób aż tak jednoznaczny, gdy sięgniemy po dane z 1932 i 1950 roku. W tych latach przeciętny wiek nowożeńców wynosił dla mężczyzn odpowiednio – 26,3 i 26 lat, a dla kobiet – 23,4 i 23 lata. Według historyków w 1600 roku panna młoda miała średnio 24–27 lat, a pan młody 27–30 lat. Od tego czasu niewiele się współcześnie zmieniło.
Nie widać więc powodów, by na podstawie danych z ostatnich 40 lat wyrokować o rozpadzie rodziny. Można co najwyżej stwierdzić, że obok rodziny i małżeństwa pojawiają się inne ważne wartości. Potwierdzają to wyniki tego samego badania CBOS. Szczęście rodzinne wymieniane jest wśród naczelnych wartości w życiu codziennym (78 procent badanych), ale dużą rolę odgrywa również posiadanie grona przyjaciół (42 procent), praca zawodowa (41 procent), wykształcenie (11 procent) czy kontakt z kulturą (10 procent). Z pewnym uproszczeniem można stwierdzić, że współcześnie zamierzamy osiągnąć znacznie więcej w pracy i w życiu osobistym zanim zdecydujemy się na formalizowanie związków.
Więcej rozwodów – więcej akceptacji
Innym przejawem kryzysu współczesnej rodziny ma być rosnąca liczba rozpadających się małżeństw. Od 2000 roku nastąpił wyraźny jej wzrost: w 2000 roku orzeczono 42,8 tysięcy rozwodów, w 2012 roku 64,4 tysięcy. Równolegle następował spadek liczby zawieranych małżeństw po krótkim okresie wzrostu w latach 2004–08 (można go tłumaczyć zawieraniem małżeństw przez pokolenie wyżu demograficznego oraz – być może – ożywieniem gospodarczym).
Innym przejawem kryzysu współczesnej rodziny ma być rosnąca liczba rozpadających się małżeństw. Od 2000 roku nastąpił wyraźny jej wzrost: w 2000 roku orzeczono 42,8 tysięcy rozwodów, w 2012 roku 64,4 tysięcy. Równolegle następował spadek liczby zawieranych małżeństw po krótkim okresie wzrostu w latach 2004–08 (można go tłumaczyć zawieraniem małżeństw przez pokolenie wyżu demograficznego oraz – być może – ożywieniem gospodarczym).
O tym, że wzrost liczby rozwodów jest szczególną cechą ostatnich lat niech świadczy fakt, że od 1946 roku doszło w Polsce łącznie do ponad 2,4 miliona rozwodów, z czego jedna trzecia w latach 1999–2012.
Jedną z konsekwencji rozwodów jest dorastanie dzieci w niepełnych rodzinach. Błędem byłoby jednak zakładać, że stabilna rodzina złożona z obojga rodziców wychowujących dzieci była historyczną normą. Zanim rozwód stał się powszechnym faktem, podstawową przyczyną rozpadu rodzin była znacznie wyższa niż obecnie śmiertelność.
Częstotliwość rozwodów jest powiązana ze stosunkiem Polaków do tego zjawiska. W 2013 roku tylko 13 procent ankietowanych przez CBOS nie akceptowało rozpadu małżeństwa, a 56 procent dopuszczało go tylko w pewnych sytuacjach (reprezentatywna próba losowa 1111 dorosłych mieszkańców Polski). 5 lat wcześniej odsetki odpowiedzi wynosiły odpowiednio: 15 i 62 procent.
Mniej dzieci – więcej zmartwień
Wzory zawierania związków małżeńskich mają bezpośredni wpływ na liczbę urodzeń. Wciąż blisko 80 procent dzieci rodzi się bowiem w formalnych związkach. Więcej urodzeń pozamałżeńskich notuje się w miastach (23,6 procent w 2011 roku) niż na wsi – 18 procent. Jeszcze w latach 90. odsetek urodzeń pozamałżeńskich oscylował w granicach 6–7 procent.
Mniej dzieci – więcej zmartwień
Wzory zawierania związków małżeńskich mają bezpośredni wpływ na liczbę urodzeń. Wciąż blisko 80 procent dzieci rodzi się bowiem w formalnych związkach. Więcej urodzeń pozamałżeńskich notuje się w miastach (23,6 procent w 2011 roku) niż na wsi – 18 procent. Jeszcze w latach 90. odsetek urodzeń pozamałżeńskich oscylował w granicach 6–7 procent.
Co więcej, współcześnie obserwuje się stosunkowo dużą akceptację dla ojców i matek samotnie wychowujących dzieci. 91 procent badanych przez CBOS uznałoby ich za rodzinę. Znacznie mniejszym poparciem (78 procent) cieszą się natomiast nieformalne związki, które wychowują dzieci.
Wyższy przeciętny wiek zawierania małżeństw przełożył się na podwyższenie wieku kobiet rodzących dzieci. W 2000 roku przeciętny wiek kobiet w chwili urodzenia pierwszego dziecka wynosił 23,7 lat, w 2011 roku – 26,9. Jedną z konsekwencji odsuwania w czasie urodzenia pierwszego dziecka jest spadek liczby urodzeń. Na początku lat 90. współczynnik dzietności wynosił 2,06, by w 2011 roku spaść do 1,3. Najniższą wartość (1,22) osiągnął w 2003 roku.
Rodzina, o jakiej marzą… mężczyźni
Ciekawym uzupełnieniem będą wyniki badania CBOS, w którym pytano o preferowaną liczbę potomstwa (reprezentatywna próba losowa 1018 dorosłych mieszkańców Polski). Co się okazało? Bez względu na wiek, to mężczyźni chcieliby mieć więcej dzieci niż kobiety. Można by powiedzieć, że dane te obalają stereotypy o jakoby większym instynkcie macierzyńskim kobiet.
Rodzina, o jakiej marzą… mężczyźni
Ciekawym uzupełnieniem będą wyniki badania CBOS, w którym pytano o preferowaną liczbę potomstwa (reprezentatywna próba losowa 1018 dorosłych mieszkańców Polski). Co się okazało? Bez względu na wiek, to mężczyźni chcieliby mieć więcej dzieci niż kobiety. Można by powiedzieć, że dane te obalają stereotypy o jakoby większym instynkcie macierzyńskim kobiet.
Problem zdaje się być jednak o wiele głębszy: odpowiedzi kobiet można interpretować jako naturalną reakcję wobec zbyt wysokich kosztów związanych z przerwaniem pracy, prowadzeniem domu, emocjonalnym zaangażowaniem w wychowanie, które w związku z posiadaniem dzieci ponoszą przede wszystkim one. Obecna sytuacja tworzy zatem poważne wyzwania dla polityki rodzinnej, która powinna łagodzić napięcie między posiadaniem dzieci a aspiracjami kobiet do aktywności w innych sferach życia.
Z pewnością współczesna rodzina podlega głębokim zmianom, ale nie widać powodów do niepokoju o jej przyszłe losy. Badania opinii publicznej potwierdzają, że rodzina pozostaje istotną wartością, ale równocześnie zmienia się jej rozumienie – rośnie akceptacja dla urodzeń pozamałżeńskich, samotnego rodzicielstwa, związków jednej płci czy konkubinatów.
A co z tradycyjną rodziną? Wgląd w dane historyczne przekonuje, że jest to pojęcie względne i trudne do potwierdzenia w empirii. To kategoria bliższa poczuciu moralności. Niemniej prowokuje do stawiania pytania, skąd bierze się jej siła wpływania na sposób myślenia o rodzinie współczesnej.
Tekst pochodzi z magazynu "W Punkt".
Piotr Teisseyre – socjolog związany ze Stowarzyszeniem Klon/Jawor, w którym zajmuje się rozwojem serwisu Mojapolis.pl; w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego przygotowuje pracę doktorską o strategiach opiekuńczych rodzin w Polsce.
Piotr Teisseyre – socjolog związany ze Stowarzyszeniem Klon/Jawor, w którym zajmuje się rozwojem serwisu Mojapolis.pl; w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego przygotowuje pracę doktorską o strategiach opiekuńczych rodzin w Polsce.